Trzeba walczyć o każdego
Rozmowa z Krzysztofem Materną- Jesteśmy narodem, który wymaga nieustannej refleksji, zastanowienia się, kim jesteśmy naprawdę i z czego się śmiejemy, jeśli się śmiejemy – mówi Krzysztof Materna, który w najbliższy weekend w Teatrze Polskim w Szczecinie będzie obchodził swój benefis.
Z Krzysztofem Materną - reżyserem spektaklu „Aleja Zasłużonych" w Teatrze Polskim w Szczecinie - rozmawia Małgorzata Klimczak z Dziennika Teatralnego.
Małgorzata Klimczak: Przygotowuje pan w Teatrze Polskim w Szczecinie spektakl premierowy „Aleja Zasłużonych". To będzie inauguracja Sceny Kameralnej. Skąd wybór tego tytułu?
Krzysztof Materna - Prapremierę „Alei Zasłużonych" zobaczyłem ponad dwa lata temu w Teatrze Polonia z Krystyną Jandą w roli głównej i w jej reżyserii. To tekst wybitnego współczesnego poety Jarosława Mikołajewskiego, którego jestem czytelnikiem i admiratorem. Świetny tekst współczesny opowiadający o tym, jak trudno zrozumieć jest odrębność twórców, ludzi niezwykłej wrażliwości, jak zrozumieć ich sposób widzenia świata przepełniony subtelnością języka, niecodziennością obserwacji, jak znaleźć się w brutalnej współczesności, oddać szacunek dla pracy poety czy pisarza, jak uwrażliwić społeczeństwo i wytłumaczyć, że obcowanie z poezją rozwija wyobraźnię i czyni nas lepszymi ludźmi. Przekazałem ten tekst dyrektorowi Adamowi Opatowiczowi, który zadecydował o realizacji „Alei Zasłużonych" na inaugurację sceny kameralnej w nowej siedzibie Teatru Polskiego w Szczecinie. Niesłychanie mnie to ucieszyło, bo dodatkowo wiedziałem, że w Teatrze Polskim spotkam się z wybitną aktorką Olgą Adamską, której talent pozwoli na dźwiganie tej głównej wymagającej roli w „Alei Zasłużonych" i sprawi satysfakcję jej i publiczności w Szczecinie.
W Teatrze Polskim będzie pan obchodzić także swój jubileusz.
- To już jest przypadek i pomysł dyrektora Adama Opatowicza. Wyznaczył premierę Alei na 27 października, a kiedy dowiedział się, że dzień później kończę 75 lat, to rzucił pomysł benefisu.
To nie jest przypadek, że będę miał benefis w Szczecinie, mimo spontanicznej propozycji Dyrektora Opatowicza. Zwycięstwo w ogólnopolskim konkursie recytatorskim na Zamku Książąt Pomorskim w 65' roku odmieniło moje życie. Chciałem być sprawozdawcą sportowym, a dostałem się przypadkowo do szkoły teatralnej. Szczecin, z przerwami, występował na mojej drodze przez całe życie. Działałem na Famach, pracowałem w szczecińskim radiu, wylądowałem w Trzebiatowie w wojsku i półtora roku byłem asystentem reżysera w Teatrze Współczesnym. Tu zdobywałem papiery i doświadczenie przed eksternistycznym egzaminem reżyserskim. Jeżeli dodam do tego wiele podróży golfowych do ukochanego Binowa oraz udaną premierę „Dymnego" w Teatrze Polskim to wszyscy będą wiedzieli, jak Szczecin jest dla mnie ważny. A w nawiązaniu do Krakowa, do którego wróciłem po latach jako dyrektor artystyczny Teatru Bagatela, to powiem że Teatr Polski w Szczecinie jest najlepszym ambasadorem wspaniałego dorobku krakowskich twórców.
Na swój benefis zaprasza pan do Szczecina artystów z różnych pokoleń.
- To jest sprawa definicji benefisu. Wyobraziłem sobie, że ten ważny dla mnie dzień otwierający „Trzecią połowę Krzysztofa Materny" spędzę w gronie moich przyjaciół, wspaniałych artystów, z różnych pokoleń, z którymi pracowałem i których podziwiam, oraz znakomitej szczecińskiej publiczności zakochanej w teatrze, w rozrywce na wysokim poziomie, dumnej z nowej, niebywałej siedziby Teatru Polskiego i głosującej w wyborach tak, jak większość światłych Polaków.
Wracając do „Alei Zasłużonych", to chyba taki słodko-gorzki tekst, zwłaszcza w kontekście tego, co dzisiaj obserwujemy w kulturze czy rozrywce.
- Ja jestem optymistą, to znaczy, że cały czas wierzę, że każdy człowiek, którego zmobilizuję do tego, żeby przeczytał książkę, to jest zdobyty brylancik. Wszystko, co robiłem, nigdy nie było pustą rozrywką, tylko miało taki walor, który dawał coś więcej. Robiłem festiwal Solidarity of Arts, który miał za zadanie rozhermetyzować sztukę wysoką, czyli muzykę poważną i jazz. Zrobiłem z tego widowiska, które oglądało 50 tys. ludzi w plenerze. Niektórzy wtedy po raz pierwszy się spotkali z Pendereckim, Góreckim, Kilarem. Z drugiej strony w jazzowych klimatach spotkali się z Quincy Jonesem, Marcusem Millerem, Esperanzą Spalding, Herbie Hancockiem, Tomkiem Stańką, Leszkiem Możdżerem, z gwiazdami światowego jazzu. Ten festiwal zlikwidował mi minister Gliński. Moje działanie to jest działanie w takiej półce, która jest półką autorską i w której zawsze chcę powiedzieć coś więcej poza czystym walorem rozrywkowym, więc jeśli coś jest słodko-gorzkie, to dobrze. Jesteśmy narodem, który wymaga nieustannej refleksji, zastanowienia się, kim jesteśmy naprawdę i z czego się śmiejemy, jeśli się śmiejemy. Są różne odcienie tego śmiechu, jest śmiech pusty i taki, który powinien coś w naszych sercach i mózgach zostawić. Ja wiem, że żyję w jakiejś bańce i niech ta bańka w dniu benefisu będzie moją bańką i moich przyjaciół, moich utworów, moich piosenek, moich teatrów. Dzięki mobilizacji życzliwych mi sponsorów i współpracy z Teatrem Bagatela będę miał szansę pokazać szczecińskiej publiczności fragmenty przedstawień, które zrobiłem w moim Teatrze. Chciałbym też, znając potencjał aktorów Teatru Polskiego, a także moich z Bagateli, połączyć ich działania na scenie. Jest to karkołomne przedsięwzięcie ze względu na odległość Krakowa od Szczecina, ilość czasu na przygotowania, ale ponieważ wszyscy bardzo chcemy, to mam nadzieję że się uda.
Powiedział pan, że żyje w bańce, ale jak pan otworzy okno i wyjrzy z tej bańki, to nie ma pan wrażenia, że więcej jest pustego śmiechu niż tego z refleksją?
- Powiedziałem również, że walczę o każdego. W moim teatrze w Krakowie doświadczam tego, że wprowadzając rodzaj humoru czy sposobu myślenia o rzeczach rozrywkowych, które są mi bliskie, zyskałem nową publiczność i mam opinię, że zmieniłem ten teatr. Nie jest rzeczą wstydliwą robić farsę czy zagrać farsę. Farsa jest jednym z gatunków teatralnych, tylko trzeba mieć świadomość, że farsę trzeba zrobić specjalnie i że musi ona być świetnie zagrana. Nie może być grana 3 razy dziennie i nie może być farsą z fabryki, tylko musi być gatunkiem, który aktorzy i publiczność tak samo szanują. Wtedy jest satysfakcja.
Czyli dobra sztuka zawsze się obroni?
- Ja myślę, że z farsą jest łatwiej pod warunkiem utrzymania pewnego poziomu, kunsztu i gry aktorskiej. Ona musi być perfekcyjna. Kiedyś Andrzej Wajda powiedział: „Pan ma łatwo, bo jak pan coś wyreżyseruje i ludzie się śmieją, to znaczy, że pan dobrze wyreżyserował, a ja czekam na opinie, na recenzje, bo nie wiem, czy dobrze wyreżyserowałem". Ja uważam, że teatr powinien się bronić przed szamaństwem. Bardzo łatwo jest zastosować pewne chwyty, które z teatru, teoretycznie wartościowego, robią coś, co jest blichtrem, co jest przesytem efektów, a co nie działa na korę mózgową. Takich rzeczy się boję, bo są tacy reżyserzy, którzy idą w tym kierunku. Jak oglądałem „Umarłą klasę", to wiedziałem, po co jest choreografia Kantora, a jak oglądam różne awangardowe przedstawienia, w których ktoś wykonuje jakiś ruch niepotrzebnie, to zastanawiam się po co. To są rzeczy niebezpieczne, bo poziom różnych widzów, których mamy, powoduje, że ludzie dają się łatwo nabierać. Myślą, że to jest sztuka, a to nie jest sztuka, tylko oszustwo.
Powiedział pan, że jesteśmy narodem, który potrzebuje refleksji, ale czy ta refleksja nas czegoś uczy? Coś zmienia?
- Trzeba walczyć o każdego, dlatego tak ważna jest telewizja prawdziwie publiczna, ważny jest Teatr Telewizji, ważne są filharmonie, infrastruktura. Dlatego ważny jest teatr, którego się nie wstydzimy. Przychodzimy do niego i to jest dla nas rodzaj święta, uczty. Korzystajmy z tego, że mamy kompletnie nowe pokolenie, które jest odciążone od etykietki starych czasów, ma inną estetykę, nie doświadczyło żadnych traum, myśli abstrakcyjnie, posługuje się nowymi technologiami. Dla nich nie jest ważne kim był Gustaw Holoubek, bo oni nawet nie wiedzą, że był, tylko jest ważne, jak oni odbierają współcześnie w ramach nowego świata medialnego to, co im się serwuje. Jeśli się ich zdobywa, to jest fantastyczne.
Pan się otwiera na młodsze pokolenie, lubi pan z nimi współpracować?
- Lubię pracować z młodymi pod warunkiem, że nie są aroganccy, tylko istniejemy partnersko i wymieniamy się doświadczeniami. Ja im mogę coś opowiedzieć wykorzystując moje życiowe i zawodowe doświadczenie, a oni powinni mnie inspirować tym, co mają w małym palcu, czyli swoją błyskotliwością, umiejętnością korzystania z nowych technologii, jakimiś błyskotliwymi pomysłami. Jak patrzę na ten rodzaj żartu, który powstał w internecie, to tam jest dużo rzeczy świetnych, ale dużo też jest chłamu. Trzeba umieć odróżniać chłam od tego, co jest autentycznie śmieszne, ale co jest abstrakcyjne. Młodzi ludzie mają znacznie lepszy odbiór żartu abstrakcyjnego niż starsze pokolenie, bo my mamy poczucie humoru odbiegające od angielskiego. Tak sobie myślę, że gdyby u nas było otwarcie olimpiady, to nie namówilibyśmy prezydenta Dudę, żeby wyrzucił z helikoptera Kaczyńskiego, który otwiera olimpiadę, a królowa brytyjska wyskoczyła.
A czy ci młodzi chętnie się od pana uczą?
- Jedni tak, inni nie. Zawsze chętnie z nimi pracuję. Na przykład raperzy to jest kopalnia dobrych tekstów. To bardzo interesujący ludzie, jest tam wiele świetnej publicystyki. Bardzo szanuję Łonę i uważam go za jednego z najbardziej błyskotliwych artystów. W moim benefisie wystąpi Sokół, który jest praprawnukiem Wyspiańskiego, więc ma świetne korzenie, a poza tym jest legendarny i bardzo inteligentny.
Czy benefis to jest dla pana moment podsumowań?
- Podsumowuję raczej z przymrużeniem oka. Nie oczekuje hołdów, bo nie zwariowałem. Mam satysfakcję, że nikt z moich przyjaciół nie odmówił mi udziału w naszym wspólnym święcie. Ja z kolei też z wielką przyjemnością będą uczestniczył w ich benefisach, musimy się trzymać razem jeśli jesteśmy jednakowo wrażliwi, wspólnie postrzegamy praworządność, prawa człowieka i obcowanie z kulturą.
Czego by pan sobie życzył na urodziny?
- Bardzo miłego dnia oraz tego, żeby politycy nie zmarnowali szansy jaką im daliśmy jako społeczeństwo.
__
Krzysztof Materna - jest reżyserem, aktorem, producentem telewizyjnym i teatralnym. Laureat dwóch nagród Wiktora za najlepszy program telewizyjny. Wspólnie z Wojciechem Mannem zwyciężył w plebiscycie „Polityki" na najważniejsze osobowości telewizyjne. W twórczości teatralnej wyróżnił się oryginalną linią repertuarową, kreując autorskie spektakle. Od 1979 współpracował z wieloma scenami w całej Polsce. Realizował przedstawienia m.in. w Starym Teatrze w Krakowie, warszawskich: Rampa, Studio Buffo, Polonia, Imka, i Och-Teatrze, Teatrze Śląskim w Katowicach. W 2019 w Teatrze Polskim w Szczecinie przygotował spektakl poświęcony spuściźnie wielkiego krakowskiego artysty, Wiesława Dymnego. W lipcu 2020 został dyrektorem artystycznym Teatru Bagatela.