Teatralny system totalitarny
"ID" - Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie - reż. Marcin LiberHistorie opowiadane w spektaklu Marcina Libera są niezwykłe, ciekawe i przerażające. Jednak powód zlepienia trzech historii w jeden spektakl wydaje się niejasny, a nawet pochopny.
Pierwsza to historia Heidi, enerdowskiej kulomiotki, która po latach stała się Andreasem. Powód? Sterydowe metody hodowli sportowców. Jedni przypłacili to ciężkimi chorobami, inni - oprócz chorób fizycznych - zaburzeniami tożsamości seksualnej. Druga to losy Sylwina Rubinsteina, urodzonego w Rosji pół-Żyda, tancerza występującego w kabaretach z Małke, siostrą bliźniaczką. Siostra zginęła podczas wojny i Sylwin od tej pory czuje się i kobietą, i mężczyzną. Sobą i swoją siostrą. Przebrany za kobietę brał udział w zamachach na Niemców podczas wojny. Teraz występuje jako drag queen w Hamburgu. Pierwszą suknię uszył z niemieckiej flagi znalezionej w gruzach Berlina.
Trzecim bohaterem-bohaterką jest Maria od Cegieł, wiejska temperamentna dziewczyna, nowohucka przodownica pracy, która teraz jest ubogą emerytką i nikogo jej przodownictwo nie obchodzi. Dwie pierwsze historie pochodzą z reportaży Angeliki Kuźniak w "Gazecie Wyborczej", trzecia - z opowiadania Renaty Radłowskiej z tomu "Nowohucka telenowela".
Trzy krzesła na białej podłodze, mikrofony, z tyłu ekran, w kącie telewizor. W tym białym pudełku trójka aktorów: Beata Zygarlicka, która będzie opowiadać o Heidi, Arkadiusz Buszko - Sylwin, Robert Gondek - Maria. Aktorzy podejmują role i wychodzą z nich, przedzielają narrację w pierwszej osobie "prywatnymi" wstawkami albo chwilowymi rolami drugoplanowymi, wcielają się w trenera, działacza, urzędnika, by wspomóc opowieść kolegi. Ta niewymuszona atmosfera z pogranicza prywatności i teatru ma chyba odciążyć opowiadane historie. Ale za chwilę aktorzy z powagą i do końca zanurzają się w losy swoich bohaterów. Używają wszystkich aktorskich środków, jakie stosuje się przy opowiadaniu historii, w które trudno uwierzyć, a które wydarzyły się naprawdę. Surowość, dystans (niech słowa same mówią...), spojrzenia prosto w oczy widzów, hamowane (bądź nie) wzruszenie, łzy w oczach, przyciszony głos, w stosownych chwilach podniesiony. No trudno, niech będzie i tak - zestaw środków mocno zużyty, ale historie ciekawe. Tyle że szybko okazuje się, iż na pierwszy plan występuje historia Heidi-Andreasa, opowiedziana najpełniej i z największym zaangażowaniem. Sylwin zepchnięty jest na plan drugi, a najgorzej ma Maria od Cegieł, przywołana na parę wejść i porzucona. Może dlatego, że najmniej się nadawała na bohaterkę "ID" - jej zamiana z kobiety w babochłopa nie ma wymiaru płciowej transgresji.
Co spowodowało, że tak różni bohaterowie znaleźli się w jednym przedstawieniu? Łączy ich kwestia przejścia w inną płeć, niejako wymuszona okolicznościami zewnętrznymi, życiem w systemach totalitarnych. Sęk w tym, że Liber, łącząc te trzy życia, zbudował kolejny (teatralny) system totalitarny, do którego Heidi-Andreas, Sylwin-Małke i Maria od Cegieł jakoś nie pasują. Ich indywidualne i niepowtarzalne losy za nic nie chcą się weń wpasować, nie mają ochoty znaleźć wspólnego mianownika, służyć ilustrowaniu jakiejkolwiek tezy. A Liber usiłuje je wepchnąć do jednego worka, nie zważając na to, że czym innym był nazizm, czym innym stalinizm, a czym innym hodowla sportowców w NRD.
Łaźnia Nowa. "ID". Reżyseria, scenariusz - Marcin Liber, teksty piosenek, współpraca dramaturgiczna - Małgorzata Sikorska-Miszczuk, scenografia - Grupa Mixer, Marcin Liber, obrazy, zdjęcia: Lidia Krawczyk, Wojtek Kubiak. Premiera krakowska 20 marca 2009