Teatralny peep show w Sopocie
"Superman nie żyje" - reż: André Hübner-Ochodlo - Teatr AtelierŚciany sceny sopockiego Teatru Atelier wyłożone połyskliwą srebrną folią, para aktorów w obcisłych, lateksowych, czarnych kostiumach, do tego prowokacyjnie jaskrawe, czerwone albo żółte buty. Erotyczny show? Prawie, bo sztuka "Superman nie żyje" austriackiego dramaturga Holgera Schobera, która w sopockim teatrze ma swoją prapremierę, zapowiadana jest jako "striptiz". Ale z dodatkiem - "komiksowy striptizdusz".
Para pokazywanych w tym teatralnym peep show ludzi to młodzi - Karl i Luiza. Kiedy Karl w jednym monologu opowiada, że ma w głowie i duszy pustkę, nie mija się z prawdą - nie jest to subtelny bohater o tak zwanym bogatym wnętrzu. Jedno, czym może imponować, to oblatanie w komiksowym świecie. Tu jest ekspertem, podobnie jak spotkana pewnego razu Luiza. Połączy ich miłość do komiksu, wza-jemna erotyczna fascynacja, no i to trzecie, najważniejsze - drągi. Karl, który o swoim rodzinnym skrzywionym życiu opowie nam w czasie jednej z grupwych terapeutycznych sesji, duchową pustkę niekochanego dziecka zapełnia sobie coraz bardziej wymyślnymi używkami. W ten swój świat z czasem wciąga Luizę. "Superman nie żyje" pokazuje, jak coraz bardziej rozkręca się w nich spirala destrukcji. Na czym większym żyją haju, czym bardziej odlatują w sferę złudzeń, branych z komiksowych zeszytów, tym bardziej staczają się w realnej rzeczywistości. Aż po śmierć.
Aktorzy, Maciej Półtorak i Marta Honzatko, mają tu za zadanie pokazać zarazem jedno i drugie - wyobrażony odlot w komiksowe wyobrażenia i realną degrengoladę. Pokazują to świetnie, niekiedy przejmująco. Pomaga w tym kreowana przez kamerę i ekran druga rzeczywistość. Nawet kiedy reżyserujący to przedstawienie Andre Hubner-Ochodlo skazuje ich na trochę rozwlekłe melorecytacje, potrafią i w tej konwencji obronić swoich bohaterów. Towarzyszący im tancerz, Jacek Krawczyk, grający demoniczne upersonifikowanie narkotycznego haju, wnosi do przedstawienia dodatkowy dreszcz.
Chciałoby się mieć tego rodzaju teatralny off na co dzień. Dobrze, że chociaż latem Andre Hubner-Ochodlo proponuje nam dawkę teatru może i drażniącego, ale zostającego w pamięci. Teatr Atelier przy sopockim Grand Hotelu. Warto tam tego lata skręcić w jakiś burzowy wieczór.