Teatr nie jest końcem świata

"Człowiek powołuje do życia iluzję, żeby oderwać się od rzeczywistości" - pisał Gustaw Holoubek w autobiografii.
Na egzamin wstępny do Studia Aktorskiego przy Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, tuż po wojnie, przygotował wiersz Słowackiego "Testament mój". Recytując, płacze i smarka. Cisza. Egzaminator: - Czy pan jest przy zdrowych zmysłach? To jeden z pogodniejszych utworów Słowackiego! A poza tym - zawiesił głos - pan nie wymawia aż sześciu liter... Przyjęli go. Gdy angażuje się w Warszawie jesienią 1957 roku, koledzy z Teatru Śląskiego żegnają go słowami: - Tam cię zmielą następnego dnia jak w młynku do kawy! W Polskim dostał garderobę w piwnicy. Nie odpowiadają na jego "dzień dobry". W tym teatrze o silnych przedwojennych tradycjach, ostrych hierarchicznych podziałach jest nikim. Gdy próbują "Trąd w Pałacu Sprawiedliwości" Bettiego, Holoubek dostaje kostium Custa przeszyty z innych kostiumów. Andrzej Łapicki pamięta ten debiut Holoubka w stolicy. - Wszedł na scenę, usiadł skromnie w kącie i zakrył się gazetą - opowiada. - I nie mogłem oderwać od niego wzroku. Ściągał uwagę widza ogromnym wewnętrznym skupieniem. Położył wszystkich na łopatki. Tu już były karty rozdane, wszyscy wiedzieli, ile kto jest wart i na kogo można stawiać, a on przychodzi z prowincji i wszystkich kosi! To był fenomen. Zbigniew Zapasiewicz oglądał "Trąd..." kilkakrotnie. - Gustaw wniósł sposób grania, który był nam obcy. Nas uczono, że rola to jest gorset, który aktor ma na siebie nałożyć. Ma się do niej dostosować wyglądem, sposobem poruszania, ma zagubić siebie, nie dopuszczać nadmiernie własnej indywidualności. Holoubek wprowadził aktorstwo osobiste, wykorzystywał rolę do tego, żeby od siebie powiedzieć coś o świecie. To powodowało u widzów wrażenie, że on się zachowuje zupełnie prywatnie. Dla nas było niepojęte, że tak można grać. *** "Człowiek powołuje do życia iluzję, żeby oderwać się od rzeczywistości" - pisał w autobiograficznej książce. Teatr wziął się z ludzkiej tęsknoty za inną egzystencją; z marzenia, by uciec przed potocznością, w świat idealny, "w którym wszystkie normy estetyczne i wszystkie normy moralne znalazłyby urzeczywistnienie". Tam można napotkać to, czego nam w życiu brak. Sensem aktorstwa jest dawanie. Widz przyszedł do teatru po wzruszenie, po wiedzę o samym sobie. Gdy aktor go lekceważy, pogrążając się w sobie, popada w ekshibicjonizm. Gdy robi to prawdziwie, z zaangażowaniem talentu, popada w błazeństwo. "Aż roi się od mistyfikatorów, którzy teatr wybrali sobie na klinikę autoterapeutyczną przeciw własnym dewiacjom. Pasja, z jaką zmuszają siebie i innych do analizy własnych jelit i obolałych zmysłów, jest w swoim bezwstydzie tak potężna, że wielu spośród autorytetów sztuki w panicznym strachu przed posądzeniem o ignorancję dyskryminuje wszystkich tych, którzy się temu przeciwstawiają. To, co do niedawna jeszcze było sztandarem dyletantyzmu i grafomanii, stało się kryterium najwyższym". *** "Nie jest piękny. Ma tylko cudowne oczy, bardzo jasne, które czasami wydają się niebieskie, a czasami bardzo zielone" - pisał Jan Kott. Do kogo jest podobny? - zastanawiała się przed laty Maria Czanerle, autorka książki o aktorze. Jego postać jest jak znak zapytania - pisała. Plecy tworzą łuk z pochyłością głowy. Ręce zwisają jak u debiutanta. Oczy stanowią punkty magiczne. Jerzy Timoszewicz, historyk teatru: - Nawet tekst literacko drugorzędny potrafi podnieść - głosem. Sposób mówienia jest istotą jego aktorstwa. Najdziwniejsze, że ma złą dykcję. Sam się przyznaje, że sepleni. Zapytano go, na czym polega tajemnica jego "intelektualnego" aktorstwa. Odpowiedział, że to proste - stara się przedłużać dźwięki. - Fenomen Gustawa można wytłumaczyć tylko poezją - mówi Tadeusz Konwicki. - To, co nas czaruje, czego usiłujemy szukać w oczach, głosie, inteligencji, jest poezją, która na nas bardzo mocno działa. Odrywa nas od powszedniości, budzi jakieś przeczucia, unosi na wyższe piętro... Tajemnica Holoubka polega na jego duchowej ekspresji poetyckiej. *** Od 1963 roku gra w Teatrze Narodowym pod dyrekcją Kazimierza Dejmka. Przeżywają świetny okres artystyczny. Najbardziej narodowy reżyser z najbardziej narodowym aktorem - pisano potem. Połączyła ich - jak mówi aktor - ta sama religia artystyczna. Upodobanie do ascezy, pogarda dla efekciarstwa, szacunek dla słowa i teatru, niechęć do mód. - Wielkiej Improwizacji oni właściwie nigdy nie próbowali - opowiada reżyser Maciej Prus, asystent Dejmka podczas realizacji "Dziadów" jesienią 1967 roku. - Któregoś dnia, gdy stanęły na scenie niedokończone dekoracje, Holoubek przyjrzał się im i zażartował: "Gramy jak na klepisku", bo były gołe deski. "To ja powinienem zagrać trochę z chłopska...". Zaczął zaciągać, parodiował tak przez dwa wiersze, oparł się na kolanie i... zaczął mówić. Było nas czworo na widowni. Od tamtej chwili wierzę w metafizykę teatru, wierzę, że Holoubka musiały słuchać nawet puste krzesła. Jego interpretacja była prosta jak czytanka dla dzieci. Jasna i przejrzysta. Na koniec krzyknął z rozpędu: "...żeś ty nie ojcem świata, ale.../ Carem!". To "carem" w oryginale krzyczy szatan. Zapadła cisza. Asystentka płakała. Holoubek bardzo wolno schodził ze sceny, ale nie w stronę saloniku dla aktorów, tylko w odwrotną, widać było, że chce być sam. Wtedy zerwała się Krystyna Mazurowa z uwagami na temat dykcji. Nagle ryk Dejmka: "Proszę zostawić pana Holoubka w spokoju!". *** Jego jedenastoletnia dyrekcja w Dramatycznym (od 1972 roku) nazywana jest złotym okresem tego teatru. Przed Sierpniem wystawiają "Operetkę" Gombrowicza w reżyserii Macieja Prusa. Zapasiewicz wspomina, że Gombrowiczowski wywód o tym, by zdjąć z siebie kostium i wrócić do człowieczeństwa - choć nie był wcale polityczny - objawił wówczas nowe znaczenie. Niespełna tydzień po podpisaniu porozumień gdańskich 5 września 1980 roku Holoubek wygłasza w Sejmie przemówienie (od 1976 roku był posłem). W imieniu swego środowiska składa "robotnikom polskim wyrazy głębokiej czci i podziwu za ich odwagę, (...) za przykład, jaki dali wszystkim innym". Skąd w narodzie tyle bólu i buntu? - pyta dramatycznie. Z utraty zaufania do rządzących. Zacznijmy budować ład. Tego dnia Erwin Axer odwiedził Holoubka z gratulacjami. Wspomina: - On wtedy zaryzykował skórę. Tym przemówieniem odkupił wszystkie błędy, jakie kiedykolwiek mógł popełnić w swej działalności społecznej. To był czyn dużej odwagi. Na początku stanu wojennego złożył swój mandat poselski "w związku z (...) pozbawieniem internowanych możliwości obrony", jak napisał do marszałka Sejmu. Wiosną 1982 roku, po sześciu spektaklach, zdjęto przedstawienie "Mord w katedrze" Eliota w reżyserii Jarockiego grane w katedrze na Starym Mieście. Niebawem Holoubek otrzyma dymisję. - Było to jedno z większych morderstw dokonanych na teatrze - wspomina Maciej Prus. - Wiele osób nie mogło się pozbierać po odejściu Holoubka. Niektórzy przestali być aktorami. - Może nawet dobrze, że Gustawowi zabrano wtedy Dramatyczny... - zastanawia się Tadeusz Konwicki. - Bo teatr był u szczytu, nie zdążył się zbanalizować bulwarowym repertuarem, zniknął i zostawił po sobie wspaniałą legendę. *** Na 75-lecie Ateneum w 2004 roku wyreżyserował "Króla Edypa" Sofoklesa. Po premierze wygłosił przemówienie, które goście odebrali jako krzyk protestu, credo i testament artysty. Nie udało nam się przerobić rewolucji na praworządność - mówił. Zamieniliśmy bezsens poprzedniego ustroju na popis pospolitości, na psychiczną szarość, brak elit i autorytetów. Potrzeba odnowy, przywrócenia kulturze - i człowiekowi - należnego im miejsca. - "Król Edyp" to jest moja odpowiedź wszystkim tym, którzy posądzają nas o wstecznictwo, akademizm i mieszczaństwo... Ja nie odstąpię od tej estetyki, od wiary w pewne wartości. Nie można na scenie kopulować, bawić się cudzymi jądrami, nie można się obnażać, bo to jest wbrew - nie moralności! - wbrew naturze teatru. *** Kwiecień 2004, po powrocie ze szpitala: - Lęk mnie nie opuszcza. Jestem w trakcie walki o następny etap mojego życia. Jeżeli to w ogóle jeszcze będzie możliwe... Jaki jest sposób na lęk? Praca. Tylko praca. Dlaczego swą książkę wspomnieniową Holoubek kończy tam, gdzie zaczął się w jego życiu teatr? Precyzyjnie opisuje kształt i fakturę przedmiotów dzieciństwa, zapach matki, urodę ojca i ten moment po przebudzeniu, gdy wydało mu się, że posiadł świat. I w chwili, w której jako młodzieniec przekracza próg szkoły aktorskiej, stawia kropkę. Bo teatr nie jest wszystkim, nie jest końcem świata - wyjaśnia. Jest pasjonującą przygodą - kapryśną, ryzykowną i gorzką. Lecz nie warto porzucać dla niej prawdziwego życia. Tylko życie jest ważne. (Z reportażu Magdaleny Grochowskiej "Tam cię zmielą jak w młynku do kawy", "Gazeta", lipiec 2004).
Magdalena Grochowska
Gazeta Wyborcza
7 marca 2008
Portrety
Gustaw Holoubek

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...