Trzy dni śmiechu, wzruszeń i widowiskowych akrobacji
37. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych w Jeleniej GórzeCyrkowe popisy, poruszające opowieści i terapeutyczne spektakle - wszystko to można było oglądać podczas tegorocznej 37. edycji Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze, najstarszego tego typu festiwalu w Europie Środkowej. Impreza, której organizatorem był jeleniogórski Teatr im. Cypriana Kamila Norwida, przez trzy dni gościła siedem grup teatralnych z Polski, Finlandii, Ukrainy, Rosji i Izraela.
W niedzielne (21 lipca) wczesne popołudnie mali i duzi bawili się podczas "Wesołej bajki o smutnej królewnie" w wykonaniu Kijowskiego Teatru Ulicznego "Highlights". Świetnie opowiedziana historia o królewnie, którą rozbawić chcą Czarny Książę z trójgłowym smokiem i Wesoły Muzykant z pomocą Baba Jaga i chatki na kurzej stopce, wciągnęła, rozśmieszyła i wzruszyła zarówno młodszych, jak i dojrzałych widzów. Przedstawienie pełne interakcji z widzami było nie tylko wesołą wariacją na temat znanych baśniowych motywów, lecz także na wskroś nowoczesnym utworem, który bawi się własną formą. Reżyser Oleksandr Svietlakov doskonale wyczuwa, jak dotrzeć do każdego widza, o czym świadczyły otwarte szeroko dziecięce oczy i uśmiechnięte buzie oraz gromkie brawa. Mocną stroną tego niezwykle plastycznego widowiska była bogata, ruchoma scenografia, dopracowane kolorowe kostiumy i wyrazisty finał.
Poetycki obraz "Impresario" przybliżył Teatr Nikoli z Krakowa. Tytułowa postać to Demiurg (Mikołaj Wiepriew), menadżer obdarzony nieograniczoną mocą twórczą i wielką wyobraźnią, ma władzę i odbiera swobodę i wolność artystom, którzy tracą swoje twórcze życie. Ciekawą koncepcję przedstawił izraelski żongler i akrobata Gilad Shabtay w cyrkowym monodramie "Kirkas Gilgamesh", który był mieszkanką różnych form teatralnych. Można było w nim odnaleźć elementy tańca na rękach, klaunady, żonglerki czy akrobatyki.
Z kolei warszawski Teatr Akt w widowisku "In Blue" [na zdjęciu] przeniósł publiczność w krainę wyobraźni pełnej nimf, syren i koników wodnych. Artyści z Teatru Akt wchodzili w interakcję z publicznością, puszczali bańki mydlane i chodząc na szczudłach straszyli ośmiornicą. Gromkie oklaski towarzyszyły "Korowodowi tańca" w wykonaniu ukraińskich aktorów z Kijowskiego Teatru Ulicznego "Highlights". W popisach tanecznych na szczudłach wykorzystano muzykę flamenco, rock and roll, pop dance, a także ukraiński hołubiec.
Na zwieńczenie festiwalu na parkingu przy ul. Sudeckiej (za hotelem "Mercure") wystąpił krakowski Teatr KTO z poetycką impresją teatralną "Zapach czasu, opus 2". Spektakl właściwie powstał w 1997, ale został wycofany z repertuaru z powodu pożaru i zniszczenia dekoracji, jego wznowienie miało miejsce dopiero w ubiegłym sezonie artystycznym. To bardzo osobista opowieść Jerzego Zonia, niegdyś dyrektora jeleniogórskiego Teatru im. Norwida (1988-92), którego zainspirowały motywy z twórczości Gabriela Garcíi Márqueza, Hugo Clausa i Emila Zegadłowicza (szczególnie "Zmory"), ale też dodał do nich swoje wspomnienia z dzieciństwa. Twórca Teatru KTO Jerzy Zoń w każdym miejscu zawsze podkreśla, z jakiego miasta wywodzi się kolebka Festiwalu Teatrów Ulicznych. Zresztą Zonia swoją ideą stworzenia festiwalu "zaraziła" Alina Obidniak i od 32. lat w Krakowie organizuje Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych - ULICA.
"Zapach czasu" (z pokazami pirotechnicznymi, wielkimi, mobilnymi dekoracjami i pojazdami) przywołuje chwile z dzieciństwa w bezpiecznej klatce, jaką stał się rodzinny dom, a potem z rozmysłem przedstawia kolejne etapy przemiany życia. We mgle, czy jak kto woli w kłębach dymu, wyłaniają się rodzice z synem, niczym na nostalgicznej fotografii czarno-białej albo w odcieniu sepii. Chłopca w zamkniętej w klatce dręczą kruki, lecz potem przepędzają je kolorowe ptaki, które wabią młodego człowieka, by opuścił swój dom (swoją klatkę). Po kolei widzimy kto i co miało wpływ na bohatera w dzieciństwie, skąd jego lęki, skąd imponujące umiejętności, wreszcie skąd ekwipunek. W ten sposób mamy przemieszane sceny z okresu zabaw z kolegami, lat szkolnych, łobuzerstwa, czasu dorastania i pierwszej miłości. Pojawia się tu wiele barwnych, strasznych i śmiesznych postaci charakterystycznych dla polskiego międzywojennego miasteczka, w tym klasowi koledzy, ksiądz, bezdomny akordeonista, parada wojskowa, nauczyciel, zakonnice, a nawet sam Napoleon. Wszystko zmierza do wielkiego finału, w którym widowisko Jerzego Zonia nabiera rumieńców, co daje do zrozumienia, że artyści nigdy nie przestają być dziećmi. Całość doskonale domykają kompozycje Piotra Czajkowskiego, grane też na żywo na harmonijkach ustnych przez wykonawców. Utwory Czajkowskiego nie przeszkadzają w obserwowaniu akcji, a jedynie ją podkreślają. Dobra robota. Takie zabiegi zawsze skutecznie utrzymują uwagę widza przy przedstawianych wydarzeniach.