Teatralne półprawdy

„Zbrodnia i kara" - reż. Krzysztof Prus - Teatr Nowy w Zabrzu

Zabrzańska „Zbrodnia i kara" w reżyserii Krzysztofa Prusa to inscenizacja, w której nie zobaczymy efekciarskich trików, multimedialnych pokazów i wymyślnych gadżetów, jakie ostatnimi czasy zwykły wypełniać sceny polskich teatrów. Staje się ona zatem obietnicą rzetelnego przeniesienia na teatralne deski jednego z arcydzieł światowej literatury. Nic bardziej mylnego. Przedstawienie z powieścią Fiodora Dostojewskiego łączy jedynie tytuł i nazwiska postaci. To zdecydowanie za mało.

Już w jednej z pierwszych scen zostajemy zapoznani z treścią listu pozbawionej złudzeń matki (Jolanta Niestrój-Malisz) pisanego do syna Rodiona (Mateusz Lisiecki), który „z braku środków" porzucił studia prawnicze. Kobieta jasno daje do zrozumienia, że zamierza wydać córkę Dunieczkę, siostrę Rodii, za podstarzałego, ustatkowanego pretendenta do jej ręki jedynie w celu uzyskania pieniędzy na dalszą edukację syna, będącego „nadzieją rodziny". Ze sceny padają słowa wściekłego Raskolnikowa, który składa sobie przysięgę, że „póki on żyje, do tego ślubu nie dojdzie". Chwilę później bohater dokonuje podwójnego morderstwa, okradając ofiary z kosztowności. Zatem już pierwsze minuty przedstawienia wprowadzają zasadnicze zmiany, ingerując w tekst rosyjskiego klasyka.  Motywem Raskolnikowa staje się chęć zapobieżenia ożenkowi siostry, która chce się poświęcić, wychodząc za mąż z rozsądku. Takie rozwiązanie interpretacyjne sprawia, że z wyrachowanego, przekonanego o swej duchowej wyższości, niemoralnego intelektualisty w najmniejszych szczegółach planującego zbrodnię, otrzymujemy porywczego, uczuciowego młodzieńca, chcącego ochronić bliską osobę przed życiowym błędem. Zatem jaką historię zamierza opowiedzieć nam reżyser?

Po obejrzeniu tej inscenizacji trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Raskolnikow jawi się tu jako zagubiony młody człowiek, który życie ludzkie jest w stanie poświęcić jedynie w przypadku obrony najwyższych idei (podaje za przykład odkrycie Newtona), nie zaś po to, by dokonać makabrycznego eksperymentu. Pod koniec spektaklu mamy okazję usłyszeć słynny, skierowany do prostytutki Sonii (Anna Konieczna) monolog, w którym bohater dzieli ludzi na „wybrańców" i „wszy" – wyznanie Raskolnikowa na tle jego czynów wypada słabo i nieprzekonująco, nie licuje z portretem psychologicznym budowanym przez całe przedstawienie, jakby tę pełną emocji spowiedź umieszczono tam tylko po to, by udowodnić, że słowa napisane przez Dostojewskiego są reżyserowi dobrze znane. Niestety wyznanie owo jest zaprzeczeniem motywu, który od początku towarzyszył bohaterowi. W interpretacji Krzysztofa Prusa Rodia zabija by ustrzec siostrę od nieszczęścia, a dopiero w toku wydarzeń nagle doznaje „olśnienia", że popełnił zbrodnię dla eksperymentu. Reżyser nie był konsekwentny w budowaniu historii, nadał bohaterowi własny motyw, po czym wrócił do wizji zaproponowanej przez rosyjskiego pisarza. W konsekwencji opowiedziana widzom historia nie składa się w spójną całość.

Scenografia jest przykładem wizualnej synekdochy - fragment pokrytej krwią ściany, czy jeden charakterystyczny mebel (zarówno w pokoju Raskolnikowa jak i Sonii jest nim łóżko) pozwalają nam zbudować w wyobraźni zaniedbane wnętrza dziewiętnastowiecznych kamienic, zlokalizowanych w okolicach zajmowanego przez biedotę petersburskiego Placu Siennego. Do zobrazowania stanu zamieszkiwanego przez lichwiarkę budynku i scharakteryzowania dzielnicy, w jakiej mieszka kobieta, scenografowi posłużyły jedynie odrapane, wysłużone drzwi. Podobnie sprawa wygląda na komisariacie, dokąd Porfiry (Zbigniew Stryj) i Zamietow (Grzegorz Cinkowski) zapraszają podejrzanych – tu także konstrukcja drzwi przywołuje określone, jednoznaczne skojarzenia, nie pozostawiając wątpliwości co do tego, w jakiego rodzaju pomieszczeniu się znajdujemy. Marek Mikulski pozostał wierny zasadzie teatralności budując umowną, oszczędną, lecz niezwykle funkcjonalną scenografię (ścianki na kółkach), która nie przytłacza aktora, nie zamyka go w ograniczającej przestrzeni. Jednak i tu nie ustrzeżono się pewnej niekonsekwencji – oparcie krzesła w pokoju Sonii błyszczy poświatą nowości, burząc obraz skromnego, zaniedbanego pokoiku, w którym tego rodzaju mebel wygląda dyskusyjnie.

Zabrzańskie przedstawienie to przykład braku odwagi ze strony twórców, którzy w procesie budowania własnego świata zatrzymali się jakby w pół drogi. Owo niezdecydowanie widoczne jest zarówno w kreacjach aktorskich (w szczególności w roli Raskolnikowa) jak i w interpretacji opowiadanej historii. Ducha powieści Dostojewskiego także próżno tu szukać. Znajdują tu zastosowanie słowa głównego bohatera, który dochodzi do wniosku, że kto nie ma odwagi i nie jest konsekwentny, ten pewnych działań w ogóle nie powinien podejmować.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Katowice
19 czerwca 2013
Portrety
Krzysztof Prus

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...