Teatr Nowy z twarzą...
"Brzydal" - reż.: Rafał Matusz - Teatr Nowy w Zabrzu."Brzydal" w reż. Rafała Matusza w Teatrze Nowym w Zabrzu.
Premiera. Publika jak zwykle podzielona. Oprócz kochających teatr łowców estetycznych wrażeń także polujący na wszelkie potknięcia znawcy, krytycy itp. Różne oczekiwania, różne wrażliwości. To wspaniałe mrowienie, właściwe chyba po równo aktorom, twórcom spektaklu jak i publiczności. Zaraz się zacznie... Jak będzie tym razem?
Było dobrze! Na szczęście i ku mojej wielkiej radości. Nie ukrywam, czytając informacje na temat spektaklu, nieco się obawiałem. Temat niby głęboki, a przecież jednak dość wyeksploatowany na dziesiątki przedumanych sposobów - człowiek zaplątany w rzeczywistość, dążący za KAŻDĄ cenę do sukcesu, bez charakteru, bez norm moralnych, bez tożsamości. Obawy moje zwiększyły się, gdy krótkim spojrzeniem ogarnąłem przestrzeń gry, wchodząc (wciąż jeszcze nowocześnie!) na scenę. Będzie forma, pomyślałem, oby tylko raz kolejny nie przerosła treści...
Nie przerosła! Nieco jakby speszeni aktorzy na początku. Mnóstwo gestów, ręce w nieco zbyt gęstym młynku, trochę niezrozumiała gimnastyka podczas pierwszego dialogu Lette i Fanny. Zaczynałem powoli odchodzić od spektaklu... Błąd, błąd, błąd! Drugi oddech, prawie wyczuwalna większa swoboda i duża dyscyplina aktorów. Zacząłem "kupować" zagubienie Lette i jego miotanie się między "prywatnością" przy jednym stole, a "stosunkami służbowymi" przy drugim. Rozkręcająca się, nabierająca ciała i, dzięki bogu, także duszy Dorota Rusek, uraczyła nas kreacją z krwi i kości. Erotyzm, którym szafowała oszczędnie - wiarygodny; stara erotomanka wykreowana za pomocą kilku skromnych środków - przekonująca. Reasumując, z zainteresowaniem będę czekał na następne sceniczne wcielenia. Panowie (Andrzej Kroczyński, Grzegorz Cinkowski, Jacek Wojnicki), wprawdzie bez fajerwerków, ale to chyba dobrze. Równe trio, znakomicie się rozumiejące, wypadło zdecydowanie dobrze. Brawa dla reżysera Rafała Matusza za to, że nie popłynął. W łatwe efekciarstwo, tanie chwyty pod publiczkę (nawet mistrz Lupa wpada czasem w tę pułapkę). Szacunek za dyscyplinę spektaklu, za zdrową i, niestety, coraz rzadszą równowagę między formą i jasnością przekazu. Spektakl czysty. Niemoralizatorski. Ma wszelkie szanse na sukces właściwy tylko spektaklom najlepszym - może skłonić widzów do refleksji. Prawdziwej refleksji!
Wielkie słowa uznania za oprawę muzyczną (Robert Kanaan) i scenografię (Hanna Szymczak). Bez nich nie wyobrażam już sobie tego spektaklu.
Czy coś nie tak? A jakże! Zdecydowanie nie podobał mi się "balet z wtyczkami" - konieczność wycofania tego elementu scenografii nie usprawiedliwia nieudanego poszukiwania symboliki. Tak, to drobiazg, ale przy tym poukładanym spektaklu może warto coś zmienić?
Do zobaczenia za kilka tygodni. I na luzie od początku, Moi Drodzy!