To był festiwal mistrzów

rozmowa z Jarosławem Fretem

- W minioną niedzielę we Wrocławiu swoje spektakle pokazali Pina Bausch, Peter Brook, Tadashi Suzuki i Richard Schechner. Nie znam festiwalu, na którym coś takiego się wydarzyło mówi Jarosław Fret.

Krzyszof Kucharski: Od 14 czerwca Wrocław był miejscem pielgrzymek teatromanów z całego świata. To prawdziwy festiwal mistrzów, ale dobranych w sposób szczególny. 

Jarosław Fret: Dla osób, które śledzą działalność ośrodka, a teraz Instytutu Jerzego Grotowskiego, wybór zaproszonych artystów wydaje się normalny, bo przez dwadzieścia lat naszej działalności ci twórcy w większości pojawiali się we Wrocławiu. Właściwie poza dwoma nazwiskami - Tadashim Suzukim i Theodorosem Terzopoulosem. Grek nigdy z Grotowskim i jego twórczością się nie zetknął, ale bardzo interesował się metodą Grotowskiego. To jest rodzaj duchowego pokrewieństwa i wielkiego szacunku. 

Z kolei wymieniony wyżej Japończyk był zafascynowany przenikliwością Grotowskiego. 

- To on towarzyszył Grotowskiemu w trakcie jego pierwszej wizyty w Japonii, przez wiele godzin z nim rozmawiał, ale obrał własną drogę. Wszystkich twórców, którzy przyjechali do Wrocławia, łączy coś w rodzaju wspólnej intelektualnej inspiracji. Pana koledzy przyklejają różnym artystom często fałszywe etykiety. O Roberto Baccim, reżyserze niewątpliwie zaprzyjaźnionym z Grotowskim, ktoś napisał: "kontynuator metody Grotowskiego". To jest jakaś paranoja i kompletny brak podstawowej wiedzy. Dla Bacciego nasz patron był niewątpliwie mistrzem, ale on go nigdy nie naśladował. Na całym świecie takich przypadków jest tysiące. Etykietka z nazwiskiem patrona Instytutu ma z pewnością siłę promocji. Jest to jednak często ogromne nadużycie. Ci artyści, których zaprosiliśmy, podziwiali Grotowskiego, ale żaden z nich nie był i nie jest kontynuatorem jego artystycznych wizji. Każdy wybrał własną drogę, mając świadomość tego, co robił Grotowski. 

O tym, jak swoje piętno Grotowski odcisnął na wielu wybitnych artystach teatru, można by napisać książkę. Ale w jaki sposób kryzys dotknął festiwal, możemy powiedzieć w paru zdaniach. 

- Lista naszych gości miała być nieco dłuższa. Ale już po pierwszych przymiarkach (także finansowych, ale nie tylko) wiedzieliśmy, że nie przyjedzie współzałożycielka francuskiego Theatre du Soleil, reżyserka, scenarzystka Ariane Mnouchkine, potem wypadł nam z programu łotewski reżyser Alvis Hermanis, a nasz grecki gość, wspomniany już Theodoros Terzopoulos, przywiózł trochę skromniejszy w kosztach spektakl. Nie mówmy o pieniądzach, o które się staraliśmy także w różnych prestiżowych fundacjach. W każdym razie trochę dzięki ich wsparciu oglądaliśmy m.in. japońską "Elektrę" z Toga czy widowisko Piny Bausch "Nefes" [na zdjęciu]. Szkoda, że ta wielka artystka z powodu choroby nie mogła do nas przyjechać, bo bardzo chcieliśmy się z nią spotkać. 

Osobom nieco mniej kibicującym przez lata teatralnym awangardom warto, jak myślę, uzmysłowić rangę tego wydarzenia. 

- Ograniczę się tylko do jednego przykładu. W minioną niedzielę we Wrocławiu swoje spektakle pokazali Pina Bausch, Peter Brook, Tadashi Suzuki i Richard Schechner. Nie znam festiwalu, na którym coś takiego się wydarzyło. Dziś już żegnamy festiwal "Świat miejscem prawdy", który był kulminacją obchodzonego na całym świecie Roku Grotowskiego.

Krzysztof Kucharski
Polska Gazeta Wroclawska
1 lipca 2009
Portrety
Jarosław Fret

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...