Teatr Szekspirowski pomaga - nie szkodzi

rozmowa z Aleksandrem Böhmem

Z profesorem Aleksandrem Böhmem, specjalistą od architektury krajobrazu i wykładowcą Politechniki Krakowskiej, na temat projektu Teatru Szekspirowskiego rozmawia Jarosław Zalesiński.

Z architektem prof. Aleksandrem Böhmem rozmawia Jarosław Zalesiński: 

Przeciwnicy projektu Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku twierdzą, że stoi on w sprzeczności z zasadami Europejskiej Konwencji Krajobrazowej. W takim razie to kryminał. 

- Ja się takich sprzeczności nie doszukałem. 

Teatr nie narusza strefy ochronnej zabytkowego Głównego Miasta? 

- O takiej strefie moglibyśmy mówić, gdyby w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego wprowadzono strefę ochrony konserwatorskiej. Europejska Konwencja Krajobrazowa tylko wówczas może być skuteczna, kiedy jest zgodna z lokalnymi przepisami. 

Czyli z ogólnych zapisów trudno wyprowadzać szczegółowe rozstrzygnięcia? 

- Jest to niemożliwe, bo konwencja nie przekłada się na decyzje administracyjne. Ale kluczowa w tym wszystkim, niezależnie od Konwencji i od innych przepisów, a za to zgodna ze zdroworozsądkowym myśleniem, jest odpowiedź na proste pytanie: czy po wybudowaniu teatru ten obszar Gdańska będzie wyglądał lepiej czy gorzej? 

Gorzej - bo nie będzie widać zasłoniętego Dworu Miejskiego. 

- Ale pomiędzy teatrem a murami pozostawiono przestrzeń, która będzie dostępna i będzie sobie można stamtąd Dwór Miejski podziwiać. 

Za to od strony estakady na Podwalu Przedmiejskim już nie. 

- Tylko że ta nieszczęsna estakada powoduje, że nie ma tam warunków do spaceru i do jakichś obserwacji. Natomiast jeśli mówić o dalszych punktach widokowych, czyli albo o Biskupiej Górce, albo o Grodzisku, ta inwestycja, jak bardzo dokładnie sprawdziłem, w niczym nie zagraża kontekstowi panoramy. Pomijam już sprawę dostępności samej Biskupiej Górki, która przecież w dużej części jest obszarem zamkniętym i na przykład wieża dawnego schroniska nie jest publicznie dostępna. 

Mnie się kiedyś udało tam wejść. 

- Mnie również. I mam zdjęcia, które stamtąd wykonałem. Ale nawet bez wchodzenia na wieżę różnica wysokości między Biskupią Górką a okolicami teatru jest na tyle duża, że pojawienie się takiej zabudowy, jaką stworzy projektowany budynek, absolutnie nie zagraża panoramie miasta. To samo dotyczy Grodziska. Trzeba też wziąć pod uwagę, jak ten teren wyglądał przed 1945 rokiem. Nie było tu żadnej płaszczyzny widokowej. O tej części miasta powinniśmy myśleć raczej w kategoriach integracji czy uzupełnienia tkanki miejskiej. Oczywiście nie ściśle tak, jak ona niegdyś wyglądała - bo to niemożliwe. 

Oponenci teatru mówią właśnie: Zgodzilibyśmy się, ale na wierną rekonstrukcję dawnej Szkoły Fechtunku. 

- To nierealne. Pominę już nawet jej niewielkie rozmiary, pominę problem bardzo fragmentarycznych informacji na temat tego, jak szkoła wyglądała, przez co odtwarzanie jej zawsze byłoby obciążone dużym błędem. Ale są też względy praktyczne. Dawna Szkoła Fechtunku znajdowała się w miejscu dziś niedostępnym, zajętym przez UOP. 

Pana zdaniem zatem niczego nie tracimy. A coś zyskujemy? Czy zabytkowe mury w bliskim sąsiedztwie teatru nie staną się żywą przestrzenią publiczną? 

- Moim zdaniem właśnie na takim sąsiedztwie zyskają. Zacznijmy od tego, że nie ma powrotu do sytuacji z odległej przeszłości, kiedy to przed murami pozostawiano otwarte przedpole, z racji potrzeb obronnych. Później mury zawsze znajdowały się w jakimś kontekście. Jeśli teraz ten mur stanie się de facto jedną ze ścian uliczki między teatrem a Dworem Miejskim 

To zyska nowy kontekst? 

- Tak. A tego pierwotnego i tak od dawna nie było. Przecież na zdjęciach przedwojennych to widać. 

Widać, jak gęsta była tam zabudowa. 

- Ano właśnie. Dodam jeszcze przykład doskonale mi znany z Krakowa, ulicy Pijarskiej. Widać tam, że murom bliskie sąsiedztwo z jakąś zabudową w żaden sposób nie szkodzi. Ich otoczenie staje się przestrzenią publiczną, często odwiedzaną, bezpieczną, sympatyczną - podobnie jak otaczające Planty. W tej chwili okolice, gdzie stanie Teatr Szekspirowski, nie zachęcają do spacerów. 

Mury być może zyskają na sąsiedztwie teatru, ale czy tak duża jego bryła nie przytłoczy całego zabytkowego otoczenia? Nie ma w Głównym Mieście żadnej tak wielkiej fasady, poza bazyliką Mariacką. 

- Fasada teatru dochodzi do pierwszej przecznicy, czyli ulicy Zbytki. Zajmuje więc pewien kwartał, od ulicy do ulicy, zamykając go. Trzeba patrzeć na nią w kontekście, a nie mierzyć, ile ma metrów. Zaś porównywanie z bazyliką Mariacką, która jest tak zdecydowaną dominantą wysokościową, to nieporozumienie. Bryła teatru ma inny charakter. 

Nie obawia się Pan tak mocnego architektonicznego akcentu w tej części miasta. 

- Nie. 

Zresztą kiedyś w sąsiedztwie stała tu Wielka Synagoga. 

- A dzisiaj w jeszcze inny sposób zmienił się kontekst. Estakada zmieniła skalę. Tam wręcz potrzebna jest, no, może nie monumentalna, ale w każdym razie jakaś w miarę jednolita, scalająca forma. Bo tkanka urbanistyczna została tam zdezintegrowana. 

Przez rozcięcie Podwalem Przedmiejskim? 

- Dokładnie. Drogę wybudowano z powodów komunikacyjnych, ale była to decyzja nie najszczęśliwsza. Jednoznaczna, silna forma jest tam teraz potrzebna, po to żeby wszystko się scaliło i - mówiąc potocznie - bardziej trzymało kupy. Na jeszcze jedną rzecz chcę zwrócić uwagę. Architektoniczna forma teatru sama w sobie jest bardzo dobrej jakości. Ja wysoko oceniam ten projekt. Powstanie podobnej formy w zabytkowym sąsiedztwie ma ten walor, że tworzymy coś ładnego obok czegoś ładnego. Nie obniżamy jakości miejsca. Znamy wiele takich przypadków, kiedy nowoczesna forma, ale wysokiej jakości, sąsiadowała z jakimś bardzo dużej wagi obiektem historycznym, i nic złego się nie działo. 

Może nawet wzajem dodawały sobie urody i splendoru. 

- To miejsce wymaga takiego wypełnienia. Jeśli będzie ono na wysokim poziomie, to nic złego nie może się stać. Poza tym projektant dołożył starań, żeby formie teatru, mimo całej jej nowoczesności, nadać nostalgiczny charakter. I materiał, czyli cegła, i nawiązania do rytmu, są ukłonem, złożonym zabytkowej substancji Gdańska. 


Panie Profesorze, ale te sto parędziesiąt metrów fasady, wyłożonej klinkierem jak z maszyny 

- To już są detale. Klinkier współczesny rzeczywiście jest jednolity w kolorze, ale można na poziomie projektu wykonawczego zadbać o to, żeby materiały miały na sobie nie patynę może, ale lekko historyzującą fakturę czy kolorystykę. Takie zabiegi często stosuje się nie tylko w rekonstrukcjach obiektów historycznych. Dla mnie bardzo istotne jest także to, że pan doktor Gawlicki, poprzedni wojewódzki konserwator zabytków, nie doszukał się w tym projekcie żadnych zagrożeń, a znał to miejsce doskonale. 

Jego następca również nie. 

- Przyznam, że te wszystkie obawy wydają mi się grubo na wyrost i nie wynikają według mnie z merytorycznych przesłanek. 

Prof. Aleksander Böhm jest specjalistą od architektury krajobrazu, wykłada na Politechnice Krakowskiej.

Jarosław Zalesiński
POLSKA Dziennik Bałtycki
2 lipca 2009
Portrety
Aleksander Böhm

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia