Teatr jako azyl
rozmowa z Grzegorzem Kempinsky\'mRozmowa z Grzegorzem Kempinsky\'m, reżyserem konkursowego spektaklu pt.: "Zdobycie bieguna południowego" Manfreda Karge.
Agnieszka Manowska: Pana spektakl „Zdobycie bieguna południowego” został wyróżniony i bierze udział w „Interpretacjach”. Proszę powiedzieć, jakie znaczenie ma dla Pana ten festiwal?
Grzegorz Kempinsky: Samo uczestnictwo w „Interpretacjach” jest dla mnie wielkim wyróżnieniem i przyjemnością. Nie tylko dla mnie, ale i teatru i całego regionu śląskiego, ponieważ nigdy wcześniej żaden spektaklu z Teatru Śląskiego ani ze śląska nie dostał się na ów festiwal.
A.M.: Czym Pana spektakl może wyróżniać się spośród innych?
G.K.: Dla mnie jest to przedstawienie o wewnętrznej wolności człowieka. Każdy z nas ma jakiś własny ‘biegun’ do zdobycia. „Zdobycie...” jest głęboko egzystencjalną sztuką. Pyta, po co tu jesteśmy, co następuje potem i czy w ogóle warto ścigać się na ten ‘biegun’. Ten spektakl nie dotyczy żadnego pokolenia. Rzecz się dzieje w Niemczech, ale jest na tyle uniwersalna, że dotyka nas wszystkich. Nie ważne, czy jest się reżyserem, górnikiem, taksówkarzem czy kimkolwiek innym. Każdy ma swoje cele życiowe. I, pomimo przeciwieństw, możemy odnaleźć swoją drogę i wolność. Sztuka stawia ważkie problemy egzystencjalne i pyta, dokąd zmierza życie. Mam nadzieję, że to jest po prostu dobry spektakl i dlatego uczestniczy w „Interpretacjach”.
A.M.: Czy istnieje według Pana recepta na zwycięski spektakl?
G.K.: W ogóle się nad tym nie zastanawiałem.
A.M.: Jest Pan etatowym reżyserem Teatru Śląskiego zatem co będziemy mogli zobaczyć wkrótce na deskach teatru?
G.K.: Już niedługo, bo 21 marca mamy premierę monodramu „Jordan” z Ewa Kutynią. Jest to dla mnie jak i dla niej wielkie wyzwanie, gdyż Ewa po raz pierwszy gra w monodramie, a treść sztuki jest dość „mocna”, ponieważ oparta na faktach. Opowiada o dziewczynie, która zabiła swoje własne dziecko.
A.M.: Festiwal zmusza do zastanowienia się nad tym jaka jest kondycja współczesnego teatru?
G.K.: Sądzę, że powoli zamiera misyjność zawodu reżysera. Miałem długoletni ‘romans’ z telewizją, ale to w teatrze szukam azylu, wolności wypowiedzi, komfortu pracy, a nawet możliwości popełniania omyłek i błędów. Teatr jest to o wiele lepsza forma poszukiwań twórczych i możliwości szukania nowych środków wypowiedzi niż telewizja czy film. Dlatego teatr jest takim azylem dla tych twórców, którzy chcą czegoś więcej niż traktowania swojego zawodu jako „fabryki gwoździ”.
A.M.: W jakim kierunku powinny pójść twórcy teatralni?
G.K.: Nie ma gotowych recept. Myślę, że każdy twórca powinien robić to, co uważa za słuszne. Praca w teatrze jest dla mnie luksusem, dlatego że jest miejscem na poszukiwania, mierzeniem się z czymś, z czym nie miało się jeszcze styczności. Zaś inne media są w tej chwili nastawione tylko na ilość, a nie na jakość oraz na pieniądze, a nie na wypowiedź artystyczną.
A.M.: Jakie są Pana dalsze plany teatralne?
G.K.: Należę do szczęśliwców, którzy mają co robić. Następną sztuką, która reżyseruję jest „Bóg” Woody’ego Allena w Lublinie, następnie „Łysa Śpiewaczka” w Sosnowcu. Podczas wyboru sztuki na scenę często kieruję się własną intuicją. Zwykle czytam tekst przedstawienia czy scenariusz i, albo mi się podoba, albo nie. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej.
A.M.: Dziękuję Panu bardzo za rozmowę.