To powinno być wszystko inaczej

12. Międzynarodowy Festiwal Teatrów i Kultury Awangardowej Pestka

Na takie wydarzenia czeka się zawsze cały rok. Teraz ten czas oczekiwana był szczególny. Jak wiemy, ostatni rok był trudny i nieprzyjazny nie tylko dla życia jako takiego, ale także dla obcowania z kulturą. Pamiętam jak jeszcze za czasów liceum czekało się na jeleniogórskie festiwale teatralne. Na całe dnie człowiek ginął wtedy w czarnych salach bez okien. Wychodził na koniec dnia, już po zmroku – blady, naładowany emocjami, szczęśliwy. Wtedy poza teatrem nie istnieje nic. Przez kilka dni życie podporządkowane jest sztuce. Ona wyznacza pory snu (recenzja na jutro!), karmienia (krótka przerwa!). W tym roku w Jeleniej Górze udało się zorganizować Międzynarodowy Festiwal Teatrów i Kultury Awangardowej Pestka. I znowu człowiek przepadł.

Tegoroczny festiwal odbywał się pod hasłem „Razem! Dokąd?". Co ciekawe, ten motyw przewodni został wymyślony rok temu, ale pozostał. No to razem z artystami, a dokąd? – do Jeleniej Góry! Nawet z drugiego końca Polski. Bo warto. Żeby znowu wejść w ten teatr, którego ostatnio było tak niewiele. Albo „przez szybę", bo każdy się zgodzi, że spektakle online tak naprawdę nie bardzo działają, choć są potrzebnym w awaryjnej sytuacji substytutem lub mają wartość dokumentacyjną. Teatr na żywo to jest jednak coś.

Pestka jeńców nie bierze. Widzów nie oszczędza. Jak startuje z propozycjami teatralnymi to od razu jest dużo i mocno. Ale tak ma być. Nowosolski Teatr Terminus A Quo z mocną drużyną Gramontów na czele pokazał na scenie Teatru Zdrojowego dużo emocji i kontrolowany chaos. Spektakl „Usta/lenia" (pierwszy ze spektakli konkursowych) to dekonstrukcja legend w zawrotnym tempie i do tego wciąż nad głową ten dziwny, milczący bóg (Zeus). Trochę to jest kabaret podany w ascetycznej formie scenicznej. Trochę to jest śmieszne, ale humor jest czarny. Każdy kolejny ruch aktorów – nieprzewidywalny. Język agresywny, ale inny być nie może. Mężczyźni w jasnych płaszczach, z kijami w ręku, a wśród nich ulotna, ale wulgarna Lolita. Gdzieś w skojarzeniach pobrzmiewa echo obrazów z „Ostatniego tanga w Paryżu". Jednak za chwilę atmosfera się zmienia, a ten 19-letni (!) spektakl nie pozwala oderwać wzroku od sceny. Nie stracił nic na swojej uniwersalności. Reżyser Edward Gramont sam gra w spektaklu i wraz z grupą swoich scenicznych współtowarzyszy (w tym dwóch synów) mówi o tym, że jeśli jest miłość, to jakaś brudna; jeśli władza – to karykaturalna, a legenda – koniecznie wyśmiana. Na tym świecie nie ma już świętości. Wyparł je absurd. O tym nie można milczeć, trzeba krzyczeć.

W ramach "Kroniki Polskiej" poszliśmy do muzeum. Opera lalkowa w reż. Katarzyny Dudzic-Grabińskiej to ścieranie się dwóch postaci: biznesmena, zapiekłego ignoranta kultury przeżartego mitem "Polski Chrystusa narodów". Niejako "przeciwko" sobie ma pasjonatkę historii w nowoczesnej, dyskursywnej interpretacji. To walka na mopy i lalki z muzyką na żywo. Piękne obrazy, ważne słowa. Mężczyzna zderza się z kulturą przypadkowo – padało, więc wszedł do pierwszego lepszego budynku. Trafił do muzeum. Na co dzień ignoruje wszystko i wszystkich, wokół ma same „sprawy do załatwienia". Zmuszenie do myślenia takiej kreatury nie jest łatwe, jednak dzielna pracownica muzeum łatwo nie poddaje się chamowi. Jej kreatywne podejście do tematu napotyka na ścianę, bo historia musi być interpretowana w jedyny słuszny sposób – jesteśmy wszak bohaterami! W spektaklu mamy piękną muzykę, mądre piosenki i sugestywne obrazy. Jeśli nie brak nam oleju w głowie, nie sposób nie przyznać, że nawet na największe „świętości" w historii można spojrzeć w sposób inny niż dotychczas, bo perspektywa oglądu wydarzeń i artefaktów w XXI wieku jest już inna nić kiedyś. Natomiast bierny, bezrefleksyjny konsumpcjonizm jest największym zagrożeniem dla istnienia ludzkości.

Na koniec pierwszego teatralnego dnia Masłowska. "Inni ludzie" w reż. Macieja Stuhra Akademii Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego w Krakowie, filii we Wrocławiu. Rozmach i wykorzystanie przestrzeni scenicznej do cna. Nigdy nie widziałam dyplomu aktorskiego z tak rozbudowaną (i nie do końca wykorzystaną, niestety) scenografią. Ponadto mamy dopracowane, różnorodne kostiumy i prawdziwą reżyserię światła. Jest kolorowo, jest nieco "po warlikowsku" w obrazach scenicznych, jest dużo słów. Jednak nie wiadomo, dlaczego jest... tak dosłownie... Słuchamy zmiksowanych utworów m.in. Grzegorza Ciechowskiego w ciekawej warstwie muzycznej. „Inni ludzie" to niezbyt udana próba stylizacji na język rapowy z uniwersalnym kontekstem, rozlanym na całe społeczeństwo. Treściowo chyba to zadanie nieco autorkę przerosło. Spektakl jest niezwykle dosłowny, co dziwi. Mówi o rzeczach prawdziwych. Realnych. Mogących się wydarzyć lub dziejących się. Nie stoi jednak za tym żadna metafora... Jest opowieść. Niestety męcząca. Trochę za długa i taka jeden do jednego. Współczesna Polska człowieka nie tylko młodego jest zarówno treścią jak i tłem wydarzeń. Smutna rzeczywistość, która snuje się wokół. Dyplom, który zostawia nas z mózgiem na wierzchu. Jak cały ten pierwszy teatralny dzień. Ale było warto. Bo teatru jesteśmy głodni. A w teatrze się dzieje.

Drugi dzień Pestki stoi trochę pod znakiem teatru w teatrze. Na początek jako widzowie mamy miejsca głównie na scenie – w szkolnych ławkach. Krzesła i stoły wyglądają jakby znajomo... Ale nie będzie to "Umarła klasa". Gościnny spektakl w reż. Grzegorza Stosza "Nie stało się nigdy" ("Es ist, was nicht war", jednak grany w polskim języku) to rzecz o przemocy domowej. Dziewczyna przedstawia się, ale snuje historię swojej przyjaciółki. Czasem jest ledwo słyszalna, ale takie rzeczy często wybrzmiewają w pełni dopiero po latach. Opresyjne i nagłe pojawienie się drugiej osoby na scenie wywraca wszystko do góry nogami. Robi się nieprzyjemnie. Choć to "tylko" teatr... Krótko i konkretnie. Zza kurtyny włosów wyłania się historia, która ma zmusić do refleksji. Ludzi nie tylko młodych, choć to tekst dla klas szkolnych. Forma pogadanki, która jednak przez złamanie konwencji jakby pogłębia obraz przemocy. Jesteśmy niemymi świadkami. Jest nam głupio, bo nic nie robimy. Przecież jesteśmy tylko widzami, a to się nie dzieje... naprawdę?

Korzystając z uprzejmości istnienia festiwalowego autobusu zostajemy dostarczeni pod drzwi Teatru Jeleniogórskiego. Gdy wchodzimy na scenę - rzeczy już się dzieją. Na horyzoncie widzimy wyświetlane migawki z nowoczesnego osiedla i odkrytego basenu. Na tym tle aktorzy improwizują, zagadując trochę najbliżej siedzącą publiczność. Etapami gaśnie światło. Tak jak z etapów składa się swoisty egzamin do klubu "Nocnych pływaków". W spektaklu w reż. Pameli Leończyk mocno podkreślona jest teatralność działań. Aktor powinien potrafić przecież wręcz na zawołanie odtworzyć wszystkie emocje, które ktoś przeżywa naprawdę. Wydobyć je z ciała, które jest jego jedyną bronią. Spektakl składa się z krótkich historii - rozdziałów. Całość skąpana jest w zimnym, często stroboskopowym świetle. Jest przepięknie, plastycznie, czysto – scena jest prawie pusta, po lewej stronie widzimy niski podest. Często na horyzoncie widać wielkie cienie występujących aktorów. Jesteśmy tylko my i nasze cienie. Wszystko odbywa się w rytm elektronicznej, pulsującej muzyki (na żywo!). Postaci szukają wybawienia. Dobrowolnie idą na stracenie jak Virginia Woolf, Ernest Hemingway czy Amy Winehouse. Znajdują je często w żywiole wody, który może zabrać ich w głębię niebytu. Równie dobrze mogliby wystrzelić się w kosmos, co ostatecznie metaforycznie czynią...

Pestka to organizowane co roku w Jeleniej Górze święto sztuki, głównie scenicznej. Pomysłodawca i dyrektor artystyczny Łukasz Duda rozwija ten skrót jako Polskie Eksploracje Sztuki Teatralnej Kultury Awangardowej. Doskonale opisuje to charakter imprezy, która za darmo (w Polsce?!) pozwala zobaczyć, poczuć, zastanowić się. Wystarczy pofatygować się po wejściówkę, nawet z kimś razem, a potem dokąd – do teatru. Miejsca spotkania, przeżycia, refleksji. Czasem obejrzymy spektakl, czasem posłuchamy muzyki, a przy okazji zatrzymamy się na wystawie fotografii. W tym roku festiwal trwa niemal cały czerwiec. Odbywają się spektakle, koncerty. Opisane wyżej spektakle to tylko wycinek całości, który miałam przyjemność zobaczyć. Zwraca uwagę fakt, że język sceniczny jest często wulgarny, dużo jest agresji. Trochę mniej piękna albo jest ono bardziej ukryte. I choć w jednym ze spektakli padają słowa „To powinno być wszystko inaczej", to jednak jest jak jest. I dobrze, że w ogóle być może.

XII Międzynarodowy Festiwal Teatrów i Kultury Awangardowej Pestka 2021, festiwal organizowany przy współpracy Jeleniogórskiego Centrum Kultury ze Stowarzyszeniem „Teatr Odnaleziony"

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
6 czerwca 2021

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia