Telenowela na piasku
"Diuna: Część druga" - reż. Denis Villeneuve - USA - Multikino KatowiceJednym z najbardziej oczekiwanych filmów pierwszego kwartału roku 2024 była bez wątpienia "Diuna: Część druga". Dzieło Denisa Villeneuve'a, na podstawie powieści Franka Herberta, stanowi środkową odsłonę trylogii, będącej najnowszą próbą ekranizacji książki, której przeniesienie na ekran od lat uchodziło za karkołomne zadanie.
Kanadyjski reżyser podjął się jednak tego wyzwania, czego efektem są już dwie odsłony kosmicznej sagi. Pierwsza spotkała się z pozytywnym przyjęciem zarówno krytyków, jak i publiki. Jak się zdaje, podobnie jest z drugą, która utrzymana jest w podobnej stylistyce. Jest to naturalna kontynuacja wydarzeń przedstawionych w części pierwszej. Planowana trzecia odsłona ma spinać klamrą całą historię i tym samym stać się jednym z czołowych przedstawicieli kina spod znaku science fiction początku XXI wieku. Słowa te brzmią być może doniośle, lecz nie da się też ukryć, że powstawaniu serii towarzyszą wysokie aspiracje, które są niejako odpowiedzią na wysokie oczekiwania fanów uniwersum stworzonego przez Herberta.
Akcja filmu rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym kończył się poprzednik. Paul Atryda (Timothée Chalamet) wraz z matką Lady Jessiką (Rebecca Ferguson) zostają wstępnie zaakceptowani przez fremeńską społeczność na czele ze Stilgarem (Javier Bardem). Powoli zyskują ich zaufanie, biorąc udział w partyzanckiej wojnie z harkonneńskimi oddziałami. Część Fremenów wierzy, że Paul jest mesjaszem, który ma przynieść im i całej planecie zbawienie. Wkrótce wieści o tym roznoszą się po całej planecie. Tymczasem na dworze Imperatora Szaddama IV (Christopher Walken) toczą się wieczne intrygi sterowane przez zakon Bene Gesserit, których stawką jest przejęcie władzy oraz kontrola nad zasobami Diuny. Efektem ich działań jest ostateczna konfrontacji wszystkich zainteresowanych stron. Teatrem zdarzeń jest oczywiście pustynna planeta, na której mają zdecydować się dalsze losy nie tylko jej mieszkańców, ale całej ludzkości.
Podobnie jak pierwsza część, również druga odsłona odznacza się ascetyczną stylistyką. Ukazane krajobrazy są schludne i stonowane, posiadając szpitalne wręcz wibracje. Film wyróżnia się na pewno pięknie skomponowanymi ujęciami, co jest cechą charakterystyczną dla dzieł Villeneuve'a. Strona wizualna zatem jest jak najbardziej plusem produkcji, nawet jeśli mamy świadomość, że spora jej część stworzona została przy pomocy komputerów. Również pozostałe aspekty techniczne prezentują odpowiedni poziom. Gorzej sprawa wygląda, jeśli chodzi o timing. Pierwsza faza filmu cechuje się dość powolnym tempem, a akcja nie posuwa się naprzód. Wypełnia ją za to szereg monologów i rozmów, z których niewiele wynika.
Dialogi są z resztą jedną z problematycznych kwestii. Brakuje im bowiem indywidualizmu i treści. Są niczym wygenerowane przez maszynę frazesy pozbawione osobowości. Nie ma w nich szczypty życia. Słowa wypowiadane przez postacie są przewidywalne. Bohaterowie mówią to co w danej chwili należy powiedzieć. Nie jest to może rażący błąd, lecz sprawia, że interakcje stają się bezpłciowe.
Ogólnie produkcji brakuje mocnych akcentów. Kilka kluczowych dla fabuły momentów jest przedstawionych w sposób pośpieszny i nie nadano im odpowiedniej rangi. Brakuje niejako konsekwencji pomiędzy słowami, a czynami bohaterów. Przykładem może tutaj być rola Sardaukarów, którzy w opisach przedstawiani są jako niezwyciężeni wojownicy, a w decydującym starciu zdają się nie stanowić żadnej przeszkody dla armii Paula. Sam młody Atryda w opowieściach jawi się jako groźny i bezwzględny, niepoparte to jest jednak żadnymi konkretnymi działaniami. Timothée Chalamet może ładnie prezentuje się na ekranie, lecz cierpi na niedobór wyrazistości i męskiej energii.
Sporym minusem produkcji jest niestety słaba ekranowa prezencja aktorów. Postacie przez z nich stworzone cierpią na brak charyzmy. Ci, którzy mają być liderami, nie budzą respektu, a ci, którzy mają być groźni, nie wzbudzają trwogi. Gra części aktorów ogranicza się do strojenia jednej miny. Celują w tym zwłaszcza Zendaya, której zachowanie przyrównać można do fochów obrażonej nastolatki oraz Austin Butler. Feyd-Rautha w jego wykonaniu nie emanuje złowrogim urokiem, budząc bardziej skojarzenia z zalęknionym chuliganem.
"Diuna: Część druga" przypomina zatem muzeum figur woskowych, pełne pozbawionych życia manekinów, których los pozostawia widza obojętnym. Obiecuje epickie doznania, oferując jedynie przystępną rozrywkę. Jest to dzieło całkowicie pozbawione klimatu i nieangażujące. Podobnie jak tytułowa Diuna przypomina jałową pustynię pozbawioną ożywczych elementów jak również duszy.