Triumf i klęska, czyli "Król Roger" w Paryżu

"Król Roger" - reż:Krzysztof Warlikowski - L\'Opera Bastille

"Król Roger" Szymanowskiego w Paryżu to triumf muzyki Karola Szymanowskiego i klęska inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego.

Paryż długo czekał na sceniczną wersję "Króla Rogera". Po ponad 80 latach od warszawskiej prapremiery (1926) dzieło Karola Szymanowskiego zostało wreszcie pokazane w Opera Bastille. Chciałoby się powiedzieć - lepiej późno niż wcale, choć w tym przypadku nie jestem tego taki pewien. O ile stronę muzyczną poprowadzono wręcz olśniewająco, o tyle reżyser dokonał w utworze wręcz skandalicznych ingerencji. Ale wyrafinowana publiczność paryska nie dała się nabrać - śpiewaków, chór i dyrygenta "noszono" wręcz na rękach, ekipę Warlikowskiego zaś wybuczano. I słusznie.

Jeśli kiedykolwiek będziemy wspominać paryskiego "Rogera", to tylko za to, w jaki sposób został przygotowany muzycznie. Japoński dyrygent Kazushi Ono fenomenalnie poprowadził dzieło Szymanowskiego, wydobywając z partytury moc niuansów, szczegółów, przepięknie budując orkiestrowe kulminacje, inteligentnie współpracując z solistami. Ci zaś przeszli samych siebie. To była wymarzona obsada. Partię Rogera zaśpiewał Mariusz Kwiecień, który odnalazł się w niej idealnie, pokazując, jak wielkim jest śpiewakiem i aktorem zarazem. Niezrównana była Olga Pasiecznik jako Roksana, śpiewając czysto, naturalnie, przejmująco. Także pozostałe role zostały trafnie obsadzone: świetnie śpiewający (nie najgorzej po polsku) Amerykanin Eric Cutler w roli Pasterza oraz Słowak Stefan Margita jako Edrisi. Obsadę uzupełnili: Wojtek Śmiłek jako Archiereios oraz debiutująca na deskach Opery Paryskiej Jadwiga Rappé w roli Diakonissy. Śpiewacy dali z siebie wszystko, pokazując, jak powabna wokalnie i pociągająca jest partytura Szymanowskiego. Cóż z tego, skoro dla reżysera nie miało to najmniejszego znaczenia.

Warlikowskiego nie interesuje libretto Iwaszkiewicza, trudno nawet powiedzieć, co go w tej operze pociąga. Na pewno nie Sycylia, położona na skrzyżowaniu Wschodu i Zachodu, kulturowy tygiel, który tak bardzo fascynował kompozytora. Na pewno też nie historia pary królewskiej, Rogera i Roksany, która pod wpływem przybycia na ich dwór Pasterza zmienia się. Dla Warlikowskiego najważniejszy jest wątek homoerotyczny, na którym buduje cały spektakl. To wybór, jak powiada, "dojrzałej młodości", która chce podążać własną drogą, nie podporządkowuje się ogółowi, państwu, społeczeństwu, obowiązującym konwencjom etycznym. Inność, która infekuje i zaraża. Jedni ją kamienują, inni akceptują i podążają za nią. 

Warlikowski tworzy spektakl na prymitywnych skojarzeniach - Pasterz, ów tajemniczy wysłannik, którego pojawienie się w królestwie Rogera wywraca świat jego wartości do góry nogami, został ubrany w szaty podstarzałego, hipisowskiego geja, w T-shircie, dżinsach, defilującego z torebką, pomalowanymi na czerwono paznokciami stóp i dłoni. W kluczowej dla opery postaci nie ma nic frapującego i zagadkowego. Jest płytka i błaha, pusta i przerysowana. Byśmy mieli wszystko czarno na białym, na początku oglądamy fragmenty filmu Paula Morriseya, protegowanego Andy\'ego Warhola, z gejowskim symbolem seksu Joe Dallesandro (który jako nastolatek trudnił się prostytucją). Dalej zaś równie oczywiste odniesienia do Pasoliniego, ale przede wszystkim do filmu "Oczy szeroko zamknięte" Kubricka, w którym małżeństwo psychiatrów przeżywa wzajemne fascynacje seksualne przeradzające się w obsesję. Owe obsesje i fantazmy, napięcie w trójkącie, to stany, które reżyser przenosi do świata bohaterów opery Szymanowskiego. Symboliczna, wielowymiarowa, nasycona aurą niedopowiedzeń historia Rogera sięga bruku (Roksana, dodajmy, jest u Warlikowskiego w ciąży), staje się karykaturą, jakąś obłędną, chorą, improwizacją "na temat". Tak jakby Warlikowski bał się oryginału, nie wierzył Szymanowskiemu, jakby za wszelką cenę starał się opowiadać swoją historię - wyobcowanego, niezrozumianego, zaszczutego człowieka.

A do tego kiczowata scenografia, z centralnym punktem odniesienia - basenem. To przy nim rozpoczyna się akcja, sielankowe życie pary królewskiej, i to tu kończy się cała opowieść - Pasterz, przebrany za Myszkę Miki, ćwiczy z dzieciakami, tak jak i on przebranymi, pozycję jogi "powitanie słońca". Reszty szczegółów państwu oszczędzę.

Jeśli ktoś - a myślę, że takich osób na sali było 90 proc. - po raz pierwszy zetknął się z dziełem Szymanowskiego, prawdy o nim się nie dowiedział. Szkoda, bo druga szansa na taką prezentację we Francji szybko może się nie powtórzyć. Na szczęście spektakl został odpowiednio "obudowany" - Instytut Adama Mickiewicza przygotował wystawę o życiu i twórczości naszego kompozytora, zaś magazyn "L\'Avant-Sc ne Opéra" wydał numer w całości poświęcony polskiej operze. Marne to pocieszenie 

Dobry czas dla "Rogera" jednak trwa, po inscenizacjach w Bonn (maj) i w Paryżu, szykuje się kolejna - kooprodukcja Festiwalu w Bregencji i Opery w Barcelonie (w Austrii w wakacje, w Hiszpanii - w listopadzie).

Jacek Hawryluk, Polskie Radio
Gazeta Wyborcza
20 czerwca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia