Tramwaj zwolnił w Paryżu

"Un tramway/Tramwaj" - reż: Krzysztof Warlikowski - Odeon-Theatre de l\\\'Europe

Paryska publiczność "Un Tramway" nie musiała przez trzy godziny mierzyć się z pytaniem: czy Krzysztof Warlikowski to artysta śmiertelnie konsekwentny, czy stosujący autoplagiaty? Czy pokazał w Teatrze l\'Odeon oryginalny spektakl, czy tylko kompilację dotychczasowego dorobku?

Z tym dylematem zmierzą się dopiero widzowie 30. Warszawskich Spotkań Teatralnych, festiwalu, który najnowsza produkcja Warlikowskiego na podstawie sztuki Tenneesse Williamsa "Tramwaj zwany pożądaniem" ma otwierać w kwietniu.

Paryżan nie dręczyło pytanie, czemu przedstawienie tak nowe (oparte na nowym polskim tłumaczeniu Jacka Poniedziałka, nowocześnie zaadaptowane, inkrustowane nowym zestawem tekstów, korzystające z potencjału paryskiego zespołu, z gwiazdą Izabelle Huppert) z minuty na minutę wydaje się coraz starsze. Czemu tak wiele w nim cytatów z "Poskromienia złośnicy", "Oczyszczonych", "Bachantek", "(A)pollonii"? Czy to skutek często dotykającego polskich twórców "syndromu zagranicy"? Czy przemyślna konstrukcja, w której reżyser i główna bohaterka Blanche DuBois (Huppert) dręczeni są tym samym demonem - przekleństwem pamięci?

Blanche, lekkomyślna siostra marnotrawna, którą w historii kina zapisała Vivien Leigh (film Elii Kazana z Marlonem Brando), w paryskim przedstawieniu jest ofiarą syndromu posttraumatycznego. Gdy na jej oczach mąż dokonał homoseksualnego coming outu, po czym popełnił samobójstwo, straciła mowę. Blanche wyrusza w podróż. Z przeładowaną drogimi sukniami walizką zjawia się u siostry Stelli (Florence Thomassin) żyjącej z prymitywnym sadystą Stanleyem Kowalskim (Andrzej Chyra). Kolejne sceny będą próbą rekonstrukcji jej poranionej, roztrzaskanej tożsamości. Blanche uczy się chodzić. Blanche powraca do historii z młodości. Blanche odnajduje w śmietniku podświadomości idiotyczne kawały i sceny ze starych filmów, oper, lektur. Najpierw jednak Blanche uczy się mówić. Siedząc we wnętrzu przeszklonego boksu, w bieliźnie, z rozchylonymi nogami, bełkoce, charczy i rzęzi, wydobywając każdy dźwięk z bólem. Wykrzywiona skurczami twarz, usta zapchane przeżuwanym jabłkiem, ciało targane spazmami - kamera powiększa ten obraz wielokrotnie, czyniąc z Blanche kobietę zamkniętą nie tylko w pułapce własnego kalectwa i traumy, ale i własnego wizerunku.

Postaci, z którymi dialoguje, są z początku prawie niewidoczne, zepchnięte na obrzeża sceny, co daje wrażenie psychomachii, konfrontacji z upiorami własnego umysłu. Gdy Renate Jett w prologu "Oczyszczonych" walczyła z polskim tekstem, wypluwając go jak na torturze, męka mówienia stawała się znakiem męki miłosnej, męki niedającego się wypowiedzieć pożądania. Postać Huppert o istnieniu fizycznego pragnienia usiłuje zapomnieć. Wymazać je, wyrwać z ciała i wspomnień. Za każdym razem, gdy jakiś gest, obraz czy brutalne słowo Stanleya dotkną tego tematu-rany, afazja powraca. W pionie trzymają Blanche kolejne suknie i kreacje, które wydają się stelażami i podpórkami dla jej sypiącego się ciała i maskami dla jej obolałej psychiki. Wielki, biały szlafrok otula ją, chroni, zmienia w widmo z mitu czy tragedii antycznej. Różowa suknia okaże się bezpiecznym łonem, z którego wydobędzie się, by toczyć kolejną walkę ze szwagrem - jej oprawcą, katem, ale i lekarzem.

Andrzej Chyra dołącza rolą sadystycznego Polaka do galerii bezwzględnych egzorcystów-szamanów powracających w spektaklach Warlikowskiego. Tinker z "Oczyszczonych", Petruchio w "Poskromieniu złośnicy", Dionizos w "Bachantkach" - wszyscy usiłowali zmusić swoje ofiary do autentyczności i samowiedzy, aplikując im mieszankę przemocy i erotyzmu. W "Tramwaju..." Chyra, nie zmieniając prawie wyciszonego stylu gry, przypomina momentami to stereotypowego emigranta, to zwierzę czy wytwór chorej wyobraźni. W scenie gwałtu przeciąga Blanche po torach do gry w kręgle, aż pod przeszklony boks. Jakby zaciągał zdobycz do jaskini. Albo pomagał w przeprawie przez traumę, w dotarciu do otorbionych przez pamięć i nieświadomość faktów. Dzikus czy przewoźnik przez barierę bólu? I kim jest Blanche? Zwykłą pacjentką? Uniwersalną ofiarą, z którą jak z Iwoną Gombrowicza "wszystko wolno"? Subtelną duszą, uwięzioną w brudnej materii?

Te pytania i interpretacje kryją się jednak w podskórnym nurcie spektaklu. Warstwa zewnętrzna może rozczarowywać. Te same co zwykle pomysły scenograficzne - pleksi, designerski zestaw wypoczynkowy i motywy maryjne (wyjątkowo zamiast wariacji na temat Maryi polskiej dominuje styl południowoamerykański, kolorowe wieńce i obrazki jak z meksykańskich cmentarzy). To samo jaskrawe światło. Ten sam schemat: histeria - wyciszenie - gwałtowny przeskok w piosenkę. Wiele scen trąci tautologią. Arystokratka ducha Blanche konfrontuje się z klasą niższą - Renate Jett śpiewa "Common people" Pulp. Blanche obnaża się z kazirodczym uczuciem do siostry i krytykuje jej związek - Renate Jett śpiewa "All by myself" i wygłasza długi monolog na temat kompromisów w małżeństwie i konieczności zakochiwania się najpierw w sobie, potem dopiero w partnerze. Dawną delikatność i abstrakcyjne myślenie Warlikowskiego widać w kilku obrazach, jak stosunek Stelli i Stanleya odbywający się bez zwierzęcej chuci: para siedzi przy sobie na łóżku, a szklany boks w tle sceny wykonuje powolne, posuwiste ruchy.

Czy spektakl jest dla Warlikowskiego tym czym dla Blanche - walką ze wspomnieniami? Czy też może oznaką twórczego kryzysu?

Theatre de l\'Odeon, Paryż, " Un Tramway. Tramwaj" wg "Tramwaju zwanego pożądaniem" Tennessee Williamsa, reż. Krzysztof Warlikowski, dramaturg Piotr Gruszczyński, scen. Małgorzata Szczęśniak, muz. Paweł Mykietyn, występują m.in. Isabelle Huppert, Andrzej Chyra, Renate Jett. Premiera paryska 4 lutego, premiera warszawska 12 kwietnia

Joanna Derkaczew, Paryż
Gazeta Wyborcza
6 lutego 2010

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia