Trup źle konserwowany

"Poczet Królów Polskich" - reż. Krzysztof Garbaczewski - Teatr Stary w Krakowie

Ekran zakrywający scenę właściwie przez cały spektakl pokazuje nam to, co dzieje się obok, za i pod nią. Zrozumiałe, że odkrycie kulis byłoby ciężkie, albo technicznie niemożliwe, więc ostatecznie należy odwołać się do pośrednictwa kamery. Ale jeśli ma się to odbywać przez prawie całe przedstawienie, to czy nie lepiej zrezygnować z pudełkowej, ograniczającej sceny na rzecz ogromnej fabryki, fortów czy innego rodzaju umożliwiającego symultaniczność miejsca, które nie zmuszałoby widza do obcowania z obrazem człowieka zamiast żywego aktora?

Pewnie lepiej, ale twórcom chyba jednak nie do końca chodziło o zwiększenie dostępności przestrzeni niewidocznych dla widza, bo również to, co dzieje się bezpośrednio na deskach i przeziera spod białej płachty jako skrawki scenografii, ruch, cienie czy biegający z kablami techniczni, jest pokazywane niebezpośrednio. Jaki jest więc sens zamiast spektaklu klasy B oglądania filmu klasy C? Na to pytanie potrafi odpowiedzieć prawdopodobnie tylko Garbaczewski, który nie może obejść się w swoim teatrze (?) bez kamery. Używanej czasem bezsensownie i nieporadnie.

Można jednak i to kino ostatecznie przełknąć, mimo że odsłaniając nam dwa razy scenę, reżyser raczej doprowadził do wniosku, że sam sobie zrobił kuku chaotycznym "montażem" i filmowym brudem amatorszczyzny. Niestety, scenariusza krzyczącego bezsensem już się kupić nie da.

Na początku wydaje się, że powstające z trumien w komediowej (ale z wątkami rodem z kryminałów) stylistyce postaci dokądś zmierzają. Ze sceny leją się co prawda niezbyt wyszukane żarciki z kategorii "współczesna polityka", nadające raczej żałosnej niż zabawnej barwy dialogom i wypowiedziom postaci, ale gdzieś spod nich przebija refleksja: o Polsce, kulawej demokracji, zastygłych wzorcach i przedefiniowaniu domniemanej tożsamości narodowej czy tym, że niemożliwa jest polityka bez zafałszowania rzeczywistości. Pod pretekstem kradzieży arrasów z Wawelu, Królowie i Królowe ożywają przywodząc na myśl idee Wyspiańskiego niszczącego posągowość zmitologizowanych postaci. Bardzo szybko jednak te przemyślenia ustępują chaotycznej narracji tworzonej przez kolaż zainscenizowanych w groteskowy sposób momentów historycznych i dwuznacznych obrazów postaci. Mimo że bywają one szczerze zabawne (jak zabójstwo Brigitte-Frank robiącej też za Matkę Boską i jej próby chrystianizacji rozdartego Mieszka I czy fantastyczna kreacja Hansa Franka komicznie i z dystansem ukazującego plan polityczny mężczyzny w kryzysie wieku, któremu wydaje się, że może zawładnąć światem), to nie łączą się one w żadną logiczną całość.

Zastanawiająca jest też kwestia kostiumów, w których raczej na próżno szukać konsekwencji czy jakiegoś ogólnego, porządkującego klucza. Usprawiedliwienie tej dowolności nasuwa się tylko jedno: Poczet Królów Polskich nosi się jak chce, bo "czasy się zmieniły". Niektóre elementy strojów przypominają raczej pokaz Alexandra McQueena, co wydaje się tutaj dość konfundujące i nie znajduje uzasadnienia. Podobnie jak sposób mówienia aktorów i fatalna dykcja, brzmiąca jak, o zgrozo, zamierzony zabieg, a nabierająca niestety barw irytującej paplaniny.

Szkoda zmarnowanego potencjału kilku dobrych pomysłów na zrobienie kiepściutkiego i nierównego spektaklu, w którym niemożliwa nuda ustępuje co i rusz rubasznej zabawie - bez żadnego ku temu uzasadnienia. I niezbyt fair, że odgrzewane, nadpsute kotlety sprzedaje się jak świeżutki filet z kurczaka. Mięso szybko traci ważność do spożycia, a i trup źle konserwowany, nie wytrzyma próby czasu.

Aleksandra Sowa
Teatr dla Was
4 kwietnia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...