Trzy kręgi obcości
"Michaś" - reż. Mike Urbaniak - Scena Robocza - Centrum Rezydencji TeatralnejW "Michasiu" Mike Urbaniak pokazuje prywatną stronę osobowości Michała Głowińskiego. Z trzech kręgów obcości profesora - klaustrofobii, żydostwa i homoseksualizmu - ten trzeci staje się głównym punktem ciężkości spektaklu.
Scenę zapełnia materiał falisty, przypominający blachę do krycia dachów. Ostrożnie wkracza na nią aktor Piotr Nerlewski, aby w napięciu przejść przez nią na skos - i skoczyć do rogu sali. Mężczyzna jest ubrany w garnitur w kwiecisty wzór, a po skoku trafia do przestrzeni obitej materiałem o tym samym wzorze. Nawet krzesełko, na którym spoczywa, jest nim pokryte. Gdy siada, stapia się z otoczeniem - otacza go bezpieczny "pancerz".
Ten pancerz jest dla postaci profesora Michała Głowińskiego w "Michasiu" maskowaniem się, ukrywaniem swojej żydowskiej tożsamości i orientacji seksualnej. Po matce skromny, zamknięty w sobie, pielęgnuje tę osłonę, dba o niewidoczność i nijakość. Piotr Nerlewski ukazuje tragizm tej postaci, która ze względu na powszechną homofobię, traktowanie homoseksualizmu jako wynaturzenia, utraciła to, czym mogli się otwarcie cieszyć otaczający ją heterycy. W wywiadzie dla "Dużego Formatu", który stał się jednym ze źródeł spektaklu, profesor przyznał: "Mam poczucie straconej, przepaskudzonej młodości. Byłem całkowicie samotny, nie miałem partnera".
W "Michasiu" na tle tej utraconej młodości pojawiają się przebłyski, potencjalności przezwyciężenia lęków, możliwości dla dotychczas nieobecnych przeżyć. Gdy Głowiński był w Paryżu na stypendium, bał się jednak zarówno rozmawiać o tym z Gombrowiczem (o którym był pewien, że jest homoseksualistą), jak i odwiedzać gejowskie kluby. W tej części przedstawienia pojawia się też scena fantastyczna i niemożliwa. Widzimy projekcję z gejowskiej parady w Izraelu, a rozpromieniony szczęściem Nerlewski rozbiera się przed publicznością do bielizny, aby pogrążyć się w radosnym, ekstatycznym, przesyconym erotyką tańcu. "Nigdy nie byłem w Izraelu, nie byłem w Tel Awiwie" przyznaje jednak bohater. Ta piękna scena uzmysławia nam, jak bardzo wiele dzieli doświadczenie osób z pokolenia profesora Głowińskiego od współczesnych gejów.
Przez wątek izraelski odruchowo przychodzą też na myśl dwa filmy Eytana Foxa. W "Yossi & Jagger" para kochanków z armii reprezentuje dwie różne osobowości: otwartego Jagger i zamkniętego w sobie Yossiego. Ich miłość musi jednak pozostać skryta przed resztą oddziału. Skryty Yossi nie potrafi wyznać miłości swojemu kochankowi do momentu, gdy ten umiera. W drugim filmie, przenoszącym tę opowieść kilkanaście lat później, lekarz Yossi podczas urlopu z zazdrością patrzy na grupę młodych żołnierzy gejów, którzy mogą otwarcie mówić o swojej seksualności. Wie, że tych młodych ludzi dzieli od niego nie tylko wiek, ale i olbrzymia różnica doświadczeń.
Choć twórcy spektaklu przekonywali, że skupią się na życiu prywatnym i odsuną na bok kwestię badań profesora, to jednak w monologu Nerlewskiego pojawiają się wzmianki o homoseksualizmie pisarzy, których czytał Głowiński (i w tej perspektywie jest też przecież ujęty Gombrowicz). Jeśli przeczytamy wywiady z profesorem uzmysłowimy sobie, że praca naukowa, zajmowanie się literaturą stały się dla niego rodzajem ucieczki przed pustką panującą w życiu prywatnym. Nie posiadając partnera i dzieci, żył bardzo skromnie i w obojętności względem dbania o sferę finansową. Tempo jego kariery naukowej było błyskawiczne - z dzisiejszej perspektywy sprawia wrażenie szaleńczego maratonu - i zapełniało próżnię praktycznie nieistniejącej prywatności. Mając tego świadomość tym bardziej przygnębić może monolog z "Michasia" - wielkiego człowieka, który nie potrafił skorzystać z młodości i pogrążył się w działaniach mających mu pomóc ignorować erotyczną sferę życia.
Stosunek twórców przedstawienia do profesora Głowińskiego jest pełen podziwu, pomieszanego trochę z niedowierzaniem, bo podbitego poczuciem nierozwikłanej zagadki. W drugiej części monodramu Nerlewski przebiera się we współczesny ubiór i koszulkę Grupy Stonewall, aby z perspektywy tu-i-teraz wyrazić zarówno szacunek, jak i postawić znak zapytania nad okresem okupacji, gdy Głowiński żył, a raczej wegetował w nieludzkich warunkach.
Z "Michasia" najmniej dowiadujemy się o okresie II wojny światowej i przeżyciach z nią związanych. Okazuje się, że to zdecydowanie największy kręg obcości w tym spektaklu. O ile wciąż jeszcze jesteśmy w stanie zrozumieć problemy Głowińskiego w życiu prywatnym, bo wydają się nam dość bliskie, to koszmar Zagłady jest tematem nie poddającym się tak łatwo zrozumieniu, objęciu, ogarnięciu. Grupa Stonewall, producent spektaklu, i Mike Urbaniak musieli być świadomi tego problemu i być może dlatego zdecydowali się ograniczyć w "Michasiu" elementy związane z nieprzeniknionym mrokiem Shoah.
Dwie części monodramu rozdziela rodzaj osobliwego slajdowiska, podczas którego czytamy bardzo bogaty i przytłaczający wybór cytatów ze współczesnej polskiej przestrzeni publicznej. Wypowiedzi polityków i osób publicznych o charakterze homofobicznym i antysemickim wywołują w bohaterze mdłości, gdy krzyczy "Stop! Dosyć!". Ten publicystyczny aspekt przedstawienia zapewne u wielu osób wywoła wzruszenie ramion i uwagi pokroju "przecież to wszystko dobrze znamy". Może i tak, ale właśnie głębia antysemityzmu i homofobii w naszym kraju spowodowały, że tak wielki uczony jak profesor Michał Głowiński, a przy tym wyjątkowo skromny człowiek, musiał strasznie cierpieć i wieść większość życia w pancerzu - aby dopiero w zaawansowanym wieku poinformować rodaków o swoich kręgach obcości. "Michaś" jest zatem próbą empatii, zrozumienia i postawieniem znaku zapytania nad pokoleniem profesora i jego tragicznymi przeżyciami, wynikłymi z nienawiści i trudnej do zrozumienia podłości innych ludzi - dla mnie będącego jeszcze innym kręgiem obcości, bo dotyczącym dużej części społeczeństwa.