Trening czyni mistrza

"Filozofia w buduarze" - reż: B.Hussakowski - Teatr Nowy w Krakowie

Zapewne mają racje Ci, którzy tak twierdzą. Ale jeżeli chodzi o seks, to zawsze mi się wydawało, że fachowa literatura, ewentualnie Kamasutra, własne doświadczenia - wystarczą. Niestety, po tym co pokazał reżyser Hussakowski wraz ze swoimi aktorami na skromnej i niepozornej scenie Teatru Nowego, muszę z bólem stwierdzić, że się myliłam i to znacznie. Tak samo, jak myliłam się co do kwestii, że teatr już nie jest w stanie mnie niczym zaskoczyć.

A zaczęło się tak niepozornie. Na scenę z wielkim impetem i hukiem wtoczyło się czterech aktorów. Białe koszule, peruki oraz twarze i sznury pętające ich ręce. Niewinność postaci i niepozorność całości prysnęła z pierwszymi słowami, które padły z ich ust. I tak już pozostało do końca. Zmieniały się tylko reakcje widzów. Od śmiechu szybko przechodziliśmy we wstyd i zażenowanie. Dosłowność mówienia o doświadczeniach seksualnych w każdym możliwym wydaniu chyba trochę przerażała, bo przecież nikt się tego nie spodziewał – nie w świątyni sztuki! Zastanawia mnie jednak jedno, dlaczego w XXI wieku wolnych ludzi szokuje wolność ponad wszystko? Czyżby filozofia libertynizmu de Sade’a włożona w usta aktorów, była już przekroczeniem naszego rozumienia wolności i szeroko pojętego poczucie dobrego smaku? 

Wolność seksualna, negowanie religii i jej założeń oraz nastawianie się tylko na przyjemności to ukazane założenia owej filozofii. Aktorzy prezentowali nam ją nie tylko w sposób werbalny, ale także posługiwali się doskonałą „choreografią”. Trzeba przyznać, że chwilami robiło się niesmacznie, aż za nadto wulgarnie, ale czy właśnie to nie było zamierzeniem reżysera? Czy nie chodziło o to, żeby uderzyć w widzów tak mocno, aby po wyjściu z teatru wciąż tkwili w tym, co się już skończyło? Można by odnieść wrażenie, że Hussakowski chciał nas „przeciągnąć” na stronę libertynizmu, biorąc pod uwagę chociażby zakończenie spektaklu. Postacie wygłosiły litanię, w której proszą o przyjęcie „wolnej” postawy w życiu każdego z obecnych na widowni. Choć brzmiało to bardzo przekonywująco, szczerze jednak wierzę, że nie to było celem reżysera. Wciągnięto nas w grę z formą, tekstem, tematem, być może po to, aby zbadać nasze reakcje i wytrzymałość na nowe pomysły teatralne. 

Bohaterowie walczą o wolność ze związanymi rękami. To kolejny dowód, że to tylko doświadczenie teatralne i sam reżyser upatruje w tej filozofii zniewolenie, a także wyniszczenie człowieka. Może właśnie takimi chwytami scenicznymi udowadnia się nam, że tego nie należy brać na serio. Mimo wszystko mniej lub bardziej chętnie uczestniczymy w opowieści nam prezentowanej i trochę na siłę poszukujemy w tym drugiego dna. Pozostaje jednak pytanie, czy takowe istnieje. 

Dziwi, że znane każdemu tematy prezentowane w sposób kolokwialny i dosłowny na scenie, w doskonałej oprawie aktorskiej – szokują i zniesmaczają aż tak bardzo. Dobrze, że spektakl wywołuje tak rozbieżne reakcje, począwszy od zachwytu po całkowitą krytykę, gdyż świadczy to tylko o tym, że doświadczenie przeprowadzone przez reżysera przyniosło oczekiwany efekt. „Filozofia w buduarze” uświadomiła mi dwie, ważne kwestie. Teatr wciąż może zaskakiwać i robi to bardzo skutecznie oraz no cóż… Ci, którzy widzieli zrozumieją - trening rzeczywiście czyni mistrza, a fachowa literatura to za mało.

Jagoda Tendera
Dziennik Teatralny Kraków
14 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...