The show must go on

"Venizke" - 34. Krakowskie Reminiscencje Teatralne

W autotematyczno-autoironicznym przedstawieniu aktorzy z Gandawy pokazali rewers współczesnego teatru, naigrawając się z panoszących się na scenach europejskich trendów i stawiając czoła muzycznym szlagierom, gęstej atmosferze za kulisami, problemom z własnym ego, a także... awarii elektryczności.

Victoria to zespół już znany i nagradzany w Polsce. Prezentowany przez nich podczas krakowskich reminiscencji spektakl konsekwentnie uderza w problem kształtu współczesnego teatru, momentami rewelacyjnie trafnie naigrawając się z jego powtarzalności i nadęcia, bezlitośnie punktując aktorski nepotyzm, przerysowane gwiazdorstwo, fałszywą szczerość oraz skłonność do przemądrzałego symbolizmu. „Po co nam wieża Eiffla? Cóż... symbolizuje ona skomplikowaną konstrukcję wewnętrzną... duży wewnętrzy konflikt... mhm... ale tak naprawdę ta nasza wieża jest mniejsza niż prawdziwa wieża Eiffla, you know...”, informuje jeden z aktorów, parodiując konwencję pospektaklowych „spotkań z artystami”. (Sytuacji smaczku dodawał oczywiście fakt, że po przedstawieniu rzeczywiście zaplanowano takie spotkanie.) 

Kłamstwem byłoby jednak twierdzenie, że z „Venizke” wyłania się świecący pustkami, przygnębiający obraz teatralnej rzeczywistości. Wręcz przeciwnie: mimo swoich pułapek i niedoskonałości scena wciąż ukazana zostaje jako żywioł, a z każdej wygłaszanej przez aktorów kwestii przebija ogromna potrzeba zwrócenia na siebie uwagi, performowania, wyrażania siebie, poszukiwania drogi artystycznej twórczości w niełatwym świecie. The show must go on - na scenie i poza nią. Przedstawienie nie kończy się za kulisami.  

Spektakl składa się mniej lub bardziej trafionych neurotycznych monologów, epizodów bardzo luźno łączących się w całość, tańców, układów choreograficznych oraz znanych piosenek „śpiewanych” z playbacku. Zgodnie z myślą przewodnią tegorocznego festiwalu, duża część efektu scenicznego opiera się na wykorzystaniu muzyki – od popularnej po klasyczną. Krzycząc, zastygając bez ruchu, tarzając się po scenie, tańcząc i zwierzając się z prawdziwych i urojonych problemów, rozproszeni po scenie aktorzy pojedynczo i po kolei usiłują ściągnąć na siebie uwagę, podczas gdy ich koledzy zmieniają kostiumy, palą papierosy i przeciągają się na krzesłach w zaaranżowanej z tyłu sceny „garderobie”. Model ten nie ulega w zasadzie zmianie od początku do końca (może z wyjątkiem kilku zbiorowych scen w drugiej części spektaklu) i po pewnym czasie kolejne sekwencje monologów-tańców-piosenek zaczynają być odczuwalnie nużące i przewidywalne.

Zupełnie nieoczekiwanym (dla aktorów niestety równie bardzo, jak dla publiczności) zwrotem akcji okazało się jednak wygaśnięcie świateł w Rotundzie, które spowodowało przerwę w spektaklu – zaledwie parę minut przed jego końcem. Po około dziesięciu minutach nerwowych śmiechów po obu stronach, bieganiny ekipy technicznej i gorączkowych konsultacji z panią reżyser, przedstawienie zostało wznowione, zasadzie the show must go on stało się zadość. Niestety, mimo ogromnej koncentracji i pogody ducha artystów w tej stresującej przecież sytuacji oraz wartej podkreślenia cierpliwości festiwalowej widowni (która, pomijając dosłownie kilka bardziej nerwowych jednostek, niemal w komplecie pozostała na miejscach), rozprzężenia atmosfery nie udało się do końca przezwyciężyć i zakończenie „Venizke” niewątpliwie zabrzmiało słabiej, niż wyobrażali to sobie jego twórcy. „To nie tak miało wyglądać! Miało być zupełnie inaczej!”, wykrzykiwał jeden z bohaterów na początku przedstawienia. I chyba, niestety, wykrakał. 

"Venizke"
Reżyser: Lies Pauwels, Ben Benaouisse 
Teatr: Victoria (Gandawa)

Aleksandra Kamińska
Dziennik Teatralny Kraków
25 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...