Teatr musi rodzić się z pasji

rozmowa z Janem Klatą

Zawsze lubiłem sięgać po rzeczy, które wydają się niemożliwe do zrobienia. Wtedy jest jakieś ryzyko, dreszczyk emocji. Teatr musi rodzić się z pasji. Negatywnej, pozytywnej, ale z pasji. Z obojętności, letniości nie da się go zrobić - Jan Klata, gość festiwalu "Boska Komedia", opowiada o scenicznej reżyserii, kobietach i dreszczu emocji

Ponoć jeden z dyrektorów warszawskich teatrów odmówił wystawienia "Utworu o Matce i Ojczyźnie" nominowanego do Nagrody Nike, uważając ten tekst za "ścierwo literackie"...

Mało mnie interesują opinie dyrektorów, szczególnie anonimowych, a tekst Bożeny Keff uważam za arcydzieło literackie.

I dlatego zrealizował je Pan na scenie?

Również dlatego. Ale powodów było wiele. Przede wszystkim chciałem się spotkać znów w pracy z aktorkami, z którymi dobrze się znam, z większością pracowałem wcześniej przy "Dantonie" czy "Ziemi obiecanej". Chciałem pracować z dużą grupą kobiet, bo dla kobiet przez 25 stuleci nie napisano dobrego tekstu. I znalazłem taki. Ale też wiedziałem, że chcę pracować z jednym facetem, który zresztą gra kobietę. I tak się stało. Daliśmy sobie wolność w tej pracy, w której kierowała nami także intuicja. Stworzyliśmy z tego tekstu, będącego rodzajem poematu, widowisko, plemienny rytuał o relacji matka - córka. Do tekstu Bożeny Keff włączyliśmy autentyczne opowieści aktorek o ich osobistych przeżyciach w relacjach z matkami. Niesamowite.

Czy ten "kobiecy" temat relacji matka - córka "chodził" za Panem, niepokoił Pana?

No jasne. Tak się składa, że z panią scenograf mamy trzy córki. Jak dorosną, chciałbym, żeby zobaczyły ten spektakl na scenie. Na razie widziały tylko co zabawniejsze fragmenty. Reszty nie, bo nie chcemy, żeby im się w głowie zakręciło od tego, co tam jest. Najprostszym bodźcem do zrobienia tego spektaklu był taki oto powód: chciałem zrozumieć co najmniej połowę świata...

Zrozumiał Pan choć jego setną część?

Na pewno po tej pracy rozumiem więcej, niż rozumiałem wcześniej.

Mężczyźni intencjonalnie też są w tym spektaklu obecni przez chwilę...


Wersy im poświęcone są tak miażdżące... To był kolejny bodziec do robienia spektaklu. Pracowało się fantastycznie, w wolności, bez pośpiechu, z genialną muzyką. Wszyscy byli otwarci, bo dziewczyny wiedziały, że ten spektakl jest bardzo zespołowy. Co chwilę otwierały się nam kolejne klapki, które z kolei nas otwierały.

To było fascynujące. Brak standardowej pracy: stolik, sytuacje, wejście, zejście. Totalna wolność i dużo napięć. Czasami.

A co przed Panem, krąży wokół Pana jakiś nowy temat?

W Niemczech robimy z Justyną "Zbójców", potem będzie "Jerry Springer - The Opera" w Teatrze Capitol we Wrocławiu. I znowu Niemcy - 24-godzinny spektakl według pewnej kultowej amerykańskiej powieści. I znów Wrocław - zrobimy sceniczną wersję "Diabła" według genialnego filmu Żuławskiego.

Jan Klata - zbuntowany prowokator z zasadami - tak o Panu pisano...

No więc, zasad już nie ma.

A co pozostało?


Chęć roboty teatru z pasją.

Pan zawsze robił teatr gorący...

Zawsze lubiłem sięgać po rzeczy, które wydają się niemożliwe do zrobienia. Wtedy jest jakieś ryzyko, dreszczyk emocji. Teatr musi rodzić się z pasji. Negatywnej, pozytywnej, ale z pasji. Z obojętności, letniości nie da się go zrobić. W każdym razie mnie taki teatr nie interesuje. My, Polacy, w dalszym ciągu często nie lubimy swojej pracy, nie traktujemy jej jako czegoś, co, mówiąc wzniośle, czyni nas lepszymi.

A Pan robi teatr, by uczynić świat lepszym?


Nie. Po to, by go najpierw zrozumieć. A przez zrozumienie być może uczynię go lepszym.

Jolanta Ciosek
Dziennik Polski
16 grudnia 2011
Portrety
Jan Klata

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia

(Prawie) ostatnie święta
Grzegorz Eckert
Sztuka jest adaptacją powieści norwes...