Teatr zaangażowany, czyli porozmawiajmy na poważnie
"Spartakus. Miłość w czasach zarazy" – reż. Jakub Skrzywanek – Teatr Współczesny w SzczecinieW spektaklu Spartakus. Miłość w czasach zarazy zrealizowanym w Teatrze Współczesnym w Szczecinie Jakub Skrzywanek dokonał tego, co wbrew pozorom rzadko się udaje w teatrze. Podczas jednego przedstawienia przeprowadza nas, widzów, przez zupełnie skrajne uczucia – od beznadziei i frustracji do wiary w ideały i dobro – a przy tym prowokuje do jeszcze rzadziej spotykanych na scenach rozważań. Spartakus jest połączeniem narracji prowadzonej przez Skrzywanka i Weronikę Murek, scenografii Daniela Rycharskiego i barwnej choreografii Agnieszki Kryst.
Spektakl podzielony jest na dwie części. Pierwsza część jest opowieścią o stanie polskiej psychiatrii dziecięcej – opowiada o niedofinansowaniu szpitali, nieodpowiednim personelu, niewłaściwych metodach pracy z pacjentami oraz o bezradności rodziców i opiekunów dzieci.
Jak podaje Teatr, spektakl powstał na podstawie reportaży Janusza Schwertnera (Miłość w czasach zarazy oraz Piżamki), materiałów dokumentalnych i wywiadów, a także książki Schwertnera i Witolda Beresia, Szramy. Na scenie pojawiają się postaci zaczerpnięte z tych tekstów – to młodzi pacjenci szpitala psychiatrycznego, ich rodzice oraz personel medyczny.
Właściwie wszyscy bohaterowie są istotni, gdyż pojawienie się na scenie każdego z nich pozwala naświetlić kolejne problemy polskiego systemu opieki psychiatrycznej. Postacią jednak, wraz z którą i my, widzowie, wchodzimy w bieg zdarzeń jest Wiktor – inspirowany bohaterem pierwszego z reportaży (grany przez Annę Januszewską).
Skrzywanek doskonale przeniósł reporterski charakter publikacji na scenę teatralną. Spartakus operuje bezwzględną dosłownością, nie ma niedomówień. Widzimy to już w samej scenografii autorstwa Daniela Rycharskiego (znanego m.in. z wystawy Strachy w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej). Przestrzeń sceniczną stanowią boksy, oddzielone od siebie żelaznymi płotkami. Takie właśnie są warunki panujące w szpitalach psychiatrycznych – surowe, niehumanitarne, zwierzęce wręcz, ponieważ przestrzeń szpitala przypomina chlewnię.
Ową surowość potęguje zachowanie personelu (świetni Maciej Litkowski i Adrianna Janowska-Moniuszko) – krzyki, szarpanie pacjentów, obojętność mieszana okrutnie z chwilowym zainteresowaniem. Bardzo trafnym zabiegiem jest wyświetlanie co jakiś czas fragmentów publikacji Schwertnera i Beresia – pozwala to publiczności nieustannie mieć na uwadze, że wszelkie zdarzenia przedstawiane na scenie są oparte na faktach, rzeczywiście miały miejsce w dziecięcych szpitalach psychiatrycznych.
Widzimy absurdalne zwyczaje: obowiązkowe poranne modlitwy, zmuszanie pacjentów do kończenia posiłków czy karanie odpytywaniem z lektur. Dochodzi do rażących zaniedbań w terapii i pracy z pacjentami, a także do bierności wobec gwałtu. Co jednak ciekawe, twórcy spektaklu zdają się uciekać od łatwego oskarżania pracowników medycznych. Skrzywankowi udało się uwypuklić przyczyny działań personelu tkwiące w samym systemie opieki zdrowotnej – nieścisłości w zaleceniach pracy z pacjentami, niedofinansowanie szpitali oraz przepracowanie lekarzy i pielęgniarek.
Druga część spektaklu jest natomiast pewnego rodzaju performancem solidarnościowym. Po trudnych refleksjach przychodzi czas na pocieszenie, zasianie nadziei i wiary w przyszłość. Ta część nie jest już poświęcona tematowi psychiatrii dziecięcej, ale dotyczy równości małżeńskiej, a właściwie jej braku, co – według twórców – stanowi jedną z bardziej znaczących przyczyn tak dużego odsetka młodych osób w kryzysie psychicznym. Jest to moim zdaniem pewne uproszczenie, czy też raczej zwrócenie uwagi na jedno tylko rozwiązanie. Z drugiej jednak strony główny bohater reportażu Schwertnera zmagał się z niezrozumieniem wynikającym z nietolerancji społeczeństwa wobec osób transseksualnych. I w tym elemencie fabularnym być może należy szukać uzasadnienia decyzji scenicznej twórców. Można jednak odnieść wrażenie, że dochodzi do przyćmienia powagi tematów poruszanych w pierwszej części – a to za pewne nie było celem twórców spektaklu.
Na scenie pojawiają się postaci ubrane w stroje stylizowane na ludowe, tańczą (tutaj za ciekawą choreografię odpowiada Agnieszka Kryst) i śpiewają pieśni weselne. Z publiczności zaproszone zostają pary homoseksualne, które mogą wziąć ślub na scenie. Odbywa się ślubna i weselna ceremonia – zakochani i zakochane stają na podwyższeniu na środku sceny, wygłaszają nieco zmodyfikowane słowa przysięgi małżeńskiej, a następnie ogłaszane są mężem i mężem lub żoną i żoną, po czym ponownie następuje śpiewanie pieśni weselnych.
Druga część spektaklu na pewno stanowi ciekawy wyraz fantazji – choć przecież nie tak bardzo odrealnionej. Jest dobrze dopracowaną całością pod względem estetycznym i przekazowym. Jednak mam wrażenie, że zderzenie tak kontrastujących ze sobą części spektaklu może dla niektórych widzów okazać się przytłaczające. Niemniej należy przyznać, że Skrzywanek bezbłędnie operuje zmianą nastroju, charakteru treści scenicznych, a zmiana ta, choć nagła, znajduje swoje uzasadnienie w fabule spektaklu. Zainicjowanie ślubu par jednopłciowych na scenie może się wydawać naiwne, jednak – bez wątpienia – odpowiada na potrzeby części społeczeństwa i pozwala na choć chwilowe doświadczenie innej rzeczywistości, oferującej szczęście wykluczonym przez prawo.
Spartakusa obejrzałam w ramach Warszawskich Spotkań Teatralnych. Muszę przyznać, że przychodząc do Teatru Dramatycznego, nie do końca wiedziałam, co mnie czeka. Do tamtej pory nie widziałam żadnego spektaklu szczecińskiego Teatru Współczesnego i nie znałam dobrze scenicznych prac Skrzywanka. O samym spektaklu dowiedziałam się od znajomych związanych z aktywizmem na rzecz środowiska osób LGBTQ+, zainteresowanych przede wszystkim drugą częścią przedstawienia.
Uważam, że Spartakus zasługuje na uwagę – mnie jednak zdecydowanie bardziej zachwyciła pierwsza część spektaklu ze względu na rzadko spotykaną na deskach teatrów tematykę. Twórcy bezkompromisowo naświetlają problemy polskiej psychiatrii dziecięcej, a ową refleksję podejmują w wyjątkowej formie – przenosząc niejako reportaż na scenę (tutaj wielkie brawa należą się dramaturżce, Weronice Murek).
Można niekiedy odnieść wrażenie, że spektakl – zarówno pierwsza, jak i druga część – jest tendencyjny, że mówi zbyt wprost. Jednak nic bardziej mylnego – surowość i prostota narracji odpowiada powadze tematyki, Skrzywanek czerpiąc inspirację z reportaży, bierze z ich charakteru to, co pozwala opowiedzieć autentyczną opowieść, czyli wyrazistość i brak półśrodków.
Skrzywanek tworzy teatr zaangażowany, mówiący o bieżących sprawach, mających niebagatelny wpływ na jakość życia społeczeństwa. Porusza trudny temat, coraz częściej podejmowany w mediach, choć w niektórych kręgach wciąż pozostający tematem tabu, i robi to w sposób rzetelny, wykazując tym samym swój warsztat.
Takich spektakli potrzebujemy w teatrach więcej.