Tort na twarzy

"Lipiec" - 3. Międzynarodowy Festiwal Teatralny BOSKA KOMEDIA

Przeklęty i niemożliwy do opisania lipiec! Przedstawienie Teatru na Woli w Warszawie w reżyserii Iwana Wyrypajewa uruchamia niezwykły mechanizm opowieści, która wybrzmiewa na scenie. "Lipiec" jest nie tylko historią mężczyzny, ale również poszukiwaniem piękna w najciemniejszych zakamarkach ludzkich działań.

Śpiewaczka wchodzi na scenę, gdzie oprócz mikrofonu, stolika ze szklanką wody nie ma nic. Dźwięki rozbrzmiewają, a po kilku taktach wchodzi Karolina Gruszka z płynącym, dźwięcznym monologiem poetyckiej opowieści o mordowaniu, ćwiartowaniu oraz pożeraniu. Spektakl jest ograniczony niemal jedynie do obecności aktorki i prezentacji tekstu. Na białych deskach sceny jedna osoba całkowicie panuje nad uwagą widza. 

Dramat Wyrypajewa jest fascynującą mieszanką metafizyki i brutalności. Wytworzone przez to surrealistyczne piękno odrzuca wszelkie granice i atakuje przyzwyczajenia. Odbiorca zalany jest dźwięcznym, rytmicznym monologiem, będącym opowieścią o 69-letnim mężczyźnie. Fabularnie i narracyjnie tekst wydaje się być wyjęty z akt sądowych, lecz w momencie zaistnienia na scenie wybrzmiewa jego poetyckość. Zbrodnie, opisywane ze szczegółami, niosą ze sobą filozoficzny dialog z światem. Wydaje się, iż mężczyzna próbuje się dokopać do piękna i absolutu istniejącego w głębi człowieka, aby potem go pożreć. 

Monolog jest niezwykle śpiewnie wygrany. Słuchamy brzmienia i rytmu, jakie niesie ze sobą wykonanie. Karolina Grusza poprzez swoje działanie na scenie wydaje się w ciągłym dialogu z tekstem, który musi wykonać. Przypomina śpiewaczkę prezentującą swoją maestrię. Widać jak mierzy się z tekstem, wbija w rytm i panuje nad idealnym wybrzmiewaniem słów. Działanie i fabuła istnieje w monologu, który uruchamia wyobraźnię widza i pozwala odtworzyć wszystkie wydarzenia. Przeniesienie całego ciężaru spektaklu na słuch jest niezwykle odważnym posunięciem, a w „Lipcu” idealnie wykonanym. Poziom fabuły i przeżyć mężczyzny zderzają się z sytuacją aktorki. Proces utożsamiania słów z ciałem, które je wypowiada jest przerywane - zmiana kostiumu, ustawienia siebie na scenie, dystansuje nas od opowieści i skupia na procesie dochodzenia do piękna. 

Przerywające płynący monolog filmy są wyświetlane na kurtynie. Przypominają obrazy z ery kina niemego, gdzie fabuła rozgrywana była na poziomie gestów bohaterów. W pierwszej części oglądamy niemal rodzinny film pełen radości i sentymentu. Wydaje się, że są to synowie mężczyzny, będący dróżnikami w Archangielsku. Na scenę przybywają po kolejnym zabójstwie dokonanym przez ojca w szpitalu, stając za plecami aktorki niczym chór. W niemal listownym tonie opisują swoje przybycie i plany. Rozmowa z ojcem wydaje się wspólną pieśnią na cztery głosy, które streszczają życie synów i relacje z ojcem.

Ostania sekwencja spektaklu jest filmem, w którym bracia debatują nad trumną ojca z lekarzem. Wszystkie gesty są przerysowane, a głosy wyraźnie nałożone, budują kolejny raz ciekawe oddalenie widza od tematu, skupiając na formie. Montaż scen z niemych filmów, w których postacie obrzucają się tortami w niezwykle trafny i ciekawy sposób komentują poruszony w monologu temat. Działanie, które budzi powszechny śmiech w swej istocie jest brutalne. Forma prezentacji tego czynu decyduje o naszej percepcji. Cały spektakl wydaje się przekształcać zwyrodniałe działanie w piękny opis również wzbudzając śmiech. Wyciągnięcie tak ciepłego, pogodnego uczucia z brutalnego morderstwa jest mistrzowską operacją na percepcji widza. Po wysłuchaniu opowieści o ćwiartowaniu i pożeraniu ludzi jest się radosnym jak dziecko.

Justyna Stasiowska
Dziennik Teatralny Kraków
8 grudnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia