Telewizja jest zła, ale po co o tym mówić w teatrze

"Popcorn" - reż: R. Talarczyk - Teatr Polski w BB

Reżyser "Popcornu" w bielskim Teatrze Polskim wpadł w zastawioną przez siebie pułapkę: wyprodukował sceniczny towar, dodał telewizyjno-filmową gwiazdę (Bartosz Obuchowicz), całość opakował scenograficznym pop-artem i kazał aktorom grać telewizyjne marionetki

Telewizja kłamie. Telewizja ogłupia. Telewizja to w większości medialna tandeta. Nie zamierzam tego kwestionować. Żałuję tylko, że tego typu oczywiste slogany serwowano mi przez ponad dwie godziny w teatrze, i to na domiar złego w telewizyjnej estetyce sitcomu czy talk-show. Premiera "Popcornu" w Teatrze Polskim dłużyła się jak każdy edukacyjny spektakl z tezą. Tym razem - że telewizja i gry komputerowe są kluczowym źródłem zła i przemocy na świecie. W Bielsku-Białej powstał spektakl-manifest: "ludzie wróćcie do swoich domów i wyrzućcie telewizory na ulicę!". Szkoda, że reżyser nie zaufał odrobinę swojej publiczności, która przecież wybrała teatr zamiast siedzenia w domu i weekendowego oglądania telewizyjnych tańców, seriali, sensacji i manipulacji faktami. 

Kiedy w latach 90. przez hollywoodzkie kino przetoczyła się fala brutalnych obrazów ("Urodzeni mordercy" Olivera Stone\'a, "Pulp fiction" czy "Wściekłe psy" Quentina Tarantino), publiczność wychodziła wstrząśnięta, zafascynowana albo oburzona. W tym czasie w Wielkiej Brytanii na scenach teatralnych było równie krwawo: debiutowała Sarah Kane, Mark Ravenhill pokazał sztukę o dosadnym tytule "Shopping and Fucking". Damien Hirst wystawiał w galeriach martwe zwierzęta jako obiekty współczesnej sztuki. To był bunt, krzyk, prowokacja i niekończąca się artystyczna wściekłość. Czekałam więc z zaciekawieniem na to co, z kipiącym od przemocy materiałem po ponad dekadzie zrobi reżyser Robert Talarczyk. Wybrał tekst Bena Eltona "Popcorn" - historię o amerykańskim przemyśle filmowym, które z brutalności uczyniło doskonały towar, a ilość hektolitrów przelewanej (choć sztucznej) krwi była wprost proporcjonalna do wzrostu słupków oglądalności. Laureat Oscara - sławny reżyser znany z brutalnych filmów (Grzegorz Sikora w roli Bruce\'a) staje twarzą w twarz z dwójką nastoletnich morderców, którzy inspirowani jego kinem zabijali ludzi, a teraz chcą, by na wizji reżyser wziął odpowiedzialność za ich czyny.

Także Talarczyk wpadł w zastawioną przez siebie pułapkę. Sam wyprodukował towar handlowy, dodał telewizyjno-filmową gwiazdę (gościnnie na scenie rolę seryjnego mordercy gra Bartosz Obuchowicz), całość opakował scenograficznym pop-artem i kazał aktorom grać telewizyjne marionetki. Trzeba przyznać, że grają idealnie. Irytują swoimi kwestiami od pierwszej minuty i aż żal, że nie ma się w ręce pilota, by zmienić kanał. Tylko pytam, po co przez dwie godziny mamy oglądać (udaną, a jakże) kopię telewizyjno-filmowych przypadków w teatrze? By dowiedzieć się, że telewizja jest zła? By sprawdzić widzów, czy nie oderwą się od włączonych telewizorów we foyer już po zakończonym spektaklu? Dla mnie to za mało. Za mało jak na ten konkretny zespół aktorski i jak na reżysera, który przecież kilka dobrych lat temu pokazał "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie i prawdziwą naturę miłości" Brada Frasera w pięknych teatralnych metaforach czy "Miłość Fedry", bez dosłowności ufając brutalizmowi słów Sarah Kane. "Telewizyjna" inscenizacja w Teatrze Polskim wzbudziła we mnie tyle emocji co telewizja. Jeśli ktoś lubi tego typu rozrywkę, będzie zachwycony. Jeśli ktoś jednak chce poznać teatralną naturę seryjnych morderców, musi się wybrać do Łodzi i zobaczyć, więcej, poczuć na własnej skórze "Blask życia" w reżyserii Mariusza Grzegorzka.

Aleksandra Czapla-Oslislo
Gazeta Wyborcza Katowice
17 listopada 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...