The Henshall Show

"Człowiek dwóch szefów" - reż. Tomasz Dutkiewicz - Lubuski Teatr w Zielonej Górze - 2022-05-14

Czy współpraca z gangsterami się opłaca? Pewnie tak. Pytanie tylko, co wtedy, gdy sprawa dotyczy pracy dla dwóch z nich w tym samym czasie? Mająca formę doskonałej komedii historia Francisa Henshalla (Aleksander Stasiewicz), głównego bohatera wystawianego na deskach Lubuskiego Teatru spektaklu „Człowiek dwóch szefów" w reżyserii Tomasza Dutkiewicza, pokazuje, że łatwy chleb to nie jest.

W świat Henshalla zostajemy wprowadzeniu przez... występ Beatlesów (opracowanie muzyczne Tomasz Dutkiewicz, kierownictwo muzyczne Daniel Grupa), poprzedzony iście kabaretową konferansjerką w wykonaniu Roberta Kurasia. Jest to miłe zaskoczenie, a takich muzycznych wejść jest w trakcie spektaklu kilka.

Praktycznie każdy z aktorów występujących w spektaklu bierze w którymś z nich udział, uświetniając czy to wokalnie, czy tanecznie poszczególne wejścia. Jednak jeśli chodzi o wykonania piosenek, szczególnie zapada w pamięć wspomniany już Robert Kuraś. Zwłaszcza gdy śpiewa „And I Love Her" tak aksamitnym głosem, że żeńska część publiczności wyłącznie z uwagi na fakt, iż znajduje się w teatrze, nie piszczy i nie rzuca w jego kierunku tymi częściami garderoby, którymi na koncertach rzucały fanki słynnej czwórki z Liverpoolu.

Jeśli zaś chodzi o samą historię, rzecz dzieje się w Brighton w latach 60. Scenerią wydarzeń wprowadzających jest salon w domu Charliego „Kaczora" Clencha (Aleksander Podolak), który ma zamiar wydać swoją córkę Pauline (Romana Filipowska) za mąż za Alana (Wojciech Romańczyk). Rzecz niby prosta, tym bardziej, że ten, któremu wcześniej obiecana była ręka Pauline zginął w gangsterskich porachunkach. Niestety, okazuje się, że radość była przedwczesna, bo oto w progu domu Clenchów staje właśnie nie kto inny, jak ogłoszony zmarłym Crabbe (Katarzyna Hołyńska). Sprawy się komplikują. I tak też za chwilę poznajemy hosta tego niezwykłego show, czyli Henshalla. Jest on bowiem człowiekiem Crabbe'a, odpowiedzialnym za załatwianie mnóstwa jego spraw.

Francis pokazuje nam uroki Brighton zarówno na ulicy, w porcie, jak i w lokalnym pubie. Przed tym ostatnim właśnie Henshall poznaje Stanley'a Stubbersa (Paweł Wydrzyński), któremu oferuje swoje usługi i tak zaczyna się jego przygoda na dwóch frontach. Za scenografię do tego spektaklu odpowiedzialny jest Wojciech Stefaniak – trzeba przyznać, że jest ona świetnie skonstruowana, nieprzesadzona i doskonale podkreślająca zabawny charakter historii odrobinę komiksowym zabarwieniem. Światło, za które odpowiedzialny jest Olaf Tryzna, świetnie współtworzy sceniczne obrazy. Również kostiumy, które kojarzą się nieco ze stylem bohaterów początkowych serii „Gangu Olsena" (reż. Erik Balling, Tom Hedegaard i Morten Arnfred), oddają nie tylko charakter przedstawionego czasu, ale i poszczególnych postaci.

„Człowiek dwóch szefów" to comedia dell'arte w uwspółcześnionym, świetnym wydaniu. Główny bohater, Francis Henshall, dziś bardziej kojarzy nam się z typowym showmanem, niż arlekinem. Choć nadal wyczerpuje cechy tego ostatniego. Lawiruje on między szefami, prezentuje popisy akrobatyczne, prowadzi konferansjerkę, rozśmiesza do łez - słowem – jest fenomenalny. Bo to jest właśnie określenie, które najlepiej opisuje odgrywającego tę rolę Aleksandra Stasiewicza. Ale czy to jest jedyna mocna rola tego przedstawienia? Zdecydowanie nie.

Kolejną postacią, której nie sposób pominąć jest starszy kelner Alfie grany przez Roberta Kurasia. Trudno go rozpoznać, bo wygląda (brawa dla Marii Kaczmarowskiej za charakteryzację!) i zachowuje się tak, jakbyśmy mieli na scenie prawdziwego staruszka, któremu trzeba pomagać chodzić. Na uwagę w kwestii ról zasługują również obsadzeni (aż chciałoby się rzec – jak zwykle!) w roli pary Romana Filipowska i Wojciech Romańczyk.

Ten zgrany duet to w tym spektaklu niezbyt rozgarnięta Pauline i okrutnie gamoniowaty Alan. Tworzą cudownie komiczne zestawienie, a dodatkowo tak inne od ich dotychczasowych ról, że idealnie ukazuje to wachlarz możliwości aktorskich tej dwójki. Bardzo ciekawie wypada również Jakub Mikołajczak, który zastępuje w roli Lloyda Boatenga Jerzego Kaczmarowskiego. Ten młody aktor na potrzeby spektaklu jest panem w średnim wieku. Nie wiem, na czym polega jego fenomen, ale Mikołajczak w każdej z ról staje się całkowicie inną osobą (raz wydaje się być wyższy, raz niższy, młodszy, starszy itd...). Jest do tego stopnia plastyczny, że tutaj zajęło mi dłuższą chwilę, aby w ogóle skojarzyć, komu przypadła rola gangsterskiego jąkały. Kolejny raz brawa za charakteryzację, ale Jakubowi za sposób wcielania się w rolę w szczególności!

Czy powyższe role to koniec świetnych kreacji? Otóż nie! Tutaj każda rola jest świetnie odegrana – czy to Crabbe w wykonaniu Katarzyny Hołyńskiej, czy Stubbers grany przez Pawła Wydrzyńskiego. Polubimy z pewnością Andrzeja Ogłozę jako kelnera Garetha z sarkastycznym poczuciem humoru. Także Janusz Młyński jako ojciec Alana – Harry Dangle oraz Aleksander Podolak jako ojciec Pauline – Charlie nieraz nas tutaj rozbawią. Żeńskiej części publiczności na pewno przypadną do gustu monologi księgowej Dolly (w tej mocno feministycznej roli - Anna Stasiak). Po prostu plejada ciekawych postaci!

Dlaczego nie jest łatwo być człowiekiem dwóch szefów, do tego gangsterów? Jak powstaje z tego bawiące do łez show (w tym przypadku można śmiało stwierdzić, iż jest to „The Henshall Show"), które spowoduje, że trzy godziny spektaklu miną niepostrzeżenie?

Jest tylko jeden sposób, aby się tego dowiedzieć – należy wybrać się do Lubuskiego Teatru na doskonałą komedię „Człowiek dwóch szefów" w reżyserii Tomasza Dutkiewicza.

Agata Kostrzewska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
15 czerwca 2023

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia