Tęsknota za wyjątkowością
"Królowie dowcipu" - reż. Piotr Ratajczak -Teatr Polski w Bielsku-BiałejKomik, kabareciarz, błazen, klown... Każde słowo i gest obliczone na konkretny rezultat. Wie dokładnie, kiedy na widowni nastąpi wybuch śmiechu, więc robi znaczącą pauzę i przez ułamek sekundy czeka na efekty. Publiczność wniebowzięta. Komik trafia w gust, bo tego się od niego oczekuje. A co się dzieje, gdy jego celem nie jest trafić, lecz... chybić?
Najnowsza sztuka Teatru Polskiego „Królowie dowcipu” przenosi widzów w świat nie do końca profesjonalnego humoru, w te wszystkie miejsca, gdzie na małych scenach w knajpach i w prowincjonalnych domach kultury przekonani o swojej wyjątkowości śmiałkowie dwoją się i troją, żeby usłyszeć ten wymarzony i wyczekany aplauz. Samozwańczy królowie stand up-ów, parodyści i władcy miliona kawałów, uczestnicy castingów i programów do łowienia talentów. Prawie-góral, prawie-Włoch, prawie-Małysz... Co ich łączy? Śmiech i przewidywalność.
Ale Andi ze spektaklu w reżyserii Piotra Ratajczaka jest nietypowy. Mieszkający z mamą fan Eda Wooda ma wobec publiczności zupełnie inne plany. Chce wkurzyć, potrząsnąć, zadziwić widzów występem, który programowo ma być nieśmieszny i kompletnie beznadziejny. Nie chce trafiać w gusta widzów, lecz chce się z nimi celowo rozminąć. W realizowaniu swoich nietuzinkowych planów Andiemu (w tej roli znów fantastyczny Rafał Sawicki) pomaga Sara (czarująca Agnieszka Przepiórska, znana już bielskiej publiczności z „Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami”), niepokorna dziewczyna, która przechodziła wszystkie możliwe młodzieńcze fascynacje i fazy buntu. Wspólnie tworzą duet, który może i drażni, ale jednocześnie na pewno przykuwa uwagę, zaciekawia i frapuje. Obserwujemy ich na castingu, na przypadkowych scenach w barach, wreszcie na rozmowie z prezesem telewizji. Wszędzie tam Andi i Sara są stale narażeni na poczucie odrębności przez swoją programową inność, której przyświeca wyższy cel: „zmienić milion głupków! Tylko w co…?”
Nie dajmy się zwieść rzekomo lekkim tematem. Mimo wybuchów śmiechu, które para komików chce wywoływać – i w wielu przypadkach faktycznie wywołuje – wyłania się z tego spektaklu dojmująca tęsknota za wyjątkowością. Sara i Andi wciąż szukają kolejnych metod, żeby zaspokoić niedosyt prawdziwych i silnych emocji. Co ciekawe, szukają ich w sobie nawzajem, ale przede wszystkim w widzach, w odbiorcach swoich dziwacznych, groteskowych i nie mieszczących się w formie występów.
Spektakl Piotra Ratajczaka bardzo udanie łączy to, co lokalne – podbeskidzkie, z tym, co polskie (nie zabrakło Małyszomanii i prezydenta Komorowskiego). Miesza to z dziełami Formana i Scorsese, z których filmów wyciągnięto kilka świetnych scen i cytatów. Plany przenikają się dzięki obecności pozostałych wyraźnych postaci: chichocząca Czeszka, bywalec katolickiej oazy czy „cygański konus” to bohaterowie, w opozycji do których Sara i Andi budują bastion swojej oryginalności. W rytmie R.E.M. ze sceny padają ważne pytania: czym obecnie jest sztuka dla ludzi? Kim we współczesnym świecie jest artysta sceniczny i czy może zbawić świat? Jaka jest rola śmiechu w codziennym życiu? Co jest parodią, co śmiesznością, co obciachem, a co najprawdziwszą wyjątkowością? I wreszcie co by było, gdyby ktoś taki jak Andy Kaufman pojawił się nagle na scenie naszego teatru?
Zderzenie bohaterów z rzeczywistością kolorowych czasopism i wciśnięcie ich w sielankową formę gdzieś pod palmami to tylko niektóre powody, dla których decydują się oni wreszcie na swój wielki numer… Na ile jeszcze sobie pozwolą, żeby wyzwolić czyste emocje? Żeby się tego dowiedzieć, trzeba zobaczyć „Królów dowcipu” i pozwolić im się trochę popodpuszczać… Warto!