Toksyczna miłość
"Królowa piękności z Leenane" - reż: G.Chrapkiewicz - Teatr Polski w Bielsku-Białej"Królowa piękności z Leenane"- najnowsza premiera Teatru Polskiego w Bielsku-Białej pokazuje, że toksyczne relacje między matką i córką czasem przerwać może tylko śmierć.
Kolejny sezonTeatr Polski w Bielsku-Białej rozpoczął od premiery pierwszej części trylogii Martina McDonagha. Choć skłonność tego irlandzkiego dramatopisarza do spektakularnych efektów często sprowadza odbtórjego sztuk do pozbawionego głębszej refleksji śledzenia fabuły, w Polsce jego twórczość cieszy się ogromną popularnością. Dzieje się tak zapewne za sprawą słabości Polaków do Zielonej Wyspy, ale także dzięki podobieństwom w konstrukcji dramatów McDonagha do filmów Hitchcocka czy Tarantino. Operowanie techniką suspensu, bazowanie na emocjach i sprawne rozmieszczanie brutalnych akcentów sprawiły, że polska publiczność McDonagha po prostu pokochała.
"Królowa piękności..." to dramat o skomplikowanych relacjach między matką (Grażyna Bułka) i córką (Anna Guzik). Zależność zachodząca pomiędzy Mag i Maureen przypomina stosunki Hamma i Clove\'a z "Końcówki" Becketta. Podobnie jak u Becketta obie postaci są na siebie skazane. Mag jest uzależniona od pomocy córki, a Maureen nie może rozpocząć własnego życia właśnie ze względu na matkę, którą musi się opiekować. Początkowo odnieść można wrażenie, że jedynie matka pastwi się nad córką. Jednak kolejne wydarzenia pokazują, że Maureen bywa nie tylko ofiarą, ale także katem i manipulatorką. Mag nieustannie kontroluje życie córki, skutecznie eliminując każdego mężczyznę, który tylko pojawi się na horyzoncie. Na złość córce wylewa mocz do kuchennego zlewu, co chwilę zgłasza kolejne życzenia, w pełni absorbując uwagę i czas córki. Maureen nie pozostaje matce dłużna: karmi ją znienawidzonym bulionem i sucharkami, gotującego się oleju używa do wymuszenia prawdomówności. W pewnym momencie staje się jasne, że jedynym wyjściem z tej patowej sytuacji jest śmierć jednej z kobiet. Innej drogi ucieczki nie ma.
Reżyser bielskiego przedstawienia Grzegorz Chrapkiewicz przesunął nieco akcenty w sztuce McDonagha, skupiając się przede wszystkim na podobieństwie obu kobiet. Podczas gdy w oryginalnym tekście w końcowej scenie Maureen opuszcza znienawidzony dom, u Chrapkiewicza staje się wierną kopią swojej matki - zakłada jej dres i siada w jej bujanym fotelu. Historia zatoczyła koło. W porównaniu z tekstem zabójstwo matki w bielskim spektaklu jest zasugerowane znacznie wyraźniej. Tam, gdzie McDonagh pozostawiał cień nadziei, Chrapkiewicz odziera nas ze złudzeń. W ascetycznej przestrzeni wiejskiej kuchni (scenografia Jana Kozikowskiego) Grażyna Bułka jako matka Mag i Anna Guzik w roli córki Maureen bezbłędnie odgrywają swój dramat. Obie aktorki konstruują swoje postaci tak, aby widz odczuwał wobec nich jednocześnie współczucie i obrzydzenie. Każda jest potworem i ofiarą w takim samym stopniu. Nie sposób opowiedzieć się po którejś ze stron - w tym dramacie nie ma zwycięzców, są tylko przegrani.
Przegranymi są także w pewnym sensie pozostali bohaterowie spektaklu: Pato Dooley (Grzegorz Sikora) ijego brat Ray (Sławomir Miska). Tyle że oni przegrywają z własnym krajem, z irlandzką wsią, która nie daje im możliwości godnego życia. Jedyne, co oferuje, to "siedemdziesiąt lat i w piach" - jak mówi zgorzkniały brakiem perspektyw dwudziestolatek Ray. Obaj są równie rozczarowani swoim życiem i zgorzkniali. Różni ich jedynie wynikająca z wieku postawa wobec zastanego stanu rzeczy - 40-latek Pato jest już pogodzony z koniecznością emigracji, Ray swoją niezgodę na rzeczywistość wyraża za pomocą kiepsko hamowanej agresji.
"Królowa piękności z Leenane" to spektakl skrojony na miarę. Śmiech i współczucie mają tu równe prawa. Zasługa w tym zarówno reżysera, jak i bielskich aktorów. Jeśli pierwszą premierę traktować jako wyznacznik całego sezonu, o losy Teatru Polskiego w najbliższych dziesięciu miesiącach możemy być spokojni.