Teatr utkany z wrażeń

"Na krańcach świata" - reż: Marcin Brzozowski - Teatr Nowy Łódź

Premiera w Teatrze Nowym. "Na krańcach świata" to alegoryczna historia podróży ułożona z tekstów Malcolma Lowry\'ego. Historia na tyle migotliwa i klimatyczna, że zdecydowanie lepiej ją obejrzeć, niż o niej czytać.

Kameralny spektakl jest ostatnią w sezonie premierą Teatru Nowego. I drugim po "Słońcu w kuchni" podejściem Marcina Brzozowskiego, reżysera z offu do instytucjonalnej sceny. Lepszym i dojrzalszym niż pierwszy.

Na pytanie o gatunek, o zdefiniowany obszar teatralności można tylko bezradnie rozłożyć ręce. Reżyser trafnie nazywa spektakl "skromnym performance\'em muzycznym". Rozpisał go dla czterech młodziutkich aktorów, na minimum scenografii i rekwizytorium jak z cyrkowej budy czy złomowiska. Jest w tym magiczno-nostalgiczna atmosfera filmów Felliniego i coś z "Kabaretu" Boba Fossa, gdzie oprawa na poły błazeńska, na poły estradowa to kamuflaż dla przygnębiającej opowieści. Rozśpiewani konferansjerzy gawędziarze (Igor Chmielnik i obłędna wokalnie Katarzyna Wianecka) towarzyszą bohaterom w drodze do ich wymarzonej cichej przystani. Zarazem jednak łamią porządek świata przedstawionego, manifestując jego umowność. Pobrzmiewa w spektaklu echo "Człowieka wózków" Mariusza Malca czy podobnych filmów, gdzie obraz życia - małego i nieważnego, a jednak tak doniosłego dla jego bohaterów - zamyka się w metaforze kalekiej podróży rozklekotanym wehikułem. Filmowe skojarzenia nie są bezzasadne: Etan i Jacqueline uwielbiają stare kino.

Kluczem do czytania spektaklu jest biografia Lowry\'ego. Życie brytyjskiego pisarza to nierozerwalny splot tworzenia i ucieczek od cywilizacji. Lowry (1909-1957) zamiast mundurka elitarnej szkoły w Cambridge wolał łachy chłopca pokładowego. Z podróży na Daleki Wschód narodziła się "Ultramaryna". Szkic "Pod wulkanem", jego najbardziej znanej książki, powstał w Meksyku, a kończony był w Kanadzie, gdzie Lowry mieszkał z żoną w prymitywnej budzie. Pod koniec pisania oboje stracili dom w pożarze. Te wątki biografii znalazły odbicie w "Promie na Gabriolę". Pisarz mieszkał też we Francji, Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych. Miał problemy z alkoholem (bohater "Pod wulkanem" zapija się na śmierć). Trafił na pewien czas na oddział psychiatryczny szpitala w Nowym Jorku. W szpitalach spędził zresztą ostatnie lata życia. Zmarł po przedawkowaniu środków nasennych.

Rolę tę z różnym skutkiem dźwiga Dobromir Dymecki. Miejscami młody aktor traci panowanie nad potokami gęstego poetyckiego tekstu, ratuje się krzykiem, przerysowanym gestem, kalką nonszalanckiej kreacji. Z drugiej strony kabotyńskie zagrania współtworzą strukturę jego postaci - niedojrzałej, egzaltowanej, niepoukładanej. Spokojną i wyciszoną (a może raczej zgaszoną) rolę jego żony buduje z konsekwencją Ewa Łukasiewicz. Pod fasadą bezgranicznej cierpliwości i ufności drży lęk i przeczucie zbliżającej się katastrofy.

Taki właśnie jest cały spektakl: utkany z wrażeń, amorficzny. Trudno wyodrębnić elementy, które składają się na jego atmosferę. Marcin Brzozowski wraca w nim do swojego charakterystycznego języka, którym zachwycał jeszcze jako reżyser niezależny. Wraca jakby nieśmiało, ale z urzekającym skutkiem.

Monika Wasilewska
Gazeta Wyborcza Łódź
1 czerwca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia