To nie jest biografia Kaliny, ale próba analizy jej fenomenu

Rozmowa z Katarzyną Figurą

Katarzyna Figura o spektaklu, w którym zobaczymy ją w Teatrze Bagatela.

- Patrzę na Pani zdjęcie z monodramu "Kalina" i widzę Kalinę Jędrusik...

- Jestem bardzo szczęśliwa, że Pani to mówi. To wspaniały komplement, ale mam nadzieję, że ten spektakl nie jest tylko czystą estetyką, ale opowiada też jakąś prawdę o człowieku. Nie jest zbiorem anegdot, piosenek, nie jest biograficzną historią o Kalinie, ale próbą rozebrania osobowości, fenomenu kobiety, artystki żyjącej w tamtych czasach. Premierę zrealizowaliśmy w Teatrze Polonia w reżyserii Małgorzaty Głuchowskiej. To historia kobiety przeciwstawiającej się systemowi...

- Obyczajowości...

- Właśnie, może przede wszystkim obyczajowości, moralności, w drodze do uzyskania własnej wolności.

- W tym chyba jest Pani do niej bardzo podobna?

- Dla mnie wolność jest niezwykle ważna, a Kalina była kobietą, która walkę o tę wolność potrafiła wręcz manifestować. To jej słynne powiedzenie: "A właśnie że będę taka, jaką ja chcę być, a nie taka, jaką mnie chcecie widzieć!" - to także bardzo moje. Charyzmatyczna, wielka, wspaniała... Ten spektakl jest bardzo intensywną próbą zastanowienia się nad istotą człowieka. On nie jest o Jędrusik, o Figurze - choć po części i o nas, ale przede wszystkim o człowieku, jego skomplikowanej konstrukcji, którą nie zawsze rozumiemy i nad którą nie zawsze chcemy się zastanawiać.

- A jednak fakt, że bohaterką Pani monodramu jest Kalina Jędrusik, to przecież nie przypadek?

- Na pewno nie. Poprzez Kalinę mogłam najlepiej wypowiedzieć siebie, zarówno jako kobieta, jak i artystka. Jędrusik przez jednych była kochana, przez innych znienawidzona. Iluż rzeczy dowiaduję się o sobie, rozczytując życie Kaliny. Wszystkie ciosy od życia staram się obracać w dobre doświadczenie. Miałam ich niemało. Kalina Jędrusik też. Ale wciąż powtarzam: to nie jest spektakl tylko o Kalinie i tylko o Figurze.

- Ale przecież ten spektakl także wchodzi w Pani prywatność?

- Tak, na ile pozwolę na to ja i widzowie.

- W Pani niezależność także?

- Oczywiście. Kalina też była niezwykle niezależna, choć tak duży wpływ miał na nią mąż Stanisław Dygat. Jak już kiedyś powiedziałam, był jej niebem i piekłem. Urabiał ją jak Pigmalion i windował, ale też osaczał. A ona, wspaniała artystka potrafiła się przeobrażać, była mistrzynią nie tylko zmysłowości, ale i metamorfozy. To wielka czarodziejka o niezwykłej wrażliwości.

- Powiedziała Pani w jednym z wywiadów: "Kiedy wchodzę w Kalinę każdego wieczoru, kiedy gram, następuje moja śmierć, a potem rekonstrukcja". Co Pani miała na myśli?

- W spektaklu pokazuję też siebie: wygraną i przegraną.

- Teraz rozpoczął się kolejny etap w Pani życiu, oby bardzo wygrany - jest Pani szczęśliwa?

- Bardzo. Mieszkam w Gdyni, tam zaczęłam zajęcia w Szkole Filmowej poświęcone relacjom reżysera z aktorem. Dostałam etat w Teatrze Wybrzeże, gdzie pracowałam przed laty.

Jak Panią przyjęto?

- Wspaniale. W przyszłym tygodniu rozpoczynam próby do spektaklu "Wyspa Mari-vaux" w reżyserii Iwo Vedrala.

- Czego Pani życzyć na "nowej drodze życia"?

- Tego, czego ja wszystkim Państwu życzę: radości życia i bycia w nim szczęśliwymi. I oczywiście zapraszam na spektakl w Krakowie, przed którym mam wielką tremę.

Spektakl "Kalina" - 25 listopada w krakowskim Teatrze Bagatela o godz. 17.30 i 20.

Jolanta Ciosek
Dziennik Polski online
25 listopada 2013
Portrety
Katarzyna Figura

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...