Teatr podwórkowy i deszczowy

1.
Latem gramy nasze przedstawienia ("Pieśń gminna", "Historyja barzo cudna", "Dziś umarł Prokofiew") na dziedzińcu Muzeum Archeologicznego - dzięki życzliwości i współpracy dyrektora, dr Jacka Górskiego i opiekującej się nami Beaty Morsztyn. Jest to przestrzeń fascynującą - także ze względu na dźwięk.

Przestrzeń ta mieści się w samym sercu krakowskiego Starego Miasta, jednocześnie będąc od niego murami i budynkami odgrodzona. Podczas spektakli dobiegają do nas dźwięki dzwonów z pobliskich kościołów, hałasy dzieci z placu zabaw przy Plantach, odgłosy ptaków. Nauczyliśmy się wykorzystywać te dźwięki, nawet zgodnie z ich przypadkowością. Kiedy w spektaklu "Dziś umarł Prokofiew" przemawiał Stalin naraz w jego w jego tekst o łoskocie w miejsce ludzkiej muzyki wdarł się dźwięk dzwonów - co doświadczeni aktorzy skwapliwie wykorzystali. Staramy się złowić te dźwięki w sieć naszych spektakli: gramy o określonych porach, czekamy na nie - ale nie zawsze się to udaje, miasto dźwięczy własną, nieobliczalną muzyką. Trochę inną przestrzeń dźwiękową sprawiają nam ptaki: kiedy próbowaliśmy "Pieśń gminną" zaciekawiliśmy gnieżdżące się w zakamarkach murów muzeum pustułki - podczas prób podchodziły do nas, obserwowały grę (a właściwie śpiew) wykonawców. Liczyliśmy, że przylecą na premierę - ale nie przyleciały, widocznie widok kilkudziesięciosobowej grupy ludzi je zniechęcił. Inaczej było z gawronami - podczas spektaklu "Historyi bardzo cudnej" najpierw nad podwórzem zaczęło krążyć ich stado, potem - zaniepokojone bądź zaciekawione przyziemiły w pewnej odległości od miejsca gry (oddzielonego kratą) i zaczęły krakać. Co zresztą bardzo pasowało do spektaklu, który podtytuł brzmi "Bunt zbuntowanych aniołów".

2.
Lubię zdjęcie, które zrobiła Katarzyna Fijał podczas spektaklu "Dziś umarł Prokofiew" w Muzeum Archeologicznym. Ponieważ nasze ostatnie spektakle w tym miejscu cieszyły się w wakacje 2019 roku nadkompletem widzów, proponowałem tym, dla których brakło miejsca na tzw. widowni (inna sprawa, że jest tam zaledwie ok. 60 miejsc), aby usiedli albo stanęli sobie z boku - z zastrzeżeniem, że będą mieli wgląd także na kulisy, czyli to, co poza sceną - choć słowo "kulisy" nie za bardzo pasuje do przestrzeni Muzeum Archeologicznego. Jakoś jeszcze nie potrafię widzów odprawić z kwitkiem. Kiedyś na spektakl "Historyi..." przyszło ich tylu, że aktorzy nie mieli praktycznie miejsca do grania - ale zagrali w ścisku i tłoku między widzami i jeszcze się to widzom bardzo podobało.
Wracając do zdjęcia z "Dziś umarł Prokofiew" - wydaje mi się, że oddaje dwie realności spektaklu przedzielone białą ścianą bramy: aktorów skupiających się, nie będących w polu gry, a jednak w tej grze uczestniczących i - oświetlonego reflektorami - aktora grającego.

3.
Wydarzyło się to 9 września 2019 roku.
Kiedy rozpoczęliśmy próbę przed spektaklem "Dziś umarł Prokofiew" rozpętała się burza. Pioruny waliły, błyskawice rozrywały niebo, co stwarzało niepokojące tło dla muzyki i gry aktorów. Baliśmy się też, że działający na zasadzie pola elektromagnetycznego instrument zwany thereminem przyciągnie piorun. Rozważaliśmy zatem odwołanie spektaklu, kiedy naraz zjawił się, jakąś godzinę przed spektaklem kompletnie przemoknięty widz i pyta, czy spektakl się odbędzie bo on (a właściwie ona) przyjechał specjalnie na to spod Warszawy. No to wiadomo było, że musimy zagrać. W sumie, mimo okropnej pogody i awarii komunikacji miejskiej w Krakowie przybyło prawie 30 osób. Było pochmurno, deszcz się nieco uspokoił, burza ucichła. Ale deszcz zmieniał swoje natężenie w trakcie spektaklu, sprawiał wrażenie niezapowiedzianego chóru, przetykanego od czasu do czasu stłumionymi dźwiękami dzwonów z krakowskich kościołów. Odgłosy miasta, które zwykle towarzyszą nam podczas spektakli w plenerach Muzeum Archeologicznego - ucichły. Wilgotne powietrze zupełnie inaczej niż zwykle przenosiło dźwięk, którzy zdawał się odbijać od siebie, a przez to stawać bardziej przestrzenny. Aktorom, którzy wychodzą od czasu do czasu poza zadaszoną przestrzeń bramy, kompletnie przemokły kostiumy, a woda spływała po ich twarzach, zmywając charakteryzację. Środkiem bramy płynął rwący strumień wody, tworząc coś na kształt dawnej rampy, oddzielającej scenę od widowni. W spektaklu jest scena, kiedy jedna z postaci ma uklęknąć przed własnym portretem - aktor to grający po prostu runął w wodę, co sprawiało wrażenie, jakby chciał się obmyć przed pojrzeniem we własny konterfekt. W trakcie spektaklu temperatura obniżyła się o jakieś 10 stopni, pod koniec było już zupełnie zimno.
To doświadczenie znakomicie uchwycił na fotografiach Mistrz Jacek Maria Stokłosa . Więcej zdjęć:

https://www.flickr.com/photos/105029704@N02/albums/72157710795529206
Nie wszyscy jednak byli w pełni ukontentowani tym spektaklem. Na portalu zajmującym się sprzedażą biletów przez internet znalazłem taką opinię: "Spektakl odpowiedni nawet dla młodzieży, bez zbędnych wulgaryzmów. Gra aktorów bez zarzutu. Miejsce wykonywania beznadziejne. W bramie muzeum, w przeciągu, przez środek sceny przepływał strumyk po deszczu, dwa rzędy twardych krzeseł. Poza sztuczną palmą zero i kontrabasu zero scenografii. Ciekawe efekty dźwiękowe." I ten widz ma rację - rzeczywiście "zero scenografii". Jest ona niepotrzebna, gdyż scenografią jest ten wycinek miasta wraz z jego strukturą przestrzenno-dźwiękową.

4.
Deszcz towarzyszył nam jeszcze i w następnym roku i kto wie czy i w następnych latach nieobliczalny Płanetnik nie będzie jednym z niespodziewanych aktorów naszych spektaklach.
9 marca 2020 zagraliśmy ostatni - jak się okazało - spektakl w Teatrze Zależnym w sezonie 2019/2020. Był to "Dziś umarł Prokofiew" w wersji w pomieszczeniu zamkniętym. Następnego dnia teatr zamknięto, potem zamknięto wszystko inne - koronawirus. Na portierni Teatru Zależnego umieszczono następującą instrukcję napisaną długopisem na różowej karteczce: "ABSOLUTNY ZAKAZ WYDAWANIA KLUCZY DO TEATRU. POLECENIE TELEFONICZNE P. KACZMARKA. DO ODWOŁANIA. NIEMA PRÓB, BRANIE STROJÓW, GARDEROBY REKWIZYTÓW. NIE WOLNO!!!" (pisownia oczywiście oryginalna). No więc przez trzy miesiące nic nie graliśmy, nie mieliśmy prób, nie spotykaliśmy się - nie wolno! Ale w końcu zezwolono grać teatrom, oczywiście z ograniczeniami i zdecydowaliśmy się, jak najszybciej wrócić z naszymi spektaklami w przestrzeń Muzeum Archeologicznego. W lipcu zorganizowaliśmy lato teatralne i zastanawialiśmy się czy widzowie wrócą do teatru - napięcie wokół ewentualnych skutków epidemiologicznych związanych ze wznowieniem spektakli było wyczuwalne. Jednak widzowie wrócili do teatru - a wraz z nimi deszcz, a właściwie ulewa. Podczas pierwszego spektaklu "Dziś umarł Prokofiew" nie było prawie nic słychać, bo deszcz zagłuszał słowa aktorów i zniekształcał dźwięki muzyki. Nawet miasto umilkło za widzialną wodną kurtyną. Widać też nie było wiele, bo aktorzy grali pod parasolami (nie wszyscy i nie zawsze), a widzowie siedzieli pod parasolami opatuleni pelerynami. I mimo tego nikt nie wyszedł, wszyscy siedzieli jak wryci, wpatrując się i wsłuchując w ślady przedstawienia, jakby szukając jego tropów.
Podobna sytuacja wydarzyła się kilka tygodni później, kiedy na festiwalu "La Strada" w Kaliszu mieliśmy zagrać na rynku tego miasta "Pieśń gminną". Przyjechaliśmy dnia poprzedzającego nasz występ - pogoda piękna, piękne miasto, świetny festiwal, znakomici organizatorzy z panią Katarzyną Guzowską - Lelental na czele - ale następnego dnia, kiedy wczesnym wieczorem mieliśmy grać od rana zaczęło się chmurzyć, potem taki niewinny deszczyk, potem już całkiem porządny deszcz, który - w godzinę naszego spektaklu - przeszedł w ulewę. Organizatorzy zaproponowali odwołanie spektaklu, co spotkało się ze sprzeciwem zespołu Mumerusa: nie po to przecież jechaliśmy po blisko 300 km w jedną stronę, żeby nie zagrać - co spotkało się ze zrozumieniem i pewną sympatią organizatorów. Tym razem deszczowy przebieg spektaklu miał kształt sinusoidy - zaczęło się od ulewy, widzów pod parasolami było jakiś 30-40, potem deszcz zelżał - toteż zwiększyła się liczba widzów, a potem znów narastał i znów widzów ubyło. Przybyłym na spektakl w charakterze widzów kilku psom deszcz absolutnie nie przeszkadzał - przyglądały się przedstawieniu z ciekawością.
To wydarzenie zostało udokumentowane fotograficznie przez Karolinę Bazan (album ze zdjęciami dostępny pod https://www.flickr.com/photos/105029704@N02/albums/72157716112577757)
oraz Lidię Barej (https://www.flickr.com/photos/105029704@N02/albums/72157715992708516).
Agnieszka Dziedzic z Mumerusa ogłosiła manifest "O Teatrze Deszczowym" dostępny pod: http://teatrmumerus.blogspot.com/2020/09/o-teatrze-deszczowym.html

Swoją drogą - dziwna rzecz ten teatr. Czasami nic nie widać i nic nie słychać i jeszcze w dodatku jest zimno i mokro, a ludzie przyglądają się i przysłuchują się czemuś, co istnieje bardzo, by tak rzec, połowicznie i niewyraźnie. A może w teatrze jest coś poza prostym przekazem?

__

Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci

Wiesław Hołdys
Dziennik Teatralny
20 listopada 2020

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...