Teatr jest zagadką i magią

Rozmowa z Kamilą Klimczak

Myślę, że kluczem w tym zawodzie jest otwartość, zwłaszcza na reżysera. Teatr nie może również istnieć bez artystów zza sceny. Bez garderoby, kostiumografów, makijażystów, technicznych. Oni są obecni przy każdym spektaklu i widzą najwięcej. To właśnie oni są bazą dla spektaklu, nie tylko dla aktorów.

Z Kamilą Klimczak - aktorką Teatru Bagatela, o 15-letniej pracy w Bagateli - rozmawiją Judyta Pogonowicz i Ryszard Klimczak z Dziennika Teatralnego.

Dziennik Teatralny: Twój debiut w Teatrze Bagatela to rola w spektaklu Noc Walpurgii. Jak pamiętasz to wydarzenie?

Kamila Klimczak - To było moje pierwsze spotkanie z reżyserem Waldemarem Śmigasiewiczem, wspaniałym reżyserem, z którym chętnie bym się spotkała ponownie, z większym już doświadczeniem scenicznym, bo wtedy widziałam jego niezwykłe spektakle w Warszawie, jego fascynacje Gombrowiczem, a to był spektakl, w którym grałam Lekarz Walentynę, czyli jedną z asystentek szefowej domu psychiatrycznego. Nie była to wielka rola, ale dzięki temu weszłam w zespół, poznałam ludzi. A to jest ważne dla młodego aktora, jakich ludzi spotyka, jest to wybór na lata, czy zostanie w zespole, czy nie. Wtedy nie wszystkie uwagi Waldemara Śmigasiewicza rozumiałam, ale spotkaliśmy się jeszcze potem w Procesie i wiedząc to, co wiem teraz chętnie bym z nim popracowała.

To był spektakl zaraz po szkole?

- Tak, to był wspaniały moment. Dzięki dyrektorowi Shoenowi, który nas potraktował wyjątkowo. Dyrektor daje młodym aktorom szansę i stabilizację, która w tym zawodzie jest bezcenna, ale to się docenia później. Także moment przyjścia do teatru, etat i zaangażowanie się w inne działania poza teatrem, na co nie każdy dyrektor pozwala. To powoduje, że zespół Teatru Bagatela jest różnorodny. Pan dyrektor zaprosił nasz rok do zagrania dyplomu na Scenie na Sarego, małej i kameralnej, graliśmy "Łoże" Sergi Belbela w reżyserii Karoliny Szymczyk. A potem kilku kolegów zostało etatowymi aktorami.

Bagatela stawia na spektakle nie tylko komediowe, również dramatyczne i muzyczne. W jakich rolach można Cię oglądać na deskach Bagateli?

- W bardzo różnych. Udało mi się dotknąć farsy, która jest specjalizacją teatru, w Pomocy domowej, w komediach Iwony Jery, która na co dzień tworzy w Niemczech, zagrałam 3 spektakle, w spektaklu muzycznym Szaleństwa nocy, w którym gramy na instrumentach i śpiewamy, O krasnoludkach, gąskach i sierotce Marysi, więc i bajkę mam za sobą, i Otello, czyli Szekspir, ulubiony temat do grania, współczesna komedia Najdroższy. Czyli można powiedzieć, że jestem w tym czasie aktorskim kiedy mogę brać byłe, wredne żony, i to jest ciekawe, albo matki piątki dzieci. I tak to wychodzi, że Ci, co mają dzieci i są poukładani w życiu grają trudne role, a Ci, którzy w prywatnym życiu nie są poukładani - grają poukładanych. Mam takie przekonanie, że do nas pewne role przychodzą i czasem zmagamy się z nimi, a czasem na nie czekamy i tak jest w najnowszej premierze Śmierć pięknych saren.

Grasz w Sarnach... dwie role?

- Tak, gram sarnę - symbol holokaustu, no trudno nazwać, że gram, bo jestem tym symbolem na scenie. Ale poprzez moje zainteresowanie i pracę z Leopoldem Kozłowskim, najstarszym klezmerem Galicji, spektakl Aj waj, czyli historie z cynamonem, miłość do tej kultury myślę odwzajemnioną, to Sarna jest dla mnie kontynuacją czegoś nad czym pewnie ktoś inny męczyłby się długo, a czasem zmagam się z rolami, które nie są mi tak bliskie, a tutaj jak to mówił Andrzej Wajda „50% sukcesu to odpowiednia obsada". Ja mam czasem szczęście tak trafić i cieszę, że na 100-leciu mogę też moją inną twarz pokazać.

Czy granie w komediach jest trudne?

- Ten teatr daje możliwość zmierzenia się z repertuarem komediowym, co nie jest takie częste w innych teatrach dramatycznych, a sama komedia jest najtrudniejszą ze sztuk. Wspaniali aktorzy komediowi jak śp. Michnikowski, Kobuszewski, mistrzowie formy, mistrzowie gatunku komediowego, zawsze powtarzali, że granie komedii jest najtrudniejsze, a byliby świetni również w dramacie. Dzięki temu, że w Bagateli mamy trzy sceny, jest pewna różnorodność. Oczywiście komedie gra się częściej, czasem dwa razy dziennie, ponieważ fizycznie jesteśmy przygotowani, a psychicznie nas to tak nie spala, bo zabawa z publicznością powoduje wybuch endorfin, który udziela się obu stronom. Natomiast przy dramacie nie jest możliwe, żeby Tennessee Williamsa zagrać dwa razy dziennie albo właśnie Śmierć pięknych saren, te spektakle kosztują aktora bardzo dużo, zwłaszcza emocji.
Myślę, że między innymi dlatego mamy ogromny sukces frekwencyjny. W komedii nie ma fałszu, publiczności nie da się nabrać. Powodowanie śmiechu też jest miłe, my oczywiście na to czekamy, ale nie na śmiech sztuczny, wymuszony, tylko na prawdziwy. Mamy często poczucie satysfakcji, że udaje nam się w szlachetny sposób uzyskać.

Oprócz komedii grane są w Bagateli spektakle muzyczne, dramaty.

- Tak, w Bagateli zetknęłam się z każdego rodzaju repertuarem, klasycznym, dramatyczno-klasycznym, współczesnym, komediowym, muzycznym, ale też muzycznym podpartym aktorstwem. Z samej zabawy konwencjami mam dużo frajdy. Tak naprawdę po szkole nie wiem się, gdzie się będzie, a w Bagateli udało mi się sprawdzić we wszystkim.

Jakie są twoje ulubione współprace z reżyserami?

- Bardzo sobie cenię pracę w Iwoną Jerą, której byłam też asystentką, i też dlatego, że teatr niemiecki jest mi bardzo bliski. Poza tym ja wychowałam się w offie więc dla mnie serce jest najważniejsze, według mnie można zrobić teatr ze sznurka i papieru. Mimo tego, że mam teraz więcej możliwości nie chcę zapominać o AMAtorstwie – AMO, czyli kocham, po to to robię. Z Gosią Bogajewską, reżyserką która potrafi wyciągnąć z aktora to czego nawet nie wie aktor, że ma w sobie. I to była taka najbardziej dogłębna praca. Z Janem Szurmiejem, z którym spotykam się po 20 latach. Co staje się niesamowitym podsumowaniem na to stulecie. Bardzo lubię grać w spektaklu Najdroższym, francuskiej farsie, gdzie weszłam jako zastępstwo, co było bardzo cenne. I początkowo stresujące. Mimo że nie pracowałam z reżyserem na tej roli mogłam zbudować coś od siebie, mimo że ktoś tę postać już wcześniej opracował. "Otello" Maćka Sobocińskiego, który teraz zajmuje się już głównie produkcjami filmowo-telewizyjnymi. Praca z Darkiem Starczewskim, który jest aktorem, była to świetna współpraca przy Kotce na gorącym, blaszanym dachu. Myślę, że kluczem w tym zawodzie jest otwartość, zwłaszcza na reżysera. Teatr nie może również istnieć bez artystów zza sceny. Bez garderoby, kostiumografów, makijażystów, technicznych. Oni są obecni przy każdym spektaklu i widzą najwięcej. To właśnie oni są bazą dla spektaklu, nie tylko dla aktorów. No i zobaczymy co będzie dalej. Na takie podsumowania jest za wcześnie. Na razie myślę o tym, co będzie teraz. W tym tygodniu mamy premierę.

O jakich rolach marzysz? Kogo chciałabyś zagrać?

- To pytanie pada często, ale ja mówiąc szczerze jestem na takim etapie, że nie będę określać co konkretnie. Na pewno chciałabym grać w muzycznych rzeczach, połączenie sztuk bardzo lubię. Szekspira kocham nade wszystko, jak wszyscy, marzę o rolach z jego sztuk. Natomiast z mojego doświadczenia w teatrze powiem, że najważniejsze jest to, co się dzieje na styku aktora i reżysera, zespołu i reżysera. Reżyser przychodzi ze swoimi współpracownikami i pomysłami do zespołu, a zespół mamy świetny. Więc najważniejsze jest to, co się dzieje w trakcie produkcji. Wtedy może się wydarzyć coś, co zachwyci widza. Także ja chciałabym spotykać świetnych reżyserów, bo kolegów mam już świetnych w teatrze. Materiał nie jest tak ważny jak praca nad nim.

Czy możesz coś więcej powiedzieć o spektaklu Śmierć pięknych saren? Przedpremierowo.

- Ota Pavel, czeskie opowiadania z songami Jaromira Nohavicy, co dodaje niezwykłego uroku, jeszcze bardziej czeskiego. Będzie to spektakl poetycki, nieoczywisty, tak jak cała czeska literatura. Sama książka nawiązuje bardzo do historii Czech, do Hrabala. Jest to też opowieść o życiu człowieka przez epoki: przed wojną, w czasie wojny i po wojnie. Pavel pokazuje, że historia zatacza koło, to wszystko co się wydarzyło może się powtórzyć, być może w innej skali, w innym miejscu, ale może. Będzie to również opowieść o człowieczeństwie, bo rzecz dzieje się szpitalu psychiatrycznym.

W spektaklu grasz symbol-sarnę i Irminę.

- Tak, Irma Koralik to żona kierownika zakładu, przedwojenna arystokratka. Ta rola to dla mnie przeniesienie się do innej epoki, zwłaszcza poprzez stroje. Pamiętam suknie z szafy babci, w które się przebierałam jako mała dziewczynka. Kapelusze, rękawiczki, zwiewności, tak, tę historię opowiada się również poprzez kostiumy. W pierwszej części mam ich aż cztery. Irma, która jest żoną przy mężu może sobie pozwolić na te piękne stroje.

Premiera w czwartek 24.10.2019.

- Tak i gramy również w piątek, sobotę i niedzielę na Scenie na Sarego.

Jest to jeden ze spektakli z okazji jubileuszu 100-lecia, co jeszcze przygotowaliście?

- "Życie jest snem" Calderona, premiera również w czwartek. Wystawa w Pałacu Sztuki, oprowadzanie po teatrze, no i cały ten sezon, ponieważ do końca 2020 roku będziemy obchodzić ten sezon, więc będą nowe spektakle. Ja się bardzo cieszę, bo podczas każdych obchodów gram premierę i w tym roku jest to Śmierć pięknych saren. A premiera dla aktora to najważniejsza rzecz.

Gdzie, poza Bagatelą, można Cię zobaczyć?

- Koncertuję z Jakiem Cyganem, w jego jubileuszowym programie "Życie jest piosenką", tam się mierze z perłami klasyki polskiej. Jeździmy po całej Polsce, gramy w plenerze, w salach. Mam swój recital w Piwnicy pod Baranami w każdą sobotę, w kabarecie i ze swoim programem. Również z siostrą mam podwójny recital "Leć w duet/Let's do it", będziemy go grać 14 grudnia w Madrycie. Szykuje się również wydarzenie z kręgu kultury żydowskiej, seria koncertów z Wadimem Brodskim. Moja część będzie dotyczyła piosenek galicyjskich, żydowskich, których nauczył mnie pan Leopold Kozłowski.

___

Kamila Klimczak - piosenkarka i aktorka Teatru Bagatela w Krakowie. Związana również gościnnie z Teatrem STU w Krakowie i Teatrem im. St. Jaracza w Łodzi. Absolwentka wydziału Aktorskiego PWSFTviT w Łodzi (dyplom z wyróżnieniem w 2005 roku), studiowała również na wydziale zaocznym Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Artystka Piwnicy Pod Baranami w Krakowie (od 2006 roku), a ponadto od 2008 roku współpracuje z legendą muzyki klezmerskiej Leopoldem Kozłowskim. Śpiewak roku w Synagodze Tempel podczas zakończenia Festiwalu Kultury Żydowskiej, a także w niemal każdą sobotę w Kabarecie Piwnicy pod Baranami.

Judyta Pogonowicz
Dziennik Teatralny
26 października 2019
Portrety
Kamila Klimczak

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...