Trzy oblicza Bałtyckiego Teatru Tańca

"Clash/Fun/Light" - Opera Bałtycka w Gdańsku

Wprawdzie do premiery dwudniowego projektu "Niderlandy" jeszcze przeszło pół roku, jednak już teraz w Operze Bałtyckiej zdecydowano się wprowadzić do repertuaru trzy jednoaktówki, nad którymi pracuje zespół Izadory Weiss w ramach tego projektu. Pokazane przedpremierowo "Clash, Fun, Light" Bałtyckiego Teatru Tańca ukazują mniej i bardziej znane oblicza tej formacji.

BTT klasyczne ("Clash")

Dość rzadko widzi się w Operze Bałtyckiej tak mądrze i ciekawie prowadzone relacje między tancerzami oraz urozmaiconą, ale nie przesadzoną choreografię jak ta przygotowana przez Patricka Delcroixa. Ten uczeń Kyliána i choreograf wznowieniowy jego spektakli zgodził się pracować z zespołem Bałtyckiego Teatru Tańca przekazując mu swoją jednoaktówkę "Clash", wystawianą z powodzeniem na całym świecie. Oczywiście zespół BTT rzadko tańczy tak klasycznie, jak wymaga tego "Clash", więc wiele elementów wymaga jeszcze poprawy, a partie zbiorowe tańczone są, niestety, często asynchroniczne.

Spektakl pozornie przypomina inne produkcje BTT. Brak scenografii, surowa gra świateł, podobne do siebie kostiumy tancerzy - wyglądają znajomo. Jednak od razu widać, że ruchy tancerzy, taniec w grupie i duetach są przemyślaną, misternie przygotowaną, stabilną konstrukcję. Nie ma tu miejsca na przypadek, dlatego każde zawahanie czy spóźnienie bardzo widać. Spektakl ewidentnie musi dojrzeć, a tancerze się rozegrać, by w Operze Bałtyckiej "Clash" wyglądało tak dumnie jak na deskach innych teatrów.

BTT na wesoło ("Fun")

Większość spektakli Bałtyckiego Teatru Tańca rozgrywana jest bardzo serio. Spektakli pełnych humoru, jak "Six dances" Jiříego Kyliána, które do niedawna znajdowało się w repertuarze BTT, jest jak na lekarstwo. Właśnie lekkość i swoboda charakteryzuje jednoaktówkę "Fun", przygotowaną przez Izadorę Weiss. To rzecz o flircie ukazanym w tańcu.

Przedstawienie otwiera solo Daniela Floresa Pardo, później podziwiamy jego "rywalizację" z Michałem Łabusiem (bardzo udany taniec w duecie Łabuś - Pardo), wreszcie pojawiają się trzy dziewczyny, z którymi mężczyźni podejmują grę. Trzeba dodać, że już na poziomie kostiumu i doboru tancerek "skazano" Paulinę Wojtkowską, całkiem sprawną przecież tancerkę, na niepowodzenie. Podczas gdy jej koleżanki - Sayaka Haruna oraz Tura Gómez Coll posiadają lekkie, zwiewne sukienki, ona ma sobie sprawiający wrażenie ciężkiego, "bujny" brązowy kostium, przez co wydaje się dużo potężniejsza, niż jest w istocie.

Ponadto, Haruna i Coll to drobne, filigranowe dziewczyny o podobnych możliwościach fizycznych i ogromnym potencjale. Przy nich wyższa i dużo słabsza technicznie Wojtkowska wygląda wręcz niezdarnie. Podczas tańca ze świetnie dysponowanym Łabusiem i niewiele mu ustępującym Pardo dysproporcja między Coll, Haruną a Wojtkowską jest olbrzymia. Warto zwrócić uwagę na scenografię, na którą składa się ściana trudnego do scharakteryzowania pomieszczenia z szafą, z której wychodzą dziewczyny (niczym bohaterki męskiej fantazji, zjawiają się znikąd). Dobrze brzmi muzyka Vivaldiego w interpretacji Nigela Kennedy'ego, umiejętnie wkomponowana do spektaklu przez Izadorę Weiss, zaś w finale spektaklu urzeka "Kaprys" Nicolo Paganiniego (brawurowy popis skrzypaczki Julii Fischer) w tanecznej interpretacji osamotnionej Sayaki Haruny (panowie dokonali już wyboru partnerek, pozostawiając ją samą), zasługującej bezwzględnie na miano gwiazdy BTT.

BTT mistrzowskie ("Light")

Na próby uczynienia z Bałtyckiego Teatru Tańca formacji tanecznej na światowym poziomie patrzę bardzo podejrzliwie i jedno czy drugie ciepłe słowo rozemocjonowanych Brytyjczyków (jeden z brytyjskich dziennikarzy zajmujących się teatrem tańca podczas podsumowania ubiegłego sezonu uznał "Sen nocy letniej" Izadory Weiss za najlepszą premierę taneczną roku na świecie) tego nie zmienią. Do poziomu mistrzowskiego dochodzi się latami, a poziom najwyższy - reprezentowany np. przez zespoły Piny Bausch, Jiříego Kyliána, Sashy Waltz - i tak jest praktycznie nieosiągalny.

Niemniej teatr Izadory Weiss dynamicznie się rozwija. Na takie spektakle jak "Light" czeka się długo. Jest tu wszystko to, czego zawsze mi w choreografiach szefowej BTT brakowało - pięknie, czytelnie opowiedziana historia, zachwycająca scenografia, dynamiczny i urozmaicony, pełen niezwykle trudnych technicznie elementów, zsynchronizowany taniec w sekwencjach zbiorowych oraz emocje i konsekwencja w rozwoju zdarzeń na scenie, a wszystko to świetnie zespolone z muzyką (w "Light" autorstwa Philipa Glassa).

Spektakl rozpoczyna "żywy obraz" Vermeera - Amelia Forrest upozowana na słynną "Mleczarkę" zadziwia pięknym, czystym śpiewem. Swoją służącą uważnie obserwuje Pan (Filip Michalak), który w chwili słabości nawiązuje z nią romans. W momencie pocałunku ściany pokoju się rozpadają, a świadkiem wiarołomstwa męża jest Pani (Beata Giza). W pełnym emocji dialogu (odegranym ciałem, a nie przerysowanymi gestami) Pan stara się uspokoić i przekonać Panią, że to nic nie znaczący moment słabości, bo kocha właśnie ją. Oboje pozostają poza główną osią zdarzeń niemal do końca spektaklu.

Na scenie oglądamy zarówno abstrakcyjne Biesy (kolejne bardzo dobre role Sayaki Haruny i Tury Gómez Coll), jak i będącą otwartą i wrażliwą, a przez to wystawioną na ataki ze strony innych, Dziewczynę (Franciszka Kierc), którą interesuje się Chłopak (Oscar Perez Romero). Odnajdziemy tu szereg nawiązań do "Święta wiosny" Weiss (Gwałtownicy prowadzeni przez Złego, finał zmagań kobiecego dobra z męską siłą i przemocą). "Los" nie oszczędzi ani Służącej, ani winnego wiarołomstwa Pana.

Spektakl jest żywy, dynamiczny i świetnie zatańczony (wśród tancerzy BTT praktycznie nie ma słabszych punktów). "Light" jest w moim odczuciu nie tylko najlepszym dotąd spektaklem Izadory Weiss, ale też przykładem teatru tańca z najwyższej półki.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
25 marca 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia