To będzie pracowity sezon

rozmowa z Ewą Michnik

Mariusz Treliński, Michał Zadara - to nazwiska reżyserów, których spektakle zobaczymy w sezonie 2010/2011 w Operze Wrocławskiej.

O ile o zakończonym sezonie 2009/2010 mówiono, że był kryzysowym, zbliżający się powinien zaspokoić oczekiwania nawet najbardziej wymagających melomanów. Wśród najbardziej wyczekiwanych premier sezonu są "Don Giovanni" Wolfganga Amadeusza Mozarta w reżyserii Mariusza Trelińskiego, wagnerowski "Parsifal" (zostanie zrealizowany przez Viestursa Kairišsa z Rygi), "Legendy o Maryi" Bohuslava Martinů (w inscenizacji Jiříego Heřmana, szefa artystycznego teatru Národní divadlo w Pradze) czy "La libert chiama la libert" Eugeniusza Knapika w reżyserii Michała Zadary. O szczegółach nowych produkcji rozmawiamy z Ewą Michnik, dyrektor Opery Wrocławskiej.

Magdalena Talik: Miniony sezon w Operze Wrocławskiej zakończył się optymistycznym akcentem, bo "Turandot" Giacomo Pucciniego miała dobre recenzje, mimo że ryzyko superprodukcji na Stadionie Olimpijskim było ogromne.

Ewa Michnik, dyrektor Opery Wrocławskiej: Anomalie pogodowe sprawiły, że byliśmy pod nieustającą presją. Baliśmy się burzy, nawet wiatru, który mógł zerwać dekoracje, co zresztą stało się podczas jednej z prób. Ale, szczęśliwie, wszystko się powiodło, a ja jestem zadowolona z pomysłu scenograficznego "Turandot". Był najefektowniejszym spośród tych, które dotychczas realizowaliśmy, choć i "Gioconda" Amilcare Ponchiellego na Odrze była ogromnym wyzwaniem. Ważne, że publiczność zaakceptowała samo przyjście na stadion. Wciąż jesteśmy w fazie szukania miejsca na stałe do grania oper w plenerze. Najlepiej, gdybyśmy mogli usytuować się w jednym konkretnym i powoli przyzwyczajać do niego widzów, także zagranicznych. Wymarzonym plenerem była Pergola, ale teraz po budowie nowej fontanny multimedialnej pięcioletni okres gwarancji nie pozwala na ustawienie tam sceny.

Sezon 2009/2010 uważam za bardzo udany. Wiele premier było sukcesem naszych artystów: zwłaszcza "Opowieści Hoffmanna" Jacquesa Offenbacha i "Borys Godunow" Modesta Musorgskiego w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego czy "Matka czarnoskrzydłych snów" Hanny Kulenty w reżyserii Eweliny Pietrowiak i pod kierownictwem muzycznym Wojciecha Michniewskiego. Przedstawienia te zaakceptowała zarówno publiczność, jak i krytycy. Spektaklem, który otrzymał bardzo dobre recenzje we wszystkich periodykach zagranicznych, nieoczekiwanie okazał się "Chopin" Giacomo Orefice. Ani jedno czasopismo nie pozostało obojętne na to, że Opera Wrocławska pokazała dzieło Orefice w Roku Chopinowskim. To było dla nas szczególnie ważne. W periodyku "Opernwelt" ukazała się recenzja "Chopina", nie zwyczajowa, ale w formie wielkiego, pięciostronicowego reportażu. Dotychczas nie zdarzyło się, by jednemu teatrowi operowemu poświęcono tyle miejsca. Cieszyłam się, że Laco Adamik podjął się wyreżyserowania tego spektaklu, bo realizowanie przedstawienia bez specjalnej akcji uważam za bardzo trudne. Zresztą, we współczesnej operze często nie ma libretta, jak w "Matce czarnoskrzydłych snów" Hanny Kulenty czy "La libert chiama la libert" Eugeniusza Knapika, która będzie miała premierę w przyszłym sezonie. Za świetny uważam też spektakl "Sid, wąż, który chciał śpiewać" Malcolma Foksa w reżyserii Adama Frontczaka i pod kierownictwem muzycznym Bassema Akiki. Trafiliśmy w zainteresowania dzieci, które są zafascynowane akcją i muzyką tej opery, a przy okazji mogą się wiele nauczyć. Nie można zapomnieć wreszcie o "Turandot" pod kierownictwem muzycznym Tomasza Szredera - spektakl wspaniale zagrany i zaśpiewany, w imponującej inscenizacji Michała Znanieckiego. W tę premierę włożyliśmy bardzo wiele wysiłku artystycznego i logistycznego. Sprzedaliśmy ponad 28 tysięcy biletów, choć nie był to najlepszy okres w całej Polsce. Najpierw katastrofa smoleńska, następnie dwie fale powodziowe i ryzyko trzeciej, wreszcie wybory.

Czy zobaczymy "Turandot" na scenie Opery Wrocławskiej?

Rozmawiałam już na ten temat z Michałem Znanieckim. Opera będzie prezentowana w Poznaniu w przyszłym roku, a w 2012 roku wróci do nas. Mamy w zespole dwie świetne Turandot - wyrafinowaną interpretacyjnie naszą gwiazdę Jolantę Żmurko, a także bardzo utalentowaną młodą śpiewaczkę Jewgienię Kuzniecową. Anna Lichorowicz została oceniona przez krytyków jako zjawiskowa i pełna delikatności, pięknie śpiewająca Li. Brakuje nam tenora, ale mam nadzieję, że od września w naszym teatrze rozpocznie etatową pracę śpiewak, który udźwignie ciężar partii Kalafa. Szczegółów wolałabym na razie nie zdradzać.

Kolejny sezon 2010/2011 zostanie zainaugurowany nie premierą operową, ale koncertem galowym z okazji 65-lecia polskiej sceny operowej we Wrocławiu.

Przyszły sezon artystyczny to rok jubileuszowy, który rozpoczniemy koncertem 8 września. Poza ariami w wykonaniu naszych solistów śpiewaków i orkiestry operowej usłyszymy także Koncert skrzypcowy Henryka Wieniawskiego w wykonaniu Adama Czermaka, znakomitego młodego wirtuoza, który zaczyna u nas pracę jako solista orkiestry, a wcześniej był koncertmistrzem orkiestry symfonicznej w Getyndze w Niemczech. Z kolei w październiku rozpoczyna się II Festiwal Opery Współczesnej, nie tylko polskiej. Chcemy zaprezentować to, co dzieje się we współczesnej muzyce na świecie, stąd premiery dzieł Bohuslava Martinů, Eugeniusza Knapika, ale także "Zagłady domu Usherów" Philipa Glassa w wykonaniu artystów Teatru Wielkiego Opery Narodowej z Warszawy.

Najważniejszym wydarzeniem festiwalu będzie, niewątpliwie, premiera "Legend o Maryi" Martinů. Skąd wybór mniej znanego z dzieł czeskiego kompozytora?

Ostatnio Laco Adamik powiedział mi, że będzie realizował "Jenůfę" Leoša Janáčka jako pierwszą polską premierę tej opery. Udowodniłam mu, że było inaczej, ponieważ w Operze Wrocławskiej "Jenůfa" miała już swoją premierę w 1953 roku. Nasz teatr od czasów powojennych jest instytucją wiodącą w prezentowaniu współczesnych XX- wiecznych dzieł. Do tej pory w repertuarze nie znalazła się jednak żadna opera Martinů, a zależy mi na tym, by oprócz znanych dzieł, przybliżać także takie, których nigdy tu nie wykonano po II wojnie światowej. Należał do nich m.in. wagnerowski "Ring", "Kobieta bez cienia" Richarda Straussa i teraz "Legendy o Maryi" w ramach koprodukcji z Národním divadlem w Pradze, którego dyrektorem i głównym reżyserem jest Jiří Heřman. W sezonie 2010/2011 nasi widzowie będą mogli oglądać dzieło Martinů, a w następnym sezonie w Pradze gościć będzie "Król Roger" Karola Szymanowskiego. Taka współpraca jest także drogą do prezentowania naszej polskiej muzyki w dobrych teatrach zagranicznych.

A czy "Legendy o Maryi" nie będzie zbyt trudną propozycją repertuarową dla widza? Dzieło Martinů ma szczególną konstrukcję i treść.

Nie powinno być problemu. To oparta na legendach i ludowych przekazach opowieść o tym, jakie cuda mogły się zdarzyć za sprawą Maryi. Libretto jest czytelne, nie ma w nim kontrowersji i niedomówień. Muzyka z pewnością zaciekawi naszą publiczność. Zespół wykonawców jest duży: będziemy mieli rozbudowaną orkiestrę, dwa wielkie chóry, wielu solistów i balet. W Pradze w listopadzie 2009 roku publiczność przyjęła "Hry o Marii" owacyjnie.

Koprodukcją będzie także "Romeo i Julia" z Teatrem Wielkim w Łodzi. Czy koprodukcja to dziś sposób na przetrwanie kryzysu? Za granicą często nie przystępuje się do produkcji jeśli nie podejmą się jej przynajmniej trzy teatry.

Tam koprodukcje są w ogóle bardziej korzystne niż u nas. Opera Wrocławska wciąż prowadzi "teatr repertuarowy", w którym przez cały rok powtarza się ok. 35 tytułów baletowych i operowych. Za granicą najczęściej gra się seriami sześciu do ośmiu spektakli danego tytułu, oczywiście, z udziałem kilku gwiazd, a potem tytuł schodzi z afisza i przygotowuje się znów nową produkcję. W teatrach zachodnich przechowywanie dekoracji kosztuje drożej niż jej zniszczenie. Dlatego lepiej łączyć się z drugim czy trzecim teatrem, wtedy każda scena partycypuje finansowo w produkcji i gra taki spektakl tylko serią (6 - 7 spektakli w serii). Tak było w przypadku naszego "Samsona i Dalili" w reżyserii Michała Znanieckiego, który to tytuł powstał w koprodukcji z teatrami operowymi w Bolonii, Lige, Santander i Trieście, a jego premiera we Wrocławiu odbyła się w kwietniu 2009. Spektakl ten wróci na deski Opery Wrocławskiej w 2012 roku.

Z kolei z Teatrem Wielkim w Łodzi mamy umowę koprodukcyjną na rok 2011. Będziemy grać "Romea i Julię" we Wrocławiu w okresie, w którym scena w Teatrze Wielkim w Łodzi poddana zostanie remontowi.

Spośród polskich teatrów współpracujemy też z Operą Bałtycką, z którą przygotowaliśmy w grudniu 2008 roku "Wesele Figara" Mozarta.

Wspomniała Pani o spektaklu "La libert chiama la libert" Eugeniusza Knapika. Miał de facto premierę na Warszawskiej Jesieni czternaście lat temu.

Ale nie była to premiera sceniczna, ponadto zaprezentowano jedynie trzy fragmenty dzieła, podczas gdy my pokażemy je w całości. Koncepcja reżyserska Michała Zadary jest ciekawa, ale nie będę niczego zdradzała. Przy jej omawianiu współpracujemy z Eugeniuszem Knapikiem, a Maestro Jacek Kaspszyk ma swój pomysł muzyczny. Partytura tej opery wykorzystuje rozbudowany aparat orkiestrowy, solistów, balet i chór.

W przyszłym sezonie dobra wiadomość dla fanów Richarda Wagnera, czyli premiera "Parsifala". Dla miłośników Verdiego natomiast niemal zapomniana "Joanna d\'Arc" Giuseppe Verdiego.


Wiele jest przepięknych oper Verdiego, które triumfalnie powracają na sceny jak "Simon Boccanegra" czy właśnie "Joanna d\'Arc". Warto je przypomnieć. Natomiast "Parsifala" wyreżyseruje bardzo utalentowany Viesturs Kairišs z Rygi. Oglądałam trzy jego produkcje i pozostaje pod ich wrażeniem. Po Wagnerze czeka nas wiele pracy w maju: najpierw festiwal Musica Electronica Nova, na który przygotowujemy "Ogród Marty", kameralną operę Cezarego Duchnowskiego pod jego kierownictwem muzycznym, a pod koniec maja odbędzie się premiera "Don Giovanniego" Mozarta w realizacji Mariusza Trelińskiego i Borisa Kudlički.

W czerwcu czeka nas jeszcze "Tosca" Pucciniego. Czy będzie to wznowienie dawnej, słynnej produkcji, w której akcja rozgrywała się w trzech różnych miejscach Wrocławia?

Mój pomysł trzech miejsc akcji jest ten sam, natomiast zmienił się reżyser, a także, zamiast w Auli Leopoldina, w II akcie publiczność zasiądzie na widowni Opery Wrocławskiej. Tak więc akt I rozegra się w kościele Marii Magdaleny, a akt III na Wzgórzu Partyzantów, podobnie jak poprzednio. Publiczność będzie przemieszczała się razem z artystami podczas trwających ok. 20 minut przerw. "Tosca" Pucciniego zostanie wystawiona w ramach XII Letniego Festiwalu Operowego, którym zakończymy pracowity sezon.

Magdalena Talik
Kreatywnywroclaw.pl
25 sierpnia 2010
Portrety
Ewa Michnik

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia