Teatr nie tylko udanych adaptacji

51. Kaliskie Spotkania Teatralne

Program 51. Kaliskich Spotkań Teatralnych obiecywał sutą duchową ucztę. Niektóre dania okazały się mało smaczne. Grand Prix otrzymali aktorzy Teatru Polskiego. Oprócz spektakli omówionych w poprzednim wydaniu "Ziemi Kaliskiej", w programie imprezy znalazło się jeszcze sześć przedstawień konkursowych

"Skarpetki, opus 124" Daniela Colasa w reżyserii Macieja Englerta, wystawione przez warszawski Teatr Współczesny, to opowieść o dwóch starzejących się aktorach, którzy próbują powrócić na scenę. Ponieważ różnią się diametralnie charakterami, temperamentami i poglądami na wiele spraw, muszą się dotrzeć, co ostatecznie im się nie udaje. Przedstawienie to może posłużyć za niezbity dowód na to, że słabiutkiego i po prostu nudnego tekstu nawet najwybitniejsi aktorzy - w tym wypadku Piotr Fronczewski i Wojciech Pszoniak - nie przerobią na arcydzieło. Kiedy słowny pojedynek Verdiera i Bremonta porównamy choćby z iskrzącym inteligencją i subtelnym humorem dialogiem Bacha i Haydna z "Kolacji na cztery ręce", mało wybredne dowcipy żenują do bólu. No i w "Kolacji\' chodziło o coś ważnego, o dwie odmienne wizje drogi artystycznej i dwie różne wizje sztuki, a o co chodzi w sztuce Colasa? Charakterystyczne, że wszyscy znajomi, których w antrakcie podpytywałem o zdanie, odpowiadali, że czują się jak na projekcji kolejnej części hollywoodzkiej komedii "Dwaj podstarzali tetrycy".

Nie sprawił mi również satysfakcji - przede wszystkim za sprawą niespójnej adaptacji Jarosława Tumidajskiego -"Trans-Atlantyk" w wykonaniu artystów Teatru im. Wiercińskiego z Wrocławia. W pierwszej części spektaklu głównym bohaterem i jednocześnie narratorem jest - tak samo jak w powieści - sam Gombrowicz, grany przez Jakuba Kamieńskiego. Jednak przed połową przedstawienia Gombrowicz znika - no, nie tak całkowicie, kręci się gdzieś na poboczu sceny, czasami przypomina o sobie jakąś miną lub szyderczym okrzykiem, ale przestaje pełnić dotychczasową funkcję przewodnika po zachodzących wypadkach. Pod koniec znów powraca, by na tle bogobojnej muzyki recytować zdecydowanie przydługi fragment "Ksiąg Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego" Adama Mickiewicza. Na dodatek na ostatnie pół godziny spektakl nabiera de facto charakteru muzycznego, co jeszcze bardziej potęguje jego niezborność. A przecież wystarczyło te elementy inaczej przetasować, a powstałaby zwarta całość. Ciekawe też, że postacią numer jeden nie jest wcale Gombrowicz, ale perwersyjny Gonzalo, świetnie zagrany przez Dariusza Maja. Nie wiem, czy taki był zamysł reżysera, czy po prostu Maj okazał się lepszym aktorem od Kamieńskiego. Gratulacje należą się również Mirkowi Kaczmarkowi za scenografię tworzoną przez kilkadziesiąt wypchanych bocianów. Ubranie Pyckala w dresik samo w sobie jest tanim konceptem, jednak za sprawą niedawnych wyczynów polskich kiboli oraz niektórych polityków, którzy w stadionowych łobuzach natychmiast dostrzegli "patriotyczną młodzież", niespodziewanie nabrało jadowitej ironii.

Znacznie lepiej z przeróbką na potrzeby sceny prozy poradziła sobie Antonina Grzegorzewska, która specjalnie z myślą o Annie Augustynowicz dokonała adaptacji opowiadania Sigrid Undset. "Migrena" traktuje o małżeńskich i macierzyńskich perypetiach pięknej Fanny (Małgorzata Klara) i zgryzotach Heleny (Anna Moskal) wychowującej jej dziecko. Z sprawą inteligentnej adaptacji, wzbogacającej oryginalny tekst o chór świnek, oraz scenografii Marka Brauna, której głównym elementem jest zmultiplikowany pokój Heleny i jej męża, historia rodem z teatru mieszczańskiego zmieniła się w nowoczesny spektakl, ani przez chwilę nie tracący myszką.

Bardzo chciałem obejrzeć "Sprzedawców gumek" Hanocha Levina, wystawionych przez Teatr IMKA z Warszawy. Niestety, dowiedziawszy się, że w trwającym bite dwie godziny i dziesięć minut przedstawieniu nie przewidziano przerwy, zrezygnowałem. Rozumiem, że sztuka ma prawo wzbudzać w publiczności dyskomfort, ale chodzi przecież o dyskomfort duszy, a nie - tutaj niechaj domyślny czytelnik wstawi sobie stosowne słowo, które reżyserowi spektaklu, Arturowi Tyszkiewiczowi, mogę szepnąć na ucho. Poza tym przerwa służy nie tylko rozprostowaniu kości, ale także -a może przede wszystkim - pierwszej, podejmowanej na gorąco wymianie opinii na temat przedstawienia, przez co jest niezwykle ważnym składnikiem spędzanego w teatrze wieczoru. Reżyser, który tego nie rozumie, niechaj reżyseruje sobie msze święte. Zresztą nawet one - skoro już o nich mowa - trwają tylko czterdzieści pięć minut.

Teatr Polski z Wrocławia przywiózł do Kalisza kolejną przeróbkę literatury, choć tym razem nie prozy, ale poematu. Bohaterkami "Utworu o matce i ojczyźnie" Bożeny Keff, nominowanego w roku 2008 do Nagrody Nike, są córka i matka związane z sobą niczym pies z budą łańcuchem małej historii rodzinnej i wielkiej historii narodowej. I córka, i matka wrzeszczą o doznanych od drugiej faktycznych bądź wyimaginowanych krzywdach, o zadanych im świadomie bądź mimowolnie ranach. Wrzeszczy również przedstawienie Jana Klaty, wyreżyserowane przezeń według własnego scenariusza. Pomysły dobre mieszają się ze słabymi, muzyka -a jakże - rozrywa uszy, chwilami za nic nie można się w tym połapać. Owszem, widz chwyta, że jakaś matka, że jakaś córka, że coś tam z Żydami, że brak porozumienia, ale to chyba za mało jak na trwające półtorej godziny przedstawienie. Ratują je pojedyncze sceny i przede wszystkim znakomici aktorzy (Kinga Preis, Paulina Chapko, Dominika Figurska, Anna Ilczuk, Halina Rasiakowna, Wojciech Ziemiański), którzy od pierwszej do ostatniej minuty grają każdym słowem, gestem, spojrzeniem, niemal ruchem powiek - w zachowaniu kreowanych przez nich postaci nie ma nic a nic przypadkowego.

Spotkania zakończyła "Szklana menażeria" Tennessee Williamsa, przygotowana kaliski Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego. Ponieważ spektakl ten nie był jeszcze recenzowany na naszych łamach, warto poświęcić mu trochę więcej miejsca. Dramat opowiada - że posłużę się nazwą kierunku studiowanego przez jednego z bohaterów, Jima (Szymon Mysłakowski) - o zarządzaniu zasobami ludzkimi. Zarządzającą jest, a przynajmniej usiłuje być, Amanda (oklaski dla Bożeny Remelskiej), a zasoby to jej syn Tom (Remigiusz Jankowski), córka Laura (Katarzyna Kilar) i wspomniany już przyjaciel syna Jim. Amandą, samotną matką dawno porzuconą przez męża, powoduje z jednej strony autentyczna matczyna miłość i niepokój o przyszłość swoich dzieci, a z drugiej - paniczny strach przed własną starością, w której posiadający stałą posadę Tom oraz dobrze zarabiający mąż Laury byliby jej wielką podporą. Te dwa motory działań Amandy są tak ze sobą złączone, że trudno byłoby zawyrokować, kiedy kieruje nią szczery rodzicielski altruizm, a kiedy najobrzydliwszy egoizm. W każdym razie Amanda próbuje złamać Toma i Laurę i zmusić ich do odegrania takich życiowych ról, jakie sama dla nich napisała.

Inscenizacja Jacka Jabrzyka jeszcze raz dowodzi, że jeśli reżyser nie dostaje małpiego rozumu na tle niezliczonych środków artystycznych, jakie stawia do jego dyspozycji współczesny teatr, nie chwyta bezmyślnie wszystkiego, co technika wsuwa mu w ręce, powstaje przedstawienie szanujące oryginalny tekst, przejrzyste i czytelne, a jednocześnie w każdym calu nowoczesne. Kaliska "Szklana menażeria" zawdzięcza to również prostej scenografii Justyny Elminowskiej, tworzonej przez półki magazynu, w którym pracuje Tom, a także muzycznym przerywnikom ukazującym życie codzienne rodziny ("balet" Amandy ze szczotką), ich marzenia (występ Jima w roli gwiazdy estrady) i wspomnienia (taniec Amandy z Jimem).

51 Kaliskim Spotkaniom Teatralnym towarzyszył jak zwykle Festiwal Sztuki Aktorskiej. Grand Prix w wysokości 30 tys. złotych oraz statuetkę Wojciecha jury w składzie Joanna Bogacka, Michał Borczuch i Maria Napiontkowa przyznało grupowo wymienionym wcześniej aktorom Teatru Polskiego za role w "Utworze o matce i ojczyźnie". Nagrodę w wysokości 10 tys. złotych otrzymała Katarzyna Tadeusz za rolę w "Turandocie", nagrodę w wysokości 4 tys. złotych - Tomasz Kot za rolę Nestroya w premierowym spektaklu teatru kaliskiego, nagrodę im. Jacka Woszczerowicza w wysokości 3 tys. złotych - Szymon Mysłakowski za rolę Jima w "Szklanej menażerii". Wyróżnienia w wysokości 2 tys. złotych powędrowały do rąk Izabeli Dąbrowskiej i Karola Wróblewskiego za role Zochy i Zygmunta w "Naszej klasie" oraz Łukasza Simlata za rolę Johanana w "Sprzedawcach gumek".

Tomasz Kot zdobył jedną z nagród festiwalu w barwach kaliskiego teatru.

Arkadiusz Pacholski
Ziemia Kaliska
28 maja 2011

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia