Teatr w trasie
Rozmowa z Anną oraz Tomaszem RozmiańcamiObecnie jesteśmy teatrem w trasie i spędzamy naprawdę dużo czasu w samochodach. Czasami nawet odbywamy w nich próby do spektakli. Z jednej strony jest to męczące, ale z drugiej sprawia, że jesteśmy dostępni dla każdego widza; zarówno tego mieszkającego w dużym mieście, jak i dla kogoś, kto mieszka w małej wiosce. Jesteśmy w stanie dotrzeć do każdego i „zarażać" teatrem nawet przypadkowych widzów podczas festiwali teatralnych czy spektakli plenerowych.
Z Anną Rozmianiec, reżyserką, scenopisarką, aktorką i współzałożycielką Teatru Fuzja w Poznaniu, oraz z Tomaszem Rozmiańcem, reżyserem, aktorem oraz współzałożycielem Teatru Fuzja w Poznaniu, rozmawiała Aleksandra Sierka z Dziennika Teatralnego.
Aleksandra Sierka: Kiedy i w jaki sposób powstał Teatr Fuzja? Jakie idee miał reprezentować? Czym miał się wyróżniać spośród istniejących teatrów?
Anna Rozmianiec – W 2006 r. prowadziliśmy zajęcia w Liceum Teatralnym nr XX i stąd wywodził się trzon całej grupy. W tym samym czasie, równolegle, w Młodzieżowym Domu Kultury nr 2 na Cytadeli Tomek Rozmianiec wraz ze śp. Teresą Gąsiorowską mieli teatr o nazwie Sala nr 13. Teatr ten tworzyli studenci oraz osoby pracujące. Ja też do niego należałam. Naszym pierwszym spektaklem, który powstał w ramach zajęć w Liceum Teatralnym, była sztuka pod tytułem „Foremka". Było to przedstawienie, w którym bawiliśmy się formą oraz plastyką, ponieważ jest to język, który – przynajmniej dla mnie – zawsze był najważniejszy: ciało, forma, obraz. Spektakl ten zrobiliśmy jako teatr młodzieżowy i niedługo potem stworzyliśmy kolejną sztukę – „Sen Wahazara" – którą w ciągu roku zagraliśmy na chyba wszystkich festiwalach młodzieżowych, i która zdobyła sporo nagród. W tym czasie oba te teatry zaczęły się ze sobą przeplatać. Po kilku latach doszliśmy do wniosku, że teatr, który tworzymy będzie nie tylko teatrem hobbistycznym, ale i „dodatkową pracą". Zaczeliśmy tworzyć pierwsze spektakle plenerowe, które okazały się dużym przełomem. Takim właśnie przełomem był spektakl „Dywidenda", który pokazywaliśmy na festiwalach plenerowych i niezależnych. Sądzę, że to był ten moment, który dał nam nadzieję, że ten teatr może naprawdę zaistnieć.
Tomasz Rozmianiec ~ W dużym skrócie, prowadziliśmy kilka różnych grup młodzieżowych w różnych miejscach i tak, jak my byliśmy młodzieżą, która wyrosła i zaczęła pracować jako instruktorzy, tak pod naszą opieką młodzież, z którą pracowaliśmy wyrosła i zaczęła z nami tworzyć. Było to płynne, organiczne przejście i jesteśmy z tego bardzo dumni. Ludzie rośli razem z nami i przez te dziesięć lat trzon zespołu (bo wiadomo, ludzie przychodzili i odchodzili) pozostał.
Do kogo adresowany jest Teatr Fuzja? Do dzieci, dorosłych czy młodzieży?
- Do wszystkich. Teatr w repertuarze posiada spektakle i koncerty dla dzieci, jak i dla starszych widzów. Ogółem spektakle są bardzo różnorodne, niektóre bazują na literaturze, inne są spektaklami autorskimi, do których sami tworzymy scenariusze. Ta wielość form i odbiorców wynika z faktu, że kierujemy się tym, co w danej chwili nas interesuje oraz tym, na co jest obecnie „zapotrzebowanie". Drugą gałęzią teatru są duże widowiska plenerowe, które gramy jeżdżąc po festiwalach w całej Polsce. Jednym z takich spektakli - widowisk jest – bardzo mocna i ważna dla nas sztuka – „Nieproszeni", która powstała w wyniku wybuchu wojny na Ukrainie, a w której podejmujemy problem migracji. Trzecią gałęzią są zaś spektakle salowe, które adresujemy do młodzieży i dorosłych. Niestety, z uwagi na brak stałej, prywatnej sceny, dość rzadko je prezentujemy.
~ Jakkolwiek bywa to problematyczne, to nie uważam, aby było to naszą słabością, a siłą. Jesteśmy bardzo eklektyczni i to nasza wartość. Zaczynaliśmy jako teatr bardzo offowy, gdzie była Sztuka pisana tylko z dużej litery, a pierwszy spektakl dla dzieci powstał przez przypadek, z ciekawości. Postanowiliśmy zrobić go dla zabawy i okazało się, że – trochę niezależnie od nas – sztuki dla dzieci stały się kolejnym elementem naszej twórczości. Każdy z nas tworzących niejako trzon teatru (Anna i Tomasz Rozmianiec, Agnieszka Mikulska oraz Jakub Woźniak) jest bardzo różny od reszty, co sprawia, że wszyscy świetnie się uzupełniamy i ponieważ nie lubimy nudzić się w teatrze, to bezustannie dbamy o to, aby się nie powtarzać. Staramy się wciąż na nowo układać relacje z widownią czy muzyką oraz zmieniać formę grania. Dzięki tym zabiegom jesteśmy wciąż aktywni i tworzymy sztuki dla różnorodnej publiki. Teatr zawsze korzystał z różnych form i technik, dlatego nigdy nie widziałem sensu dzielenia go na teatr dla dzieci, dla młodzieży, etc. Teatr jest tylko dobry albo zły, a forma spektaklu powinna być dostosowana do podejmowanego tematu.
Wspominali Państwo, że nie posiadacie stałej siedziby teatru, czy jest to zamierzone?
- Niezupełnie (śmiech). Oczywiście mamy przestrzeń, w której możemy pracować, przygotowywać scenografię, robić próby, etc., ale oficjalnej siedziby jeszcze nie mamy. Planujemy obecnie zacząć o nią zabiegać i mamy nadzieję, że najpóźniej za pięć lat uda nam się ją uzyskać. Jako teatr wciąż się rozwijamy i jakkolwiek do tej pory brak oficjalnej siedziby w ogóle nam nie przeszkadzał, tak obecnie zaczynamy czuć taką potrzebę. Obecnie jesteśmy teatrem w trasie i spędzamy naprawdę dużo czasu w samochodach. Czasami nawet odbywamy w nich próby do spektakli. Z jednej strony jest to męczące, ale z drugiej sprawia, że jesteśmy dostępni dla każdego widza; zarówno tego mieszkającego w dużym mieście, jak i dla kogoś, kto mieszka w małej wiosce. Jesteśmy w stanie dotrzeć do każdego i „zarażać" teatrem nawet przypadkowych widzów podczas festiwali teatralnych czy spektakli plenerowych.
Co chcą Państwo przekazać w teatrze? Jaka idea Państwu towarzyszy?
- Poruszamy tematy, które obecnie uważamy za ważne i interesujące. Nie zawsze są to problemy globalne, o których obecnie dużo się mówi, choć oczywiście sięgamy i po nie. W wyborze opieramy się na własnej obserwacji tego, co wydaje się nam istotne w danej chwili. Przykładem może być spektakl „Potworczaki i dźwiękowyje", który opowiada o dziecięcych lękach i strachach. Pomysł na niego narodził się z obserwacji naszych własnych dzieci. Podsumowując, z jednej strony sytuacja na świecie i rzeczywistość wymusza pewne tematy (choć staramy się o nich nigdy nie mówić wprost, a przedstawiać je na swój własny sposób), a z drugiej strony nasze własne, prywatne obserwacje i doświadczenia.
~ Wydaje mi się, że nigdy nie towarzyszyła nam jakaś nadrzędna idea. Dla mnie teatr jest naturalną formą komunikacji ze światem. Gdy coś mnie uwiera, to często okazuje się, że nie jestem w tym odosobniony i uwiera to jeszcze kogoś innego. Tym samym teatr jest miejscem, gdzie spotykamy się i o tym rozmawiamy w nieco odmiennej formie niż klasyczna rozmowa.
- Jako że jesteśmy niezależnym teatrem to mamy tę wolność swobodnego wyboru tematu, decyzji o doborze twórców czy czasu przygotowań.
~ Tym samym, jeśli podejmujemy się zrobienia czegoś, to uważamy, że jest to ważne i warte zrobienia. Nie jesteśmy teatrem instytucjonalnym i bardzo często musimy do spektakli dokładać własne pieniądze. Co za tym idzie, jest to wybór a la czy kupujemy nowego busa czy robimy spektakl. Tak było w przypadku „Nieproszonych"; od dawna chcieliśmy się podjąć tematu dotyczącego migracji, ale brak wystarczającej ilości środków nam to uniemożliwiał. Wybuch wojny na Ukrainie spowodował, że podjęliśmy decyzję, że ten temat nie może dłużej czekać. Nasza sytuacja jest o tyle skomplikowana, że funkcjonujemy w rynku komercyjnym - działamy na zasadach rynku komercyjnego – a zarazem naszym celem nie jest i nigdy nie było działanie komercyjne. Tworzy to paradoksalną sytuację, w której nie musimy nic robić pod publikę, choć równocześnie robimy to pod publikę oraz dla publiczności.
Dziękuję. Przejdźmy teraz do tematu najnowszego spektaklu „Maryla". Czy mogliby Państwo opowiedzieć o czym jest spektakl? Nie chodzi mi o to, co można przeczytać w zapowiedzi do spektaklu, a o wizję twórców.
- Maryla, czyli Maria Kwaśniewska - polska oszczepniczka. Spektakl opowiada jej historię, ale głównie koncentruje się wokół jednego elementu, sprzeciwu, jakim było niepodniesienie ręki w hitlerowskim geście. Oprócz tego innym równie istotnym elementem tej historii jest zdjęcie, jakie zostało jej zrobione, kiedy została zaproszona do loży Adolfa – dzięki temu zdjęciu udało jej się później wyprowadzić ponad cztery tysiące osób z obozu przejściowego w Pruszkowie. Chcemy zwrócić uwagę, że każdy gest i słowo mają znaczenie. Pomimo, iż początkowo wydają się nieznaczące i nie mają wpływu na daną chwilę, to mogą okazać się niezwykle ważne w przyszłości; są w stanie całkowicie odmienić historię. Spektakl porusza również problem - jaki towarzyszy nam już od dekad – dotyczący tego, że przy organizacji wielkich, międzynarodowych wydarzeń zbyt często przymyka się oczy na kwestie łamania praw człowieka czy naruszania demokracji. Tak było w 1936 r. w Berlinie w czasie olimpiady, gdy powszechnie było wiadomo, że Hitler zmierza do zawładnięcia Europą. Początkowo wiele państw okazało sprzeciw i oficjalnie zadeklarowało swoją rezygnację z udziału w olimpiadzie. Ostatecznie jednak i tak wszyscy wzięli udział. Mało tego, każde z państw pozdrawiało Hitlera. Co się zmieniło od tamtej Olimpiady? Wszelkie wydarzenia sportowe chociażby w Moskwie, Soczi, Baku, Katarze czy Chinach - za organizacją których stoi polityka i pieniądze dużych koncernów - idealnie pokazują jak ponownie zamyka się oczy na łamanie praw człowieka. I jak zawsze tłumaczy się to większą ideą, jaką w tym wypadku mają być międzynarodowe zawody.
Spektakl ma formę monodramu, który jest bardzo trudnym rodzajem teatru. Nie ma partnera w postaci innego aktora, na którym w razie czego można się oprzeć. Jest się samemu z widownią i nigdy nie ma się pewności, jak ona odbierze spektakl. „Maryla" bierze udział w projekcie adresowanym do młodzieży (w projekcie dofinansowany ze środków budżetu Miasta Poznania), tym samym mam nadzieję, że sztuka ta będzie dobrze i harmonijnie rezonować. Generalnie w teatrze, to rezonowanie pomiędzy aktorem a widzem, czyli tym, co dzieje się na scenie i publiką, jest, było i będzie zawsze najważniejsze. Praktycznie przy przygotowaniu do każdego spektaklu mamy to z tyłu głowy.
~ To na czym jeszcze nam zależy i co mamy z tyłu głowy to, aby teatr był fajny. Brzmi to prozaicznie, ale to bardzo ważne przy tworzeniu spektakli. Fakt, że to, co pokazujemy na scenie ma być ważne, interesujące, etc., to wszystko jest oczywiste. Często jednak zapomina się o tym istotnym elemencie, na który tak mocno zwracamy uwagę, aby teatr był po prostu fajny i chyba mogę powiedzieć, że się nam to udaje.
- Dokładnie, mam nadzieję, że i tym razem, przy okazji prezentacji „Maryli", też nam się to uda. Tym samym serdecznie zapraszamy na najbliższe spektakle.
Dziękuję za rozmowę.
__
Anna Rozmianiec – aktorka, reżyserka, choreografka, założycielka poznańskiego Teatru Fuzja.
Tomasz Rozmianiec – aktor, reżyser, prezes Stowarzyszenia Spółdzielnia Teatralna.