Telewizja w teatrze? Czemu nie!

rozmowa z Marcinem Klawińskim

Rozmowa z Marcinem Klawińskim, reżyserem obrazu w spektaklu "Najmniejszy Bal Świata" Pawła Aignera.

Jak to się stało, że został pan reżyserem obrazu w „Najmniejszym Balu Świata”?

Wszystko dzięki Zbyszkowi Lisowskiemu (dyrektor Teatru „Baj Pomorski” – przyp. K.B.), który zaprosił mnie do tego projektu. Poznałem Pawła Aignera, który sobie wymyślił, że chciałby zrobić taką rzecz. Sztuka była przeznaczona na scenę, więc trochę trzeba było ją pozmieniać. Dialogi zostały, niektóre sceny też, ale oprawa była – w zamyśle – znacznie bardziej nowoczesna. Telewizja w teatrze? – pomyślałem. Czemu nie! Użyliśmy więc techniki blue box. Jest to technika obróbki obrazu, która polega na zamianie tła w miarę jednolitym kolorze na dowolny obraz. Pracowałem 8 lat w TVP, więc znam tę technikę, ale aktorzy nie kumali tego niebieskiego tła.

To skomplikowana sprawa?

Kolor wygląda fajnie, ale praca z nim nie jest już taka prosta. Aż 5 kamer umożliwia pokazanie wszystkiego, co chcemy, w czasie rzeczywistym. Niektóre sceny były zmontowane wcześniej, reszta idzie na żywo. Jeśli chodzi o blue box, to nikt nie wiedział, jak to będzie wyglądało, aktorzy byli zaskoczeni – wkładają na twarz niebieską szmatkę  i… nie ma oczu. Trochę jak czapka niewidka. Pamiętajmy też, że mamy dwie widownie. Są np. postaci, które chodzą po scenie, a nie ma ich na ekranie i na odwrót.

Jak reagowali aktorzy?

Na początku byli zdziwieni, ale krok po kroku zgłębiali tajniki blue boksa. Musieli nauczyć się np. tego, że widzą się na ekranie odwrotnie, jak w lustrze. Z czasem jednak nauczyli się synchronizacji i obycia z kamerami. Musieli tylko cały czas pamiętać o tym, że oprócz partnera na scenie mają partnera telewizyjnego, którego widać i zarazem nie widać.

Wprowadzenie blue boksa na deski teatru, stworzenie dwóch przestrzeni: realnej i wirtualnej – czy ktoś przed wami już to robił?

Żaden teatr tego nie robił. Była tylko jedna tego typu próba na świecie. Trzy osoby w reżyserce i jeden operator, który obsługuje 5 kamer  – to realizacja typowo telewizyjna, tyle że dla odmiany na deskach teatru. Kiedy tworzyliśmy spektakl, wszyscy się uczyliśmy, łącznie ze mną. W telewizji program trwał 10, 15 minut, a tu? Tu nie możemy powtarzać, klei się, nie klei – trzeba iść dalej. A jednocześnie wiemy, że nic nie może się rozsypać, bo gramy na żywo. W telewizji programy były nagrywane wcześniej, było więc łatwiej ze względu na ewentualne pomyłki. Tutaj robimy wszystko w czasie rzeczywistym. Nie ma opcji żadnych poprawek. Wszystko jest jeden do jednego.

Zdarzały się wpadki?

Wpadki zdarzają się za każdym razem, ale na szczęście nikt tego nie zauważa.

Blue box to droga technologia?

Droga. Telewizja jest jednak coraz tańsza, zwłaszcza jeśli chodzi o dostępność sprzętu.

Udało się zrealizować spektakl po kosztach? Jakich?

Po żadnych (śmiech). Zbyszek Lisowski poprosił mnie o wzięcie udziału w tym przedsięwzięciu, a ja się zgodziłem, bo to coś niesamowitego: zrobić coś, czego jeszcze nikt nie robił. I tyle.

Czy teraz powinnam mówić do pana: mecenasie?

Raczej „pomagaczu” (śmiech). Pomogłem zrealizować fajny pomysł i już.

To teraz jakim jest pan właściwie operatorem?  Telewizyjnym? Teatralnym?

Telewizyjno-teatralnym (śmiech).

Karina Bonowicz
Teatr dla Was
2 marca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...