"Teatr obiecany" wygrał z pitbullem

rozmowa z Krzysztofem Mieszkowskim

Rozmowa z Krzysztofem Mieszkowskim, dyrektorem Teatru Polskiego we Wrocławiu.

Marta Wróbel: Nowy sezon teatralny za pasem. Będzie to sezon "obiecany"? 

Krzysztof Mieszkowski: Mam nadzieję. Pierwszą premierą jest "Ziemia obiecana" Jana Klaty. Dzieło Reymonta po raz pierwszy pojawi się na teatralnej scenie we Wrocławiu. Dziś pokazujemyprzedstawienie w Łodzi na Festiwalu Dialogu Czterech Kultur, a wrocławska premiera odbędzie się 25 września. W tym sezonie Monika Pęcikiewicz wyreżyseruje "Sen nocy letniej", a Krzysztof Garbaczewski "Biesy". W kwietniu pracę zacznie Krystian Lupa, który przygotuje spektakl na podstawie tekstów Elfriede Jelinek. Do pracy zaprosiłem również Remigiusza Brzyka. To nie wszystkie propozycje. Organizujemy festiwal "Strefa Norwegia", w czasie którego odbędzie się cykl czytań nieznanej szerzej w Polsce norweskiej dramaturgii i prapremiera niedawno odkrytej, nieznanej sztuki Ibsena. 

A jak Krzysztof Mieszkowski podsumowałby sezon w Teatrze Polskim Anno Domini 2008/2009? 

- Kontynuuję linię programową, którą zaproponowałem teatrowi, kiedy objąłem stanowisko dyrektora w 2006 roku. Za nami pięć premier, 23 wizyty na polskich i zagranicznych festiwalach, m.in. w Ekwadorze, Rosji, na Łotwie i Słowacji. To również sezon wielu nagród aktorskich i reżyserskich, zdobyliśmy dwa Grand Prbc. Duże znaczenie ma wygrana na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Kontakt w Toruniu. W rankingach na najlepsze teatry w Polsce jesteśmy w czołówce. Ale nie tylko nagrody są ważne. Spektakl "Samsara Disco" Agnieszki Olsten był niemal niedostrze-żony przez krytykę, a zachwycają się nim praktycy teatru. Za bardzo ważną uważam "Szajbę" Jana Klaty, głęboko zanurzoną w kontekście literatury Gombrowicza i Witkacego, w którym ten reżyser fantastycznie się porusza. 

Zatrzymajmy się przy "Szajbie". Nie uważa Pan, że to nie jest szczyt możliwości Klaty? Sztuka jest dość przewidywalna, z sitcomowymi dialogami. 

- Klata nie zrobił sitcomu. Śmiech, który wywołuje "Szajba", może przerażać. Należałoby przecież zapytać się, z czego się tam śmiejemy? Z nacjonalizmu, zakłamań historycznych, terroryzmu? To wybitne przedstawienie, śmiem twierdzić, że Klata poszedł w nim dalej niż w "Sprawie Dantona", bo zaryzykował swój wypracowany przez lata autorytet artystyczny. To reżyser, który po mistrzowsku wykorzystuje narzędzia kultury masowej, sięgając po niskie i wysokie środki wyrazu. Dziś tworzywo, którym posługuje się teatr, jest inny od tego sprzed 10 lat. 

A jak Pan odniesie się do zarzutów, że Teatr Polski to nie Teatr Współczesny i powinien pokazywać dzieła, postrzegane jako szeroko pojmowana klasyka, w sposób bardziej konwencjonalny? A nie robić, co Wiktor Rubin z "Lalką" [na zdjęcu] Prusa, czyli spektakl inspirowany powieścią, ledwie przypominający oryginał. Dla niektórych widzów i recenzentów taki poziom abstrakcji jest nie do ogarnięcia. 

- Teatr Polski we Wrocławiu jest teatrem na wskroś współczesnym. Jeśli śledzi się teatr na świecie, europejskie festiwale, widać, że taka jest nie przyszłość, a teraźniejszość teatru. Teatr to sztuka autonomiczna, nie jest niewolnikiem literatury. Tak jest w Teatrze Polskim. Daję absolutną wolność reżyserom, którzy u mnie pracują. Nie wyobrażam sobie, żeby ograniczać ich w jakikolwiek sposób. Jestem oburzony postępowaniem moich niektórych kolegów dyrektorów, którzy na dwa tygodnie przed premierą przesuwają młodego reżysera na tylni fotel i kończą za niego spektakl albo nie dopuszczają do premiery. Artysta w teatrze ma prawo do porażki. Do statutu Teatru Polskiego postanowiliśmy dopisać hasło: "Sztuka uprawiana w teatrze to strefa wolności". 

Burza związana z próbą usunięcia Pana z fotelu dyrektora teatru dawno minęła. Ma Pan jakieś, dotyczące tego zamieszania, wnioski? 

- Zawsze starałem się w sposób etyczny wykonywać swoją pracę. Jestem, jako dyrektor, zobowiązany do pilnowania pieniędzy publicznych, więc pieniądze, które wydaję, muszą przynosić rezultaty artystyczne. To jasne. Jasne jest też, że kiedy chce się znaleźć powód, żeby komuś zaszkodzić, można go znaleźć. Prof. Janusz Degler wypuścił swojego pitbulla w postaci Rafała Bubnickiego, a ten rozpętał nagonkę. Prof. Degler przyczynił się już wcześniej do usunięcia ze stanowiska Jacka Wekslera, który był przez dziewięć lat dyrektorem Teatru Polskiego i którego linię programową kontynuuję. Fakt, że nasz teatr - obok Starego Teatru w Krakowie - jest notowany najwyżej w kraju, oznacza, że to, co robię, ma sens. Jednak pieniędzy wciąż brakuje, teatr wymaga remontu, pracujemy w kiepskich warunkach. 

Niektórzy posądzają Pana o nepotyzm. Pojawiają się głosy, że tych samych reżyserów promuje Pan w "Notatniku Teatralnym", któremu Pan szefuje, i zaprasza do Teatru Polskiego. Co Pan na to? 

- Nie mam ulubieńców i surowo traktuję przyjaciół teatralnych, którzy ze mną pracują. Agnieszka Olsten, Wiktor Rubin, Monika Pęcikiewicz, Monika Strzępka i inni to ludzie, którzy - czy się to komuś podoba, czy nie - tworzą oblicze współczesnego polskiego teatru. Uważam, że są niezwykle utalentowani. Tak jak się spodziewałem, konserwatywni akademicy teatralni odrzucili ich spektakle, ale nie odrzuciła ich młoda wrocławska inteligencja. Dowody tego mam w postaci frekwencji na widowni. A wracając do "Lalki": jest ona punktem wyjścia do opisania współczesnej rzeczywistości. Rubin pokazał ten antysemicki, straszny świat, który Prus wykreował w powieści, czyli zwrócił uwagę na wątki, o których adaptacje filmowe zapomniały.

Marta Wróbel
POLSKA Gazeta Wrocławska
11 września 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...