Triumf klasyki
12. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Niezależnych Pro-ContraPo XII Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Niezależnych Pro-Contra w Szczecinie pisze Katarzyna Stróżyk w Kurierze Szczecińskim.
ZWYCIĘSTWEM Kompanii Teatralnej Mamro zakończył się XII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Niezależnych Pro-Contra. Impreza trwała od piątku do niedzieli w Szczecinie, a jej organizatorem był Teatr Nie Ma.
WARSZAWIANIE z Mamro postawili na klasykę: pokazali klasyczną komedię "Mąż i żona" Aleksandra FYedry. Uczuciowe perypetie czwórki bohaterów o włos pokonały grecko-niemiecki spektakl "Clowrfs Houses" Merlin Puppet Theatre, opowiadający o sześciorgu ludziach, żyjących w jednym budynku i zmagających się z przeraźliwą samotnością.
Wyboru zwycięzcy Grand Prix dokonała publiczność. Przed każdym spektaklem widzowie otrzymywali karteczki. Na nich oceniali przedstawienie w skali 1-5. Nagroda wynosiła tysiąc złotych.
Festiwal zaliczył kilka organizacyjnych wpadek, niezależnych jednak od organizatorów: teatr z Ukrainy nie dojechał z powodu nieprzyznania artystom wiz, zapowiadani na sobotę Niemcy z Tangente Company odwołali przyjazd ze względu na kontuzję stopy aktorki, analogicznie stało się z bardzo wyczekiwanym Teatrem Rondo ze Słupska. Z kolei grupa z Rosji, zamiast w piątek -zaprezentowała się w niedzielę, bo przeciągnęła się jej podróż.
Mimo problemów nie brakowało wrażeń i tematów do dyskusji. Szczególnie gorące spory wywołał taneczny performance "JaGruby"
Piotra Wacha, opowiadający o próbach sprostania wzorcom idealnego ciała. O ile dla jednych nagi artysta robiący brzuszki i skaczący na ska-kance był mocnym głosem przeciwko społecznej poprawności, to inni zarzucali mu tanie efekciarstwo i potrzebę ekshibicjonizmu.
Pro-Contra w tym roku poszerzyła swoją ofertę o propozycje dla dzieci (spektakle i warsztaty, a także zwiedzanie wystaw w Muzeum Narodowym) oraz o wieczorne koncerty na zamkowych dziedzińcach. Każdy mógł też skorzystać z otwartych zajęć teatralnych, prowadzonych przez zaproszonych gości.
Organizowany od dwunastu lat festiwal jest czasem porównywany do poznańskiej Malty. Można uznawać, że na wyrost, ale wówczas warto pamiętać, iż szczecińska impreza opiera się głównie na pasji i zaangażowaniu samych artystów. Nie stoją za nią duże pieniądze (dotacje starczają tylko na zapewnienie wyżywienia i noclegów gościom oraz na Grand Prix) ani zorganizowana machina
promocyjna. Pro-Contra wyrobiła sobie markę sama i zrobiła to bardzo skutecznie. Ma swoją publiczność, w większości bardzo młodą, ściąga wartościowe spektakle i oferuje je bezpłatnie. Trzeba mieć nadzieję, że w kolejnych latach, także zajmujący się kulturą urzędnicy dostrzegą potencjał Pro-Contry - ta impreza, jak mało która, zasługuje bowiem na wyższe finansowanie i większą życzliwość.