Teatralna poprawność – recenzja na pograniczu felietonu

"Folwark zwierzęcy" – aut. George Orwell - reż. Jan Klata – Teatr Śląski im. St. Wyspiańskiego w Katowicach

Antrakt "Folwarku zwierzęcego" w reżyserii Jana Klaty. Wychodzę na foyer Teatru Śląskiego im. St. Wyspiańskiego w Katowicach. Staję sobie na uboczu, niedaleko drzwi na widownię. Przewijam w głowie to, co widziałam na scenie przez ostatnią godzinę. No i... stwierdzam, że był to kawał bardzo dobrej roboty teatralnej. Takiej na poziomie. Ale jakoś nieprawdopodobnie poprawnej, jeśli chodzi o tego twórcę.

Pamiętam, jak (będąc jeszcze na studiach) oglądaliśmy "Wesele hrabiego Orgaza" w Narodowym Starym Teatrze (prem. 11.06.2010). Chodziliśmy na różne spektakle w ramach zajęć z teatrologii, ale ten Klata był taki... uwierający. Część na nim spała, część męczyła się nadmiarem sensów i znaczeń, inni byli zachwyceni. Mnie wtedy nie przekonał.

Teatr Jana Klaty wywoływał jednak emocje i dyskusje. Na przestrzeni lat widziałam potem jeszcze rewelacyjną "Trylogię" (NST, prem. 21.02.2009), olśniewające "Wesele" (NST, prem. 12.05.2017), świetną „Oresteję" (NST, prem. 25.02.2007) czy fantastyczne "Trojanki" (Teatr Wybrzeże w Gdańsku, prem. 8.09.2018). "Państwa" jeszcze nie, bo w kraju z niedofinansowaną kulturą spektakle sprzedają się jak koncerty Metallici. I nagle "Folwark zwierzęcy" – tekst Orwella właściwie kanoniczny. Mierzenie się z czymś takim wymaga pomysłu, nie odtworzenia. Ale może się mylę?

Wszystko jest w tym spektaklu nadzwyczaj czytelne. Od samych kreacji aktorskich, które są "zwierzęce", ponieważ nie uświadczymy wśród postaci ani pół człowieka, choć te zwierzęta będą się zachowywać jak ludzie. Przez folwark i jego ruchomą na scenie obrotowej ścianę, która zasłania prawie cały horyzont, z jednej strony będąc monolitem, a z drugiej tablicą manipulacyjnych haseł. Aż do kostiumów (scenografia i kostiumy: Justyna Łagowska), które sugerują, z jakimi zwierzętami mamy do czynienia. Obserwujemy mechanizmy przejęcia władzy przez knury wobec bezwolności i braku inicjatywy ze strony innych zwierząt. Stereotyp goni stereotyp: są więc owce (Dolly – Katarzyna Błaszczyńska, Polly – Alina Chechelska, Holly – Kateryna Vasiukowa) głupio powtarzające nauczone hasła i reagujące stadnie, trzymający się z boku osioł-starzec Beniamin (Jerzy Głybin), czerpiąca korzyści Kotka (Aleksandra Przybył), myślący tylko o pracy koń pociągowy Bokser (Grzegorz Przybył).

"Folwark zwierzęcy" w reżyserii Klaty jest do bólu logiczny. Nie zaskakuje. Nie ma wariackich motywów muzycznych, niespodziewanych rozwiązań scenicznych (ta z tablicą-pleksą jest najciekawsza), brawurowego aktorstwa. Ostatnie osiem lat w Polsce właśnie tak w skrócie wyglądało. Ok, to już wiemy. Część społeczeństwa zauważyła to już wcześniej. Otrzymaliśmy więc diagnozę post factum, nieco doprawioną motywem zabijania zwierząt i wegetarianizmu, a także rządów wielkich koncernów. To trochę puszczenie oka do widza w stronę uniwersalizmu. Uwspółcześnienia. Ostatnia scena pokazuje aktorską wirtuozerię. Uczta przygotowywana kosztem innych. Choć ciężko oderwać wzrok od imitacji ochłapów mięsa, którymi zawalone są stoły (nomen omen – wyglądające jak te w kostnicach).

Jest to opowieść o wyzysku obywateli, ofierze dla władzy. O tym, że lepiej nie kształcić „poddanych", ponieważ będą za dużo zauważać i rozumieć. O tym, że społeczności organizują się same, potrzebują tylko charyzmatycznego lidera, któremu się nie sprzeciwią. O tym, że wykorzystując naiwność oraz niewiedzę można przeforsować każdy absurd. O tym, że nawet niezależne jednostki dają się z czasem wciągnąć w polityczne rozgrywki.

Na deskach Teatru Śląskiego widzimy doskonałe widowisko. Hiperpoprawne. Świetnie zagrane, z ciekawą scenografią. Nawet, kiedy "rewolucja zjada własne dzieci" to w tej scenie zobaczymy grupę studentów... Jest to idealnie skomponowana teatralna układanka. Nie ma w niej żadnego błędu. Można po prostu odnieść wrażenie, że czegoś tu brakuje. Jakiegoś „zadziornego ducha". Powstaje też wewnątrz pytanie: po co? Może po to, żeby pokazać warsztat reżyserski. Choć niektóre rozwiązania można uznać tu za nieco "szkolne" (zniszczone nogawki Boksera - konia...).

Zespół zaangażowany w stworzenie "Folwarku zwierzęcego" wykonał wielką pracę. Uderza tu jedynie "teatralna poprawność". Czy jest błędem? Może o to chodzi, żeby w teatrze zobaczyć bardzo dobry spektakl? Dlaczego ten spektakl rzuca na kolana, choć wcale nie rzuca? Zapraszam do odwiedzenia Teatru Śląskiego i przekonania się samemu.

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
1 czerwca 2024
Portrety
Jan Klata

Książka tygodnia

ahat ilī. Siostra bogów. Sceny dramatyczne
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Olga Tokarczuk, Zbigniew Mikołejko

Trailer tygodnia

11. Międzynarodowy Fes...
Wiesław Czołpiński
To będzie twórcze spotkanie młodych l...