Tryumf aktorów

"Przemiana" - reż. Magdalena Miklasz - Teatr Stary w Krakowie

Kafka napisał genialne opowiadanie o człowieku, który pewnego dnia przemienił się w robaka. Obrzydlistwo o chitynowym grzbiecie i cienkich, bezradnie majtających nóżkach. Taki pomysł łatwo przemienić w horror

Młody człowiek, licho zbudowany, kuca. Twarz prosi się o nieszczęście. Obsadzić go w roli Kafkowskiego Gregora - znaczy być blisko sukcesu. Ci, co obejrzeli Wiktora Loga-Skarczewskiego w Dwunastu stacjach" w Starym, wiedzą, o czym piszę.

Młody, ekspansywny, pewny siebie przystojniak. Taki w sam raz, żeby miażdżyć i dołować tych, co się kurczą przed życiem, zapadają w siebie. Andrzej Razmus - tu Prokurent, przed kilku laty miał efektowny debiut w Gombrowiczowskim Trans-Atlantyku".

Kafka napisał genialne opowiadanie o człowieku, który pewnego dnia przemienił się w robaka. Obrzydlistwo o chitynowym grzbiecie i cienkich, bezradnie majtających nóżkach. Taki pomysł łatwo przemienić w horror. Już widzę oczyma wyobraźni kilku takich artystów, którzy by z perwersyjną rozkoszą gmerali na scenie w takim robactwie. Miałam też pewne obawy, a nawet złe przeczucia, idąc na tę premierę. Niesłusznie.

"Przemiana" jest opowiadaniem o człowieku, który pewnego dnia poczuł do siebie wstręt, bo coś złego stało się z jego fizycznością, albo mu się tak wydawało. O człowieku przerażonym samym sobą i przerażonym tym, co zobaczy w oczach innych. Ludzie wobec słabości i brzydoty bywają bezwzględni.

Matka Gregora - Aldona Grochal - to aktorka, która potrafi być w bardzo naturalny sposób i dramatyczna, i śmieszna. Przełamanie Kafki śmiechem jest konieczne. Terapeutyczne.

Zbigniew Ruciński - tu Ojciec - ma dziwne losy zawodowe, ciągle się przemieszcza, ale tylko w obrębie dwóch krakowskich teatrów: Słowackiego i Starego. Gdyby to ode mnie zależało, pewnie obsadzałabym go dwa razy częściej, po tej roli na pewno.

Greta - siostra Gregora - Julia Sobisiak. Sam urok, ale i pazurek u studentki PWST.

Najbliżsi Gregora - straszni tuwimowscy mieszczanie, oddychający stereotypami. Rodzina huba, oplątująca bohatera, wyssie soki, wsparcia nie da.

Mogłoby to być przerażająco dołujące przedstawienie, gdyby nie zamiłowanie reżyserki do kolorów szarości, a nie kruczej czerni.

Największym sukcesem tego spektaklu jest nieodparta chęć pisania o aktorach, pojedynczo i gremialnie. Ostro, wyraziście, ale czułą ręką zarysowane postaci zapadają w widza. Scena jest uporządkowana. Wszystko jasne, prócz jednej kluczowej i nierozwiązywalnej zagadki - choroby duszy. Dopaść może każdego. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie.

Możecie Państwo nie wiedzieć, kim jest Magdalena Miklasz, bo jako reżyser dopiero raczkuje. Uczy się tego zawodu w krakowskiej szkole teatralnej, wcześniej skończyła wydział aktorski w warszawskiej PWST. Wydaje się być bardzo zdolna. Teatr bierze na rozum i serce. Czyli na poważnie. Nie za wcześnie wyrokować? Chyba nie. Sprzedaję teraz informacje wygooglane w Internecie. Rok 2007, Dynów, 40 km od Rzeszowa, niebywałe poruszenie. Półtora tysiąca publiczności złożonej z mieszkańców miasta z wypiekami ogląda przedstawienie Skrzypka na dachu granego również przez mieszkańców, studentów szkół artystycznych oraz zawodowych aktorów. Salwy śmiechu i załzawione oczy na przemian. Na zdjęciach twarze grających przejęte, autentyczne. Na dachu chałupy skrzypek wygrywa swoje cuda, w magicznej roli - Madzia Miklasz, reżyserka i pomysłodawczyni dorocznych, amatorskich spektakli plenerowych. To już trzeci. A przedtem w III LO w Krakowie przedstawienie według tekstów Johna Lennona, gra klasa pierwsza, Madzia reżyseruje, a jeszcze wcześniej w II klasie szkoły podstawowej wystawia bajkę Jasia i Małgosię. O innych jej zmaterializowanych marzeniach pewnie nie wiem. Jedno jest pewne: pani reżyser jest diablo stała w miłości.

Elzbieta Konieczna
Miesiąc w Krakowie
4 stycznia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia