Teatr to potrzeba działania

Rozmowa z Katarzyną Pągowską, jedną z organizatorek skierniewickiego festiwalu Poszukiwanie Alternatywy 2013

Nie ograniczałabym teatru alternatywnego do formy, uważam, że to nie jest ważne. Przeciwstawiam się też nazywaniu teatru alternatywnego ruchem amatorskim. Bardzo mnie to boli. To, że większość ludzi w tym środowisku nie posiada wykształcenia aktorskiego, nie dyskwalifikuje nas jako profesjonalistów. Są ludzie, którzy zajmują się tym od lat, to jest ich całe życie, praca, sposób na utrzymanie się i nie wiem, dlaczego mieliby być postrzegani gorzej niż aktorzy zawodowi. Dla mnie bardzo istotne jest, by zauważać, że teatr alternatywny może być teatrem profesjonalnym. Oczywiście nie każdy, ale ta granica jest płynna i to nie dyplom decyduje o tym.

Paulina Aleksandra Grubek: Festiwal nazywa się tytuł „Poszukiwanie alternatywy". Dla czego poszukujecie alternatywy?

Katarzyna Pągowska: Myślę, że przede wszystkim dla głupoty, bierności, bezmyślności. Poszukiwania te staramy się przeprowadzać co najmniej na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to płaszczyzna społeczna – wybieramy spektakle, które naszym zdaniem są ważnym głosem i odważnym jednocześnie. Druga to płaszczyzna artystyczna – chcemy, by pojawiały się tu rzeczy świeże, artystycznie na wysokim poziomie. Wydaje mi się, że język teatru alternatywnego trochę się już zdezaktualizował, dlatego my poszukujemy czegoś nowego.

Czym jest teatr alternatywny dzisiaj?

Kiedy rozmawiałam z Tadkiem Rybickim [aktor, reżyser, inicjator teatru uzależnionych Karawana – przyp. red.] powiedział, że nie istnieje takie określenie jak „teatr alternatywny", ale ja lubię to sformułowanie. Jest to teatr, który szuka alternatywy do czegoś, mówi od siebie i odważnie. Nie ograniczałabym teatru alternatywnego do formy, uważam, że to nie jest ważne. Przeciwstawiam się też nazywaniu teatru alternatywnego ruchem amatorskim. Bardzo mnie to boli. To, że większość ludzi w tym środowisku nie posiada wykształcenia aktorskiego, nie dyskwalifikuje nas jako profesjonalistów. Są ludzie, którzy zajmują się tym od lat, to jest ich całe życie, praca, sposób na utrzymanie się i nie wiem, dlaczego mieliby być postrzegani gorzej niż aktorzy zawodowi. Dla mnie bardzo istotne jest, by zauważać, że teatr alternatywny może być teatrem profesjonalnym. Oczywiście nie każdy, ale ta granica jest płynna i to nie dyplom decyduje o tym.

Czyli profesjonalizm można również osiągnąć bez etatu?

Dokładnie. W tym środowisku jest to bardzo powszechne – mało kto ma etaty. Jest to duże utrudnienie, niestety, ale często zdarzają się ludzie, których znamy od lat i którzy przeszli na stronę instytucji, w tym sensie, że nie mieli etatów, a później je dostali. Niektórzy z nich się wypalili.

Jaka jest historia festiwali teatralnych w Skierniewicach, miejscu, gdzie nie ma takich tradycji teatralnych?

Teatr wziął się z potrzeby działania, aby coś powiedzieć.

A skąd się wzięli ludzie chętni do tego typu działań?

Nie było trudno ich znaleźć. Problem jest, by te osoby utrzymać. Ta praca nie jest łatwa, potrzeba bardzo dużo determinacji, żeby działać w ten sposób.

Jaka jest w takim razie historia Waszego festiwalu?

Zaczęło się od Festiwalu Komedii HI HI HI, który przestał funkcjonować, gdyż zabrakło dobrych komedii, by zapełnić program. Później Towarzystwo Kultury Teatralnej zwróciło się do nas z propozycją przeniesienia Barbórkowych Spotkań Teatralnych do Skierniewic, bo w Dąbrowie Górniczej nie miały już racji bytu. My się zgodziliśmy i pierwszą edycję tego festiwalu zrobiliśmy jeszcze z Towarzystwem Kultury Teatralnej, potem ono przestało się nim interesować, ale Barbórki dalej funkcjonowały i ostatnia edycja odbyła się pod hasłem „Poszukiwanie alternatywy". Kiedy TKT przestało wspierać ten festiwal, poczuliśmy, że trzeba zacząć robić coś swojego i nie powinien być to festiwal konkursowy.

Czy poszukiwanie alternatywy można prowadzić na gruncie komedii?

Można, ale jest to bardzo trudne. Mało jest dobrych komedii, chociaż w naszym programie mamy „Kronikę przypadków". Jest to spektakl lekki i dowcipny, który w bardzo prześmiewczy sposób podchodzi do rzeczywistości i obnaża wszelkie absurdy życia codziennego i sposoby, za pomocą których jesteśmy atakowani informacjami dostarczanymi m.in. przez tabloidy. A zatem da się. Jednak na dziesięć spektakli jedna komedia to nie dużo.

Opowiedz w takim razie o teatrach, które zostały zaproszone na tę edycję festiwalu. Czym się kierujecie przy zapraszaniu wybranych teatrów?

Staramy się być na bieżąco, dużo jeździć i oglądać, by wiedzieć, co się dzieje. Zapraszamy spektakle, które nas dotknęły w jakiś sposób i uważamy, że warto je pokazać tutaj, miejscowym widzom. Oczywiście nie robimy tego dla siebie, my te sztuki znamy. Zależy nam by w Skierniewicach coś poruszyć.

A skąd je znacie?

Dużo jeździmy po festiwalach, często jesteśmy na nie zapraszani. Staramy się czuwać nad tym, co się dzieje i trzymać rękę na pulsie. Stawiamy na spektakle, które nas dotykają, ale też chcemy, by program był zróżnicowany i wydaje mi się, że tak też jest i w tym roku.

Ile na tym festiwalu jest teatrów zawodowych a ile amatorskich – jak się rozkładają te proporcje?

Na pewno Teatr Biuro Podróży. Ale zazwyczaj nie zastanawiamy się, czy zapraszamy amatorów, czy profesjonalistów.

Widzieliście wszystkie spektakle, które zostały zaproszone?

Oprócz teatru Krzyk, ale im ufamy bezgranicznie. Znamy bardzo dobrze ich drogę artystyczną i uważam, że są najbardziej konsekwentnym teatrem alternatywnym w Polsce, który wypracował swój własny język. Zresztą oni zrobili ten spektakl w ramach Teatru ósmego Dnia, Off Premiery Prezentacje i absolutnie temu ufamy. Zgarnął też bardzo dobre opinie po premierze, więc jestem pewna, że będzie o czym dyskutować po przedstawieniu.

Czy przewidujecie jakieś inne atrakcje poza spektaklami?

Przede wszystkim rozmowy. Teatrolog Anna Rogala ze Zgierza będzie moderatorem dyskusji. Niekoniecznie chcemy rozmawiać o każdym spektaklu z osobna, bardziej o tym, o czym będzie potrzeba. Chcemy się przede wszystkim dowiedzieć czy to, co pokazaliśmy było istotne dla publiczności. Chcemy by wypowiadali się widzowie oraz artyści, a nie tzw. eksperci, których głos oczywiście również jest cenny, ale dla nas na równi ważny z głosem konkretnego odbiorcy.

Jaka publiczność przychodzi na festiwal?

Na pewno młodzi ludzie – jest wielu licealistów. Przychodzą też nasi stali widzowie, których znamy od wielu lat. Czasem bywają też starsze osoby. Cechą wspólną całej publiczności jest to, że należą do niej ludzie, którzy się nie boją nowych doświadczeń teatralnych i szukając czegoś dla siebie w tym mieście. Przyjście tutaj dla bardzo dużej liczby skierniewiczan jest granicą nie do przekroczenia. Wejście do sali, która nie ma wygodnych siedzeń, gdzie nie ma foyer itd. Niestety miejsce, w którym znajduje się nasz teatr, jest miejscem, w którym w weekendy odbywają się spotkania młodzieży nie zawsze kulturalne, dlatego ludziom nie najlepiej się kojarzy. My się staramy to odczarować, co nie zawsze jest proste.

Otrzymujecie jakąś pomoc z urzędu miasta czy od starostwa?

W tym roku otrzymaliśmy dofinasowanie od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego i od miasta, podobnie jak w zeszłym roku. Niemniej, jesteśmy organizacją pozarządową, dlatego jako fundacja Teatr Realistyczny startujemy w konkursach z nadzieją, że wygramy. Teatr przez kilkanaście lat swojej działalności w ogóle nie dostawał pieniędzy od miasta. Dopiero teraz się to zmieniło.

W programie festiwalu jest także koncert.

Tak, koncert łódzkiego zespołu punkowego 19 wiosen, powstałego na początku lat dziewięćdziesiątych. Ktoś określił kiedyś Teatr Realistyczny jako teatr punkowej przygody. W związku z tym przypomina mi się pewna anegdota – przy okazji jakiegoś festiwalu muzycznego podczas jednej z rozmów ktoś zapytał: co to jest punk? Odpowiedziałam, że punk to jest to, co ma się w sercu.

Co trzeba mieć w sercu, żeby być punkiem?

Bezkompromisowość.

Jak ma się punk do Waszego teatru? Jesteście bezkompromisowi?

Wydaje mi się, że tak. Staramy się nie chodzić na kompromisy i mówić to, co chcemy powiedzieć, niezależnie od korzyści czy strat. Wiele razy obrywaliśmy, gdy otwarcie stwierdzaliśmy, że coś nas boli. Interesuje nas społeczny wydźwięk tego, co robimy. Ja jestem w stanie współpracować z każdym, kto będzie chciał pomóc w zdobyciu pieniędzy, by dzieci z podwórka miały warsztaty teatralne.

Co robicie poza tworzeniem teatru?

Realizujemy projekty społeczne, teraz np. projekt „Na podwórko". W zamkniętym podwórku w mieście dwa razy w tygodniu odbywają się warsztaty teatralne, plastyczne, fotograficzne i taneczne dla dzieci z rodzin patologicznych. Nagminnie zdarzają się sytuacje, w których dziecko nie przychodzi na warsztaty, bo sprał je ojciec. Albo czteroletnia dziewczynka rysuje obrazek domu z zepsutymi drzwiami, a na pytanie co się z nimi stało odpowiada, że tata wrócił wczoraj pijany do domu i je kopnął. I właśnie to jest dla mnie najważniejsze w tym, co robimy – pokazanie tym dzieciom, że istnieje inny świat, w którym nie muszą powielać życia swoich rodziców. Dajemy im propozycję alternatywy i chcemy udowodnić im, że są wartościowe. Jeśli te dzieci uwierzą, że są dobre i warte więcej niż się im mówi, to jest szansa, że zmienią swoje życie.

W ubiegłym roku realizowaliśmy projekt, w ramach którego jeździliśmy ze spektaklami i warsztatami po bardzo małych wioskach w pobliżu Skierniewic. To było niesamowite doświadczenie, graliśmy spektakl dla bardzo różnej publiczności. Czasem dla pięciu osób z Koła Gospodyń Wiejskich, a czasem dla stu uczniów technikum. Zawsze po spektaklu staraliśmy się rozmawiać z widzami i pytać co oni o tym myślą. Oczywiście niektórym się nie podoba i mają do tego pełne prawo, ale jeśli chociaż jedna osoba, np. sześćdziesięcioletnia pani, powie, że nigdy nie patrzyła na swoją kobiecość w ten sposób i teraz chyba coś sobie przemyśli, to myślę, że wtedy wygraliśmy. Chodzi przecież o to, by pobudzić ludzi do pewnej refleksji.

Dziękuję za rozmowę

Paulina Aleksandra Grubek
Dziennik Teatralny Warszawa
16 lipca 2013

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia