Teatr mój widzę absurdalny

komentarz Michała Danielewskiego

Dowiedzieliśmy się w poniedziałek, że od 2011 roku poznański Teatr Muzyczny zacznie funkcjonować w nowej siedzibie - wojewoda wielkopolski zgodził się na przejęcie przez miasto budynku Olimpii, a magistrat postanowił uwić w nim nowe gniazdko dla instytucji dowodzonej przez Daniela Kustosika.

Miejscy włodarze zabezpieczyli również w budżecie pieniądze na remont nowej siedziby teatru. Tym samym poznańska operetka stała się jedną z bardzo niewielu placówek kulturalnych, uodpornionych na dobrze znaną ludziom zajmującym się sztuką mantrę urzędników: "Pieniądze na kulturę? Nie da rady, mamy kryzys". Gratulacje.

Jednak ciesząc się z hojności miejskich decydentów - i oczywiście radując się ogromnie, że będziemy mogli oglądać w Poznaniu w nowej przestrzeni farsy, komedie, wigilijne biesiady i kolejne wspaniałe role dyrektora Kustosika - warto na chwilę zastanowić się nad polityką kulturalną magistratu. Dobrze by było, aby nowa siedziba Teatru Muzycznego stała się pretekstem do dyskusji o finansowaniu kultury w stolicy Wielkopolski. Chodzi o to, by przyznawanie grubych milionów tej czy innej instytucji było wynikiem jasnej strategii i planu zrozumiałego dla opinii publicznej, a nie budżetowej czarnej magii i dobrej woli tego czy innego urzędnika.

Jak jest teraz? Spójrzmy. Abstrahując od merytorycznej oceny poczynań artystycznych Teatru Muzycznego - uznajmy roboczo, że wszystkie miażdżące opinie na temat naszej operetki to wynik złośliwości, zazdrości i politycznych intryg - jego funkcjonowanie w miejskim systemie i tak jest irracjonalne, nie układa się w żadną spójną całość. Bo skoro jest najobficiej w Poznaniu dotowanym teatrem, to znaczy, że według wydających pieniądze urzędników jest on również najlepszą sceniczną wizytówką stolicy Wielkopolski. Logiczne? Logiczne. A jeśli tak, to współfinansowane publicznym groszem przedsięwzięcia teatru powinny być szeroko dostępne dla publiczności nie tylko w Poznaniu, ale także w całym regionie. Czyż nie? Przecież tyle nasłuchaliśmy się do tej pory o kulturotwórczej roli operetki i jej wielkim znaczeniu dla pozbawionych wyższych doznań duchowych mieszkańców mniejszych miejscowości naszego województwa. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie.

Teatr Muzyczny pod względem cen biletów jest - zaraz po operze (jeśli wybierzemy w niej najdroższe miejsca w loży środkowej) - najbardziej ekskluzywnym miejscem w Wielkopolsce. W ciężkim trudzie i znoju osiągnęliśmy niebywały poziom absurdu: wyjście do operetki jest u nas droższe niż pójście do filharmonii! Jak to możliwe, że instytucja biorąca z kasy miejskiej ok. 9 milionów złotych rocznie ustanawia ceny biletów na poziomie 50-70 zł? Czteroosobowa rodzina, powiedzmy z Wrześni, chcąc się udać do naszej świątyni musicalu musi wydać przynajmniej 200 zł. Koncert w filharmonii będzie ich kosztował około 120 zł, spektakl w Teatrze Polskim podobnie. Czy ktoś z państwa coś z tego rozumie? Bo ja nic.

Może wiceprezydent Sławomir Hinc odpowiadający za wydział kultury i sztuki UM potrafi wyjaśnić ten paradoks? Czy magistrat w jakikolwiek sposób weryfikuje działalność finansowanych przez siebie instytucji? Obawiam się, że nie, a cała polityka kulturalna miasta funkcjonuje według logiki dobrze znanej graczom w totolotka: zagrajmy na chybił trafił i zobaczymy, co się stanie. I to właśnie brak strategii jest głównym problemem. A Teatr Muzyczny? Niech mu się wiedzie jak najlepiej w nowej siedzibie. Skoro już ją dostał.

Michał Danielewski
Gazeta Wyborcza Poznan
16 września 2009

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia