Teatralny test ojcostwa

"Ojciec polski" - reż: Michał Walczak - Teatr Polonia w Warszawie

Prozaicy i poeci rozliczają się z toksycznymi matkami,a na scenach teatralnych reflektor skierowany został na ojca. Tak jak w świetnej komedii "Ojciec polski"

Ojciec przedtransformacyjny. Ojciec na dorobku, próbujący się załapać. Ojciec współczesny -równouprawniony. Tatuś. Partner matki. Beneficjent urlopu tacierzyńskiego. Od czasów, gdy Gombrowicz proponował prowokacyjne zastąpienie "ojczyzny" - "synczyzną", a synowie u Mrożka błagali ojców, aby się "pozapinali" (zachowywali godnie), nie było tak intensywnego zainteresowania relacją między pokoleniami. Tym razem autorzy wypowiadają się jednak nie o narodzie, epoce czy uniwersalnym kompleksie Edypa. Mówią osobiście, prywatnie. Tak, mój ojciec nawalił na całej linii, a ja; albo powtarzam te same błędy, albo kultywuję w sobie obraz małego, skrzywdzonego chłopca, usprawiedliwiając wszelkie niepowodzenia trudnym dzieciństwem.

"Ostatni taki ojciec" Artura Pałygi (reż. Łukasz Witt-Michałowski, Scena InVitro, Lublin) uderzał w modelowych PRL-owskich ojców o silnych łapach i złamanych kręgosłupach. Poniżani na każdym kroku przez system wyżywali się na rodzinach, wychowywali pasem, krzykiem i absurdalnymi testami na twardziela. U Pałygi matka i syn zawiązują więc sojusz ofiar. Matka, próbując znaleźć w chłopcu zastępczego, wrażliwego, czułego partnera, zaszczepiając w nim nienawiść do wszystkiego, co silne, gwałtowne, stanowcze. Męskość jest zła - zapamięta chłopiec. Co jednak, gdy pierwsze oznaki dojrzewania przesądzą jednoznacznie, że i on jest mężczyzną? Zeszmacony przez ojca, wykastrowany przez matkę syn może po latach myśleć o własnym ojcostwie jedynie z paniką.

Polski ojciec teatralny po raz pierwszy ma nie tylko syna, ale i córkę. Zwłaszcza w propozycjach dla dzieci -"Ostatnim tatusiu" Michała Walczaka czy "Czerwonym kapturku - ostatnim starciu" Macieja Kowalewskiego. To dziewczynki będą bohaterkami naprawiającymi świat, do którego słabi, nieobecni, nieodpowiedzialni ojcowie wprowadzają jedynie ból i chaos. W "Ostatnim ojcu" dziewczyna stawia się, hardzieje, ku zaskoczeniu wszystkich zdaje testy na twardziela. Z dzieciństwa wyniesie nienawiść do kobiecości, jako piętna równoznacznego ze słabością, brakiem szacunku do siebie, zgody na poniżanie. Gdy spotkają się po latach - ona, gardząca własną kobiecością, on, przerażony mężczyzną w sobie - nie będą mieli dużych szans na porozumienie. Stare schematy zawiodą, nowe powstają dopiero być może w gabinetach najdroższych psychoanalityków.

Być może dlatego właśnie, opowieści o lęku przed ojcostwem, przeplatają się z nieustannie powracającym w ostatnich sezonach tematem "miłości niemożliwej" (np. "Fragmenty dyskursu miłosnego" Radosława Rychcika czy "Polowanie na łosia" Michała Walczaka). Nie ma co wchodzić w związki, skoro wszystko i tak skończy się fiaskiem. Nie ma co podejmować zobowiązań, skoro wiem, jak bardzo destrukcyjne mechanizmy we mnie siedzą. Twórcy przyglądają się sobie i swojemu pokoleniu z powagą, lękiem, autokrytycyzmem. Często - przerażeni przykładem rodziców i własnymi doświadczeniami - brak decyzji (o wszelkim zaangażowaniu, wiązaniu się, ojcostwie) traktują jako jedyną możliwą uczciwą, odpowiedzialną decyzję.

Wydawać by się mogło, że w polskim teatrze nadchodzą czasy wielkiej traumy. Nic się nie da. Koniec historii (a już na pewno reprodukcji - rozmnażają się tylko jednostki nieświadome i nieodpowiedzialne). Pora umierać.

Pojawiają się jednak sygnały, że rozsadzającą nas od środka "ojcowską bombę zegarową" da się rozbroić. Rozbroić śmiechem.

Stand up comedy "Ojciec polski" Michała Walczaka i Rafała Rutkowskiego (Teatr Polonia, Warszawa) to pierwsza próba oswojenia tej paraliżującej figury. Walczak i Rutkowki wystartowali jako duet z głośnym one man show "To nie jest kraj dla wielkich ludzi" - szalonej kompozycji najdzikszych gagów, skeczy, autoironicznych komentarzy. Warszawka ryczała ze śmiechu, oglądając w ich spektaklu własny obraz. Trudno więc było wyobrazić sobie, jak wycie z piwnicy warszawskiej klubokawiarni przeniosą na teatr Krystyny Jandy. W "Ojcu polskim" tandem nie stracił pazura. Najwyżej go trochę umalował.

Przede wszystkim jednak zaproponował lekką, ciepłą, momentami drapieżną opowieść o "ojcu dziś". Lęk przed wpadką. Niespełnione ambicje artystyczne. Wizja porodu. Utrata wolności. Brak komunikacji z dorastającym synem. No i feministki. Wszędzie feministki gotowe wytknąć każdy błąd. Ojciec polski bywa u Walczaka/Rutkowskiego żałosny, śmieszny, bezradny. Upija się z kumplami. Tchórzy. Hoduje pocieszne sentymenty i złudzenia. Mimo wszystko ojcostwo okazuje się w spektaklu przypadłością, z którą da się żyć. Która jest też być może nieodzownym etapem na drodze samorozwoju. Mankamenty tekstu (zbyt opisowego, efekciarskiego, najeżonego niepotrzebnymi "żarcikami") niweluje Rafał Rutkowski - zwierzak sceniczny. Czujny, plastyczny, nawiązujący świetny kontakt z widzami. Wytyka złudzenia i niekonsekwencje. Śmieje się z siebie, śmieje się z nas. Jak w najlepszej terapii.

Teatr Polonia, Warszawa, "Ojciec polski" Michał Walczak, występuje Rafał Rutkowski, premiera 24 października

Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
10 listopada 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia