Tragiczny we wnętrzu swoim na zewnątrz jesteś tylko śmieszny

"Smycz" Teatr Polski we Wrocławiu

Gdy publiczność zajmuje miejsca na widowni, On jest już obecny na scenie. Siedzi przykładnie: nogi złączone razem, ręce opuszczone na kolanach. Jego oczy - zwierciadło duszy - zasłaniają ciemne okulary, a twarz pokrywa biały podkład - rodzaj maski. Kim jest ten wyciszony człowiek, co takiego ma do powiedzenia i dlaczego nic nie mówi?

Narasta pełna napięcia i oczekiwania cisza, którą wreszcie przełamują słowa płynące z jego ust. Zaczyna mówić do nas fragmentem tekstu Samuela Becketta Nieruchomo. W chwili, gdy mówi coraz grubszą kreską zarysowuje się jego sylwetka, sylwetka współczesnego człowieka, atakowanego przez świat zewnętrzny i zżeranego przez coś od środka - w konsekwencji - unieruchomionego, ostatecznie - biernego.

Na spektakl Smycz w reżyserii Natalii Korczakowskiej z udziałem jednego aktora - Bartosza Porczyka - składa się kolaż tekstów m.in.: Arystotelesa, Rolanda Barthes\'a, Sary Kane, Samuela Becketta czy Antonie Artaud\'a, przeplatanych piosenkami m.in.: Lady Pank, Myslovitz, Łony, Maanamu, Maryli Rodowicz w zupełnie nowej, świetnie brzmiącej aranżacji Łukasza Damrycha.

Scenografię stanowi: dwuramienne lustro oraz ogromnych rozmiarów fotografia kobiety zawieszona z tyłu sceny. W prawym rogu zasiada zespół muzyczny, składający się z mężczyzn przebranych za księży i kobiety, która od czasu do czasu donosi coś na scenę.

Bohaterami sztuki kreowanymi przez Bartosza Porczyka są m.in.: Włamywacz, Jasio, Pan Maksimum, ksiądz Henryk czy wreszcie Margaret. Są to postaci w różnym wieku, bez określonej tożsamości - łączy je jedno - życie we współczesnym świecie. Można zaryzykować stwierdzenie, że to przedstawienie ma tak naprawdę jednego bohatera – jest nim everyman czyli każdy człowiek. Wydaje się bowiem, że kolejnych postaci kreowanych przez Porczyka nie należy odczytywać jako ludzi z imienia i nazwiska, ale jako reprezentantów pokolenia współczesnych ludzi.

Spektakl jest budowany na kanwie ogromnego napięcia i swoistego magnetyzmu jaki zachodzi na linii scena-widownia. Na tym zasadza się fenomen tego przedstawienia. Bartosz Porczyk bardzo umiejętnie prowadzi widownię, manipuluje jej uczuciami, a ta bezwiednie owej manipulacji się poddaje. Aktor czasami wychodzi z roli po czym poprawia się i dodaje „a czekajcie, przecież jesteśmy w teatrze”. Ta metoda jest bardzo komunikatywna i pozwala wciągnąć widza w rzeczywistość sceniczną.

Porczyk niczym kameleon przeistacza się na oczach widowni w kolejne postaci. Przybiera coraz to inne wcielenia, zaskakuje i zadziwia. Warto dodać, że wszystkie jego kreacje są świetnie obudowane ruchowo. Często to właśnie ruch jest wyrazicielem zniewolenia, pragnień czy tęsknot kreowanych postaci.

Żyjemy więc w świecie Smyczy opanowanym przez promocje, gdzie na każdym kroku ulegamy powszechnej manipulacji. Nasz świat coraz bardziej przypomina fabrykę małp wyzutych z indywidualności. Doprowadza się nas do ujednolicenia, tragiczna wizja przyszłości Witkacego staje się powszechnym faktem. W odpowiedzi na taki stan rzeczy bohater „Smyczy” jest w stanie tylko zaśpiewać piosenkę Łony „Wczoraj Bóg zadzwonił do mnie przekaż wszystkim, czas najwyższy oprzytomnieć, mówię nie da rady (...) to już za daleko zaszło”.

Co nam pozostaje? Świadomość i niebezpieczny śmiech - coraz bardziej pusty, który nie wiadomo kiedy przeistoczy się w płacz. Trzeba zaznaczyć, że publiczność podczas trwania spektaklu nie rzadko zostaje doprowadzona do swoistych ataków śmiechu - tragicznego jednak w swej istocie. Okazuje się bowiem, że śmiejemy się sami z siebie, a rechot jest tym jedynym co nam pozostaje, bo jak słyszymy ze sceny: „tragiczny we wnętrzu swoim na zewnątrz jesteś tylko śmieszny”.

Bohater kreowany przez Porczyka wydaje się być już poza śmiechem i łzami. Pogłębiająca się w nim samotność i zniewolenie jakie niesie ze sobą współczesny świat powodują jego unieruchomienie.

„Smycz” zatem to pytanie podane bardzo przystępnie w konwencji świadomego kiczu, taniego liryzmu oraz groteskowego śmiechu przez łzy. Pytanie o - kondycję i tożsamość - tego człowieka, który na koniec spektaklu znów usiadł na krześle, cały zesztywniał jak monumentalny posąg i na nowo stał się bohaterem z kamienia...

Teatr Polski we Wrocławiu
"Smycz"
reżyseria i dramaturgia: Natalia Korczakowska
scenografia: Natalia Korczakowska, Anna Met
muzyka i aranzacje: Łukasz Damrych
reżyseria światła: Olaf Tryzna
Obsada: Bartosz Porczyk
Zespół muzyczny:
Łukasz Damrych - instrumenty klawiszowe
Tomasz Pierzchniak - kontrabas
Łukasz Sobolak - perkusja
Piotr Kaluta - gitara
Olga Kwiatek - skrzypce
Robert Kamalski - saksofon
premiera: 30 listopada 2006r.

Katarzyna Łuczyńska
Dziennik Teatralny Wrocław
28 stycznia 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia