To ci raj!

"Księga Raju" - reż. Piotr Cieplak - Teatr Żydowski Warszawa

Zakrzyknie tak każdy, kto ten raj zobaczy. No bo co to za raj, w którym Noe jest transwestytą, anioł jest pijany, właścicielka zakładu fryzjerskiego jest prostytutką, a Święty Piotr przypomina aparatczyka lub - w najlepszym razie - księgowego? I co to za raj, w którym wszystko - no, niemal wszystko - jest takie, jak na ziemskim padole?!

Przecież raj, jak nam go wtłoczono w wyobraźnię, jak nam go wmówiono i w końcu przez wieki w nas zakodowano, to Pan Bóg z białą brodą i dobrodusznym uśmiechem i anioły, pucate, ze skrzydełkami, w długich, białych sukniach, z reguły blond i obowiązkowo na błękitnym firmamencie bielutkie chmurki – baranki! A tymczasem… No właśnie, kto chce ten ziemski raj w teatrze zobaczyć niech się wybierze do Teatru Żydowskiego na „Księgę raju” Icyka Mangera. I niech się nie spodziewa arcydzieła, ale… Jest wreszcie jakiś świeższy powiew w tym teatrze, a to już dużo.

Wedle żydowskiej legendy każda ludzka dusza, zanim się człowiek na ziemi urodzi, jest w raju. I tam przeżywa swoje rajskie życie. W chwili, gdy ma przyjść na świat w ludzkim ciele, dostaje od anioła prztyczka w nos i ląduje na ziemi. We właściwym miejscu i czasie. Prztyczek w nos odbiera duszy pamięć o raju. Sam pomysł jest nie tylko zabawny, ale mocno osadzony w żydowskiej symbolice, poetyce i… swoistej przewrotności w tym świecie, w którym Żyd poklepuje Pana Boga po ramieniu, jest z aniołami za pan brat. To świat świetnej powieści Icyka Mangera (w języku polskim ukazała się w r. 2005, wyd. PIW) z kunsztownie wplecionymi wątkami biblijnymi w realia współczesnego życia Żydów w Europie Wschodniej. Icyk Manger żył w latach 1901 - 1969, tworzył w języku jidysz. Jest w tej książce dużo dowcipu, ale i refleksji, są realia, ale jest i poetyka, nawet poezja, jest klimat.

Na podstawie książki Piotr Cieplak stworzył przedstawienie. Pewne wątki zostawił, z pewnych zrezygnował, w sumie, jeśli chodzi o kompozycję literacką uczynił adaptację dość zgrabną i spójną. Opowiada człowieku, który dzięki podstępowi (zamiast nosa do prztyczka podstawił aniołowi kartofel) spadł z nieba na ziemię zachowując pamięć rajskiego życia swej duszy. Jest w tej opowieści sporo realizmu, jest liryzm, jest wręcz sentymentalizm, jest przegadanie i są, zwłaszcza w części pierwszej, nużące dłużyzny. Mimo teatralnego odczarowania niebiańskiej wizji, tej kościelnej, nie porywa teatralnością, chociaż, przyznaję, że jest w tym przedstawieniu kilka scen naprawdę pięknych i świetnych – o nich za chwilę. Bo jednak zacznę od pretensji pod adresem reżysera. Pamiętam fascynujący wręcz swą baśniową magią spektakl Cieplaka w Teatrze Narodowym – „Opowiadania dla dzieci” wg Issaca Singera (2007). W „Księdze raju” reżyser jakby próbował przywołać echa stamtąd. To nie był dobry pomysł. Bo ani ten tekst, ani ten widz, ani ci aktorzy.

„Księga raju” to opowieść złożona z kawałków, z obrazów, które łączy wspólna nić. Przejścia od sceny do sceny, chwilami mało spójne, jakby wyrwane z kontekstu. W porywach wizji, natchnienia reżyser konstruuje kilka scen pięknych, po czym znowu osiada na płaszczyźnie banałów, pewnej rozwlekłości, braku pomysłu. Szkoda, bo mogło naprawdę być pięknie, o czym świadczy właśnie tych kilka scenek, w których wszystko ze sobą współgrało i tworzyło całość opromienioną magią teatru.

Obu twórców – Icyka Mangera i Piotra Cieplaka – sporo łączy, ale i sporo dzieli. Łączy przede wszystkim teatralność opowiadania o świecie, życiu, ludziach. Ta teatralność tkwi immanentnie w dziele Mangera. Piotr Cieślak ja wyłuskał, ale zagubił w nadmiarze scenek i braku tempa. Dzielą ich sprawy zasadnicze. Manger siedzi w materii żydowskiego świata, jest jego częścią. Cieplak jest z zewnątrz. I, na szczęście, nie próbuje być z wewnątrz. Wszędzie tropi rytuał i celebrację, ale czyni to głównie jako obserwator tego świata. Obserwator wrażliwy na jego poetykę, na żydowskie sceny i obrazy jak z Chagalla, na tradycję, która jest wszechobecna w życiu Żydów. Ma jednak wyczuwalny i dość precyzyjnie określony dystans. I ciekawość, chęć poznania, dotknięcia choćby w materii teatralnej tego świata. Jak zwykle w swoim teatrze Cieplak szuka jakiejś ballady o człowieczeństwie, która mu się wyłania z codzienności, z tych zwyczajności ludzkich, które powtarzane w rytmie codziennych czynności przekształcają się w swoisty rytuał, ale nie gubią swych, jednak istotnych, treści w stereotypie. Życie w raju, to sceniczne życie w raju w Teatrze Żydowskim snuje się, niekiedy w nużącym tempie i nijakim rytmie, od jednej rodzajowej scenki do drugiej. Jest w pewnym sensie osobne, wyrwane z kontekstu, narysowane wedle szablonu, który może być przystawalny do każdego dzieła żydowskiego. Jeżeli reżyser chciał tu uwypuklić pewien uniwersalizm, cechę charakterystyczną dla literatury i refleksji, a także dowcipu żydowskiego, to teatralnie było to za mało czytelne. Takie wyciąganie z „Księgi raju” tego, co powszechne w żydowskiej kulturze i na tym tle ukazywanie indywidualizmu autora tejże książki teatralnie nie zostało rozwiązane na tyle klarownie, ani interesująco, żeby stanowiło jakąś kanwę refleksji, spostrzeżeń, dyskusji, czy choćby punkt zaczepienia dla nich. Może stąd na widowni raczej rezerwa i niewyłapywanie tego, co naprawdę dowcipne, zabawne, interesująco teatralnie pomyślane i przeprowadzone? Ta jakby baśń i nie baśń toczy się sennie i trwa stanowczo za długo, zwłaszcza część pierwsza, w której w ogóle jest mało życia, a dużo rozwlekłości. Jakby i widownię reżyser chciał wkomponować w tę niezmiennie, od wieków powtarzaną listę przodków i potomków kolejnych proroków przez kolejnych studentów chederu. Platforma ze studentami i rebe przejeżdża w tle sceny tam i z powrotem niekończącą się ilość razy. Dosiadają do ostatniej ławki różne postacie, ale to niczego nie zmienia. Chór rytmicznie, sennie powtarza imiona, w końcu rebe usypia, a studenci chederu monotonnie wymieniają: Izajasz, Samuel, Ozeasz, Jeremiasz… To jako tło wydarzeń scenicznych jest nawet zabawne, a jako punkt odniesienia zaskakujące swą niezmiennością. Platforma jako element stały i trwały, a jednocześnie oderwany od bieżącego życia i spinający wszystko pewną klamrą. Przeszłości, tradycji, historii, korzeni. Jednak, gdy towarzyszy temu monotonia całości (z wyjątkiem występu Anielicy), wszystko się rozmywa i zaciera w ogarniającym znużeniu.

Znacznie żywsza, bardziej pomysłowa, ciekawsza jest część II. Radio Raj podaje prognozy pogody na najbliższe stulecia. Brzmią nie tylko abstrakcyjnie, ale i komicznie. Na scenie ruch, pop kultura, nadająca tempo i rytmizująca sceny muzyka. Zanurzone w ten nurt świetne scenki. Jedna to drzewo złego i dobrego. Wiadro do góry dnem z wbitą weń zieloną miotłą i przyklejonym jabłkiem. Obok Adam i Ewa, ubrani, ale z przodu mają zawieszone przezabawne plastikowe nagie torsy z listkiem figowym w odpowiednim miejscu. Przezabawna jest też scenka z transwestytą i pannami obyczajów całkiem lekkich. Wreszcie Anielica (Izabela Rzeszowska) z różowymi skrzydłami. Świetna. Śpiewa operowym głosem i jest jakby Albertynką wyciętą ze świata Gombrowicza. Interesujące.

W ostrym kontraście przeciwstawienia raju i życia ziemskiego jest pewna wizja i filozofia, jest głębsza refleksja. Raj jest rozbuchany, w naturalnym wymiarze ludzkim, pełen zdarzeń, wypełniony ludźmi – duszami. Jak na dusze to są one bardzo z krwi i kości! To też dobry pomysł: nie ma innego świata niż ten nasz, ziemski. I nawet jeśli nazwiemy go rajem, to będzie on nadal naszym ziemskim padołem, bo tylko to znamy, tylko w tym świecie potrafimy się obracać, żyć, tworzyć. Ale skoro raj jest wypełniony duszami ludzi, którzy mają się na ziemi narodzić, to ten nasz ziemski świat musi być malutki. I jest. Życie ziemskie Szmula jest stłoczone na maleńkiej płaszczyźnie i w wymiarze marionetek. I ten świat lalek jest teatralnie lepiej skonstruowany niż ludzi. Marionetki mają wiele wyrazu, są ładnie animowane, wprowadzają do całości ostry element groteski przydając jej jakby inny nieco wymiar. Szkoda, że te niuanse nie zostały do końca wygrane, że całość chwilami ociera się wręcz o kicz bez naddania mu pewnego teatralnego cudzysłowu.

No tak, ale teatr to aktorzy. Tymczasem w „Księdze raju” jakby ich nie ma. To znaczy są, ale jakby ich nie było. Nie ma grania, jest jedynie bycie na scenie. I to nie w każdym przypadku przekonywujące. Obronną ręką wychodzą Piotr Sierecki i Piotr Chomik jako Szmul i Szczylek. Ich postaci są wyraziste, zabawne, aktorzy grają ze swobodą, niekiedy wręcz pewną nonszalancją, ale jest w nich jakaś barwność, a przede wszystkim życie. I aktorstwo.

Raj Piotra Cieplaka. Znany nam, bliski nam i niezbyt piękny, zupełnie nierajski raj. Nie tylko jest to raj w naszym, ludzkim, wymiarze i na naszą, ludzką, miarę, ale w dodatku przypomina obecną Polskę. Ma podobny kształt na mapie (sąsiadują z nim raj gojski i raj turecki), podobną liczbą mieszkańców… Przedstawienie Cieplaka wiosny w Teatrze Żydowskim nie czyni, ale budzi nadzieję, że teatr ten, zachowując sztafaż sentymentalnych żydowskich obrazków obyczajowych , z charakterystycznym dlań kolorytem, podejmie dialog z rzeczywistością i przestrzenią, w jakiej funkcjonuje i z owych obrazków uczyni teatr.

Justyna Hofman
AICT
3 lutego 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...