Teatr jak śmietnik i burdel

31. Warszawskie Spotkania Teatralne

Podsumowanie Warszawskich Spotkań Teatralnych - gorzka odtrutka na polityczny PR, mydlane seriale i komedie romantyczne

Maciejowi Nowakowi, szefowi WST, łatwo można zarzucić jednostronność. Pokazał tylko to, co radykalne, zrewoltowane, obsceniczne. Brakowało teatru środka, jaki tworzą Anna Augustynowicz albo Piotr Cieplak. A jednak trudno odmówić Nowakowi intuicji. To on współtworzył kariery Pawła Demirskiego, Michała Zadary, Jana Klaty i Mai Kleczewskiej, najciekawszych reżyserów ostatniej dekady. Najostrzejsza była diagnoza Kleczewskiej. Jej "Babel" oparty na prozie Elfriede Jelinek, zainspirowanej wojną w Iraku, to przewrotny spektakl o pułapce, jaką jest świat, w którym niewinności starcza nam na kilka pierwszych lat życia. 

Reżyserka nie moralizuje. Nie bez autoironii sparodiowała spektakle Krzysztofa Warlikowskiego: "Oczyszczonych", "Kruma" i "(A)pollonię". Podobne są scenariusze, scenografia, rekwizyty i tematy: przekraczanie tabu, szukanie miłości na dnie, ofiara i wybaczenie. Sprowokowała aktorów Teatru Polskiego w Bydgoszczy do ekshibicjonizmu, zaś publiczność do masochistycznego oglądania orgii śmierci, nagości, nieszczęścia i niespełnienia. Wokalny finał Sebastiana Pawlaka to muzyczny komentarz Renate Jett z "(A)pollonii" a rebours. Diaboliczna drwina z artystów, którzy epatują coraz większą brutalnością, aktorów odnajdujących się w rolach wykolejeńców oraz widzów chodzących do teatru jak do burdelu, takiego na ni-by - usprawiedliwionego alibi sztuki i iluzji. Kleczewska nie obiecuje oczyszczenia. Szyderczo prorokuje, że zobaczymy jeszcze w teatrze rzeczy, o jakich nie śniło się filozofom.

Sądząc po pesymistycznym "Kasparze" Barbary Wysockiej ze Współczesnego we Wrocławiu brutalne kolonizowanie widowni przez nowy sceniczny język będzie postępować szybko. Jak Kaspar - przypominamy gąbkę. Ulegamy perwersjom, chłoniemy medialne nowinki, choćbyśmy ich nie akceptowali. Teatr zgodził się na tak wiele, że przestaje być teatrem. Gra rolę śmietnika cywilizacyjnych odpadów i cmentarzyska idei. Z perwersyjną rozkoszą!

Byłoby lepiej, gdyby reżyserzy stracili wiarę w multimedia. W "Szosie Wołokołamskiej" Wysockiej ukrywają one niemoc inscenizacyjną reżyserki. W "Utworze o Matce i Ojczyźnie" Marcina Libera są artystyczną taniochą i dowodem oszczędzania na aktorach. Najlepsze spektakle - "Trylogia" Jana Klaty oraz "Niech żyje wojna!" i "Był sobie Andrzej, Andrzej i Andrzej" z Wałbrzycha, duetu Demirski-Strzępka - żywiły się wyobraźnią reżyserów i widowni.

Tradycyjna narracja przetrwała tylko w musicalowej "Lalce". Najtańszym rekwizytem jest penis. Prawdziwy - nie sztuczny. W cenie bywa wystudiowana niedbałość. Aktorzy grają, jakby przelatywali rolę na podobieństwo skanowania wzrokiem newsów w Internecie, gdzie emocje wywołują tylko wyboldowane sensacje. Im jednak nie można wierzyć do końca. Aktorską kreacją Spotkań był Kmicic Krzysztofa Globisza w "Trylogii". Aktor Starego Teatru błyskotliwie zagrał nonszalancję i pychę sienkiewiczowskiego bohatera i... samego Sienkiewicza. Brawa za wzruszającą delikatność Wołodyjowskiego w wykonaniu Andrzeja Kozaka i tubalność Zagłoby Juliusza Chrząstowskiego.

"Trylogia" wraz z "Niech żyje wojna!" były głosem w sprawie rewizji naszej historii. Klata pokazuje Polaków jako naród ludzi przegranych, nieudaczników zepchniętych do jasnogórskiej kaplicy, gdzie kompensują swój upadek historiami o dawnych bohaterach. Klata podważa stereotyp Polski jako niewinnej ofiary brutalnych sąsiadów. Martyrologii symbolicznie przeciwstawia okrutną śmierć nabitego na pal Tuhajbejowicza - jednego z wielu pogardzanych przez nas obcych, który powraca jako duch-mściciel. W wizyjnej scenie dokonuje egzekucji oficerów w Katyniu. 

Kiedy spektakl miał premierę trzy lata temu, był ironiczną kontrą do polityki historycznej PiS. Jednak 10 kwietnia 2011, w scenie, gdy bohaterowie Klaty - sienkiewiczowscy rycerze? powstańcy warszawscy?, a może rekonstruktorzy ich mitu? - w milczeniu schodzili do kanału, krzyczała ze sceny tęsknota za przywódcą, który uratuje od katastrofy polskie państwo. "Niech żyje wojna!" nie daje nadziei. Strzępka i Demirski przedstawiają Polaków podzielonych i skłóconych.

Teatr stał się gwarantem pluralizmu. Nie ma swoich świętych, jak salony czy media. Demirski i Strzępka kpią z konformizmu Andrzeja Wajdy i Kazimierza Kutza. Niejako w ich zastępstwie pokazali w spektaklu "Był sobie Andrzej, Andrzej i Andrzej" namiastkę "Człowieka ze styropianu". Obnażyli nowobogactwo elit biznesowych na tle biedy Polski B.

W "Utworze o Matce i Ojczyźnie" Liber sportretował tzw. zoologiczny antysemityzm Polaków. Demirski i Strzępka kpią z pokazywania go zgodnie ze stereotypem poprawności politycznej - wtedy bowiem staje się moralną łatwizną.

Credo Spotkań był "Mesjasz" Michała Zadary z wiedeńskiego Schauspielhaus. Teatr będzie nas ciekawił, dopóki będzie próbował wyrazić tajemnicę świata i egzystencji. Co mamy w majtkach - już wiemy.

Jacek Cieslak
Rzeczpospolita
16 kwietnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia