Triumf zakochanego Janácka

"Katia Kabanowa" - reż: David Alden - Opera Narodowa w Warszawie

To jedna z najciekawszych inscenizacji, jakie ostatnio oglądaliśmy w Warszawie. Opery Leoša Janácka, od lat 90. obecne w najważniejszych teatrach Europy, wreszcie są i w Polsce

"Katia Kabanowa" Leoša Janácka, reż. David Alden
Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie, premiera 25 kwietnia

"Moim zamiarem było zerwanie ze staromodną scenografią, z pełnymi przepychu dekoracjami, i dotarcie do samego serca opery, do jej istoty. Chciałem pokazać napięcie, jej autentyzm i gwałtowność - ponieważ opera jest najbardziej intensywną ze sztuk" - mówił David Alden o swej filozofii, o tym, co przyciągnęło go do opery. Słowa te idealnie opisują także inscenizację, którą pokazał w marcu w English National Opera w Londynie, a teraz, w niedzielę, w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie.

Jego "Katia Kabanowa" to spektakl do szpiku kości nasycony podskórnie rozwijającymi się emocjami, przeszyty grozą i napięciem, które od samego początku zmierzają do tragicznego końca. Amerykański reżyser stworzył jedną z najciekawszych inscenizacji, jakie ostatnio oglądaliśmy w Warszawie. I wreszcie możemy obcować z operami Leoša Janácka (1854-1928), wybitnego czeskiego kompozytora, którego dzieła sceniczne od lat 90. stale są obecne we wszystkich najważniejszych teatrach europejskich. Niestety, nie w polskich.

"Katia Kabanowa" to szósta z dziewięciu oper Janáeka, pisana w latach 1919-21, w okresie fascynacji ponad 60-letniego kompozytora dwudziestoletnią Kamilą Stösslovą. To z miłości do niej czeski kompozytor stworzył w ostatnim okresie życia swe najważniejsze dzieła. Opera powstała do libretta opartego na dość popularnej wówczas "Burzy" Aleksandra Ostrowskiego - Janácek powybierał jednak z niej odpowiednie fragmenty, skoncentrował się na dramacie młodej, zaszczutej przez rodzinę i otoczenie kobiety, która dłużej nie może żyć w klaustrofobicznej atmosferze jej domu.

I właśnie na emocjach i relacjach między głównymi bohaterami skoncentrował się amerykański reżyser. W jego spektaklu nie odnajdziemy przepychu. Minimalistyczna wręcz scenografia - ledwie "zarys" domu (z drzwiami i ikoną), szeroka panorama nad Wołgą (z jedną latarnią), poza tym czerń, która jest "rozświetlana" w różnych momentach akcji. Całość dodatkowo, dość przewrotnie, została przedstawiona w krzywym zwierciadle, na nierównych, pokrzywionych płaszczyznach, byśmy od początku zdali sobie sprawę z nienormalności sytuacji.

W tym naszkicowanym, świadomie "niewykończonym" otoczeniu pojawiają się bohaterowie, świetnie prowadzeni przez Aldena, przedstawieni tak, jakby byli brakującymi pionkami w tej grze, równie przerażeni i tragiczni. Poza jednym wyjątkiem - niepasującym do opowieści, nieco fircykowatym Borysem, kochankiem Katii.

Alden prosto opowiada tę historię. Małżeństwo żyjące pod okiem trzeciej - on całkowicie zdominowany przez matkę, ona przez nią nieakceptowana, piętnowana. On jest w stanie upokorzyć żonę, ona nie może zaakceptować nowej roli, tęskni za dawnymi czasami, zatraca się w przypadkowej miłości. Nie jest jednak w stanie zaakceptować podwójnego życia. Wyznaje prawdę, nie wytrzymuje presji, popełnia samobójstwo.

Ekspresjonistyczna opera Janácka otrzymała w Warszawie świetną obsadę wokalną z Wiolettą Chodowicz w partii Katii, Elżbietą Wróblewską (Warwarą), Pawłem Wunderem (Tichonem), Jitką Zerhauovą (Kabanichą) i Rafałem Bartmińskim (Borysem). Czeski dyrygent Tomáš Hanus (ten sam, który poprowadził "Sprawę Makropulos" Janácka w reż. Krzysztofa Warlikowskiego w Operze Paryskiej w 2007 r.) umiejętnie zaplanował spektakl pod względem emocjonalnym, choć orkiestra dopiero z aktu na akt nabierała wdzięku i splendoru, osiągając najlepsze brzmienie w finale.

Jacek Hawryluk, Polskie Radio
Gazeta Wyborcza
28 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...