To była decyzja ciała

rozmowa z Jackiem Przybyłowiczem

Z Jackiem Przybyłowiczem, nowym szef baletu w poznańskim Teatrze Wielkim, rozmawia Stefan Drajewski.

Przychodzi Pan do Teatru Wielkiego trochę z innego świata teatru tańca. Pod Pegazem zastanie Pan kilkanaście pozycji i są to w dużej mierze balety klasyczne, co najwyżej demiklasyczne. 

- Zgoda. Rzeczywistość artystyczna, w której obracam się w Polsce od siedmiu lat, odkąd wróciłem z emigracji, jest nieco inna, ale zanim stałem się tancerzem współczesnym, ukończyłem warszawską szkołę baletową, tańczyłem w Teatrze Wielkim w Warszawie, ukończyłem również pedagogikę baletu na Akademii Muzycznej w Warszawie. Mam wykształcenie klasyczne, które pozwala mi na prowadzenie zespołu takiego, jakim jest balet Teatru Wielkiego w Poznaniu. 

Wykształcenie to jedno, a doświadczenie zawodowe to drugie. W Kibbutz Contemporary Dance Company tańczył Pan repertuar współczesny. Choreografie Pana oparte są na technice tańca współczesnego. Tymczasem w operze niepodzielnie panuje klasyka. 

- Chciałbym, aby tancerze od początku wiedzieli, że czeka ich długi proces ewolucji, a nie rewolucja. 80 procent repertuaru stanowić będą wielkie balety klasyczne, do których predestynowany jest poznański zespół i który kocha poznańska publiczność. Resztę repertuaru uzupełnią pozycje neoklasyczne, współczesne... Mogę powiedzieć tak, o repertuarze będą w dużej mierze decydować możliwości tancerzy, którzy tworzą ten zespół. 

Ma Pan własną wizję funkcjonowania zespołu baletowego w strukturze teatru operowego? 

- Mam pełną świadomość, że zespół baletowy jest składową częścią opery. Nic się nie zmieni. Zespół tak jak do tej pory będzie uczestniczył w przygotowaniach oper, ale najważniejszym obszarem działania będą premiery baletowe. Rzadko który zespół ma pełen komfort funkcjonowania niezależnie. 

Zwykle jest tak, że nowy szef zaczyna od premiery swojego spektaklu, który ma być swego rodzaju wizytówką tego, co go interesuje. Tymczasem Pan zaczyna od zapraszania choreografów z zewnątrz. 

- To jest świadomy zabieg. W najbliższym czasie nie będę tworzył swoich przedstawień w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Zawiesiłem również zaplanowane prace w innych teatrach za granicą. Publiczność poznańska może oglądać moje realizacje, które są ciągle obecne w repertuarze Polskiego Teatru Tańca, kierowanym przez Ewę Wycichowską. Postanowiłem ten czas wykorzystać na zbudowanie zespołu i repertuaru. Chciałbym skupić się na pracy programowej. Zrobię wszystko, aby ten zespół tańczył repertuar klasyczny i neoklasyczny, na jaki nas stać. Tylko w ten sposób mogę zapewnić moim tancerzom szansę właściwego rozwoju. 

Stać poznański Teatr Wielki na zapraszanie wielkich choreografów? 

- Powiem otwarcie, że nie. Ale mam wielu przyjaciół na świecie, którzy są otwarci i mają ochotę robić spektakle w Poznaniu. Pracując w Hiszpanii, poznałem Monserat Leon Rodriguez, wieloletnią tancerkę baletu lipskiego i asystentką nieżyjącego już Uwe Scholtza. Zgodziła się przekazać naszemu teatrowi "Stworzenie świata" z muzyką Josepha Haydna, którego prapremiera odbyła się w Operze w Zurichu. To jest spektakl niezwykle ważny w dorobku Uwe Scholtza, klasyka końca XX wieku. Niewiele zespołów w Europie mogło go wykonywać. Pokaże się w nim cały zespół. Tancerze zostaną wrzuceni na głęboką wodę. Na wiosnę pokażemy "La Silphide" w choreografii Augusta Burnouville\'a. Balet ten przygotuje Karina Elver, wieloletnia tancerka Opery Królewskiej w Kopenhadze. Jest to balet klasyczny, romantyczny, bardzo stylowy, dotąd mało w Polsce znany. Nie możemy przyciągnąć najlepszych tancerzy wysokim uposażeniem, na jakie zasługują, ale mam nadzieję zaprogramować atrakcyjny repertuar we współpracy z interesującymi choreografami. 

Co Pana choreografa, który nie narzeka na brak propozycji ze świata skusiło, aby przyjąć obowiązki szefa baletu w Poznaniu? 

- Wszystko za sprawą dyrektora Michała Znanieckiego, który mnie zaprosił do współpracy. Traktuję tę propozycję jako wyzwanie. Nigdy wcześniej nie myślałem o tym, aby być dyrektorem baletu. Pociąga mnie możliwość pewnej swobody artystycznej w doborze repertuaru, który mam nadzieję rozwinie nasz zespół. 

Repertuar baletowy w Teatrze Wielkim był imponujący. Co Pana zdaniem z niego pozostanie? 

- Na pewno zostaną balety klasyczne i demiklasyczne, które stanowią podstawę funkcjonowania każdego zespołu klasycznego i te, które lubi publiczność. Na pewno zostaną: "Jezioro łabędzie", "Dziadek do orzechów", "Coppelia", "Sen nocy letniej", "Romeo i Julia". Pokażemy też wieczór baletów do muzyki Karłowicza. Ubolewam, że publiczność niechętnie przychodzi na spektakle składankowe. 

W Poznaniu nie jest Pan artystą anonimowym, ale nie wszyscy chodzą na spektakle Polskiego Teatru Tańca. 

- Moje spektakle zrealizowane w Polskim Teatrze Tańca adresowane są do publiczności zainteresowanej sztuką współczesną. W repertuarze Teatru Wielkiego w Poznaniu nie było podobnych pozycji. Właśnie brak choreografii współczesnych sprawił, że na początku lat 90. po kilku sezonach spędzonych na deskach Teatru Wielkiego w Warszawie wyjechałem do Niemiec. Próbowałem znaleźć miejsce dla siebie. Kiedy zobaczyłem spektakl Kibbutz Contemporary Dance Company na Festiwalu TanzWelt, postanowiłem dostać się do tego zespołu za wszelką cenę. 

Udało się. Spędził Pan w nim kilka lat. Zaryzykuję, że jako artystę ukształtował Pana w dużej mierze pobyt właśnie w tym zespole. 

- Na pewno. To jeden z najlepszych obecnie na świecie zespołów tańca współczesnego. Wieloletni pobyt w Kibbutz Contemporary Dance Company otworzył mi wiele możliwości, również choreograficznych. Mats Ek, Ohad Naharin, Jirii Kylian, Christopher Bruce, Daniel Ezralow, Suzanne Linke, Rami Be\'er to wielcy choreografowie, którzy zrealizowali swoje prace w zespole. Kiedy wyjeżdżałem z Polski, w kraju nie było żadnych szans na stały kontakt z takim repertuarem. Postaram się zrobić wszystko, aby poznańscy tancerze nie chcieli wyjeżdżać z kraju ze względów repertuarowych. 

Ile z doświadczeń zdobytych w zespołach zagranicznych wykorzysta Pan w kierowaniu zespołem Teatru Wielkiego w Poznaniu? 

- Na pewno zmienię styl pracy w sali baletowej. To, co udało mi się osiągnąć jako tancerzowi, zawdzięczam katorżniczej pracy i pozytywnej motywacji, jaką wpajali prowadzący próby pedagodzy i choreografowie. Tancerze, z którymi pracowałem wiedzą, że jestem bardzo wymagający, ale w pracy staram się wytwarzać pozytywną atmosferę, bez której nie można rozwinąć tancerza. 

Nie żałuje Pan decyzji, że pożegnał się z tańcem i wrócił do Polski? 

- W życiu każdego tułacza przychodzi taki moment, że może osiąść za granicą w bezbolesny sposób. Nie byłem w stanie dalej tańczyć. Moje ciało zostało zdewastowane. W Kibbutz Contemporary Dance Company tańczyłem 120 spektakli rocznie, nie było zastępstw, zwolnień lekarskich... Moje ciało zadecydowało za mnie. Mogłem zostać za granicą, ale wybrałem Polskę. Chciałem pracować w Polsce i to się udało. 

Jakim Pan będzie szefem? 

- Znam swoje miejsce w hierarchii teatralnej. Moim przełożonym jest dyrektor Michał Znaniecki, mnie podlegają tancerze. Chciałbym stworzyć model funkcjonowania zespołu, w którym tancerze będą mieli większe możliwości rozwoju artystycznego.

Stefan Drajewski
Polska Głos Wielkopolski
8 września 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...