Trzy powroty

"Wyobraźcie sobie...William Szekspir" - reż: J.Klesyk - Teatr w Krakowie

Ogromna scena krakowskiego teatru. Na niej samotny aktor, który tę przestrzeń musi wypetnić sobą. Niemal cud. Jednak "Wyobraźcie sobie...", ze cuda się zdarzają. Nie wszystkim. Na ogół tym największym.

Do Polski znów zawitał Andrzej Seweryn. To już regularna obecność wielkiego artysty, wciąż działającego w dwóch krajach i poruszającego się swobodnie w dwóch kulturach. Praca Andrzeja Seweryna w Polsce nie jest już sensacją - tak było 15 lat temu. To oznaka normalnienia polskiego świata kulturalnego. Wiadomo zresztą, że związki Seweryna z Polską będą wciąż się zacieśniać. Po niemal 20 latach nieobecności w kraju przedstawieniem w Teatrze im. Słowackiego wraca do kraju także Jerzy Klesyk, absolwent warszawskiej PWST z 1983 roku, świetnie zapowiadający się aktor Teatru Współczesnego. Zanim wyjechał, zagrał kilka świetnie rokujących ról w teatrze przy Mokotowskiej. Stanął przed kamerą Wajdy i Zaorskiego. Dziś jest we Francji pedagogiem i reżyserem. Wraz z Sewerynem przygotowali spektakl niezwykły. Nie tylko przez maestrię wykonania, ale i sam pomysł. Na ogromnej scenie Teatru Słowackiego, tej "czterdzieści kroków wzdłuż i wszerz", ogołoconej z dekoracji, z kilkoma najpotrzebniejszymi rekwizytami, samotny aktor. Mówi i śpiewa Szekspira. "Burza", "Dwóch panów z Werony", "Hamlet", "Ryszard III", "Makbet", "Henryk V", "Sen nocy letniej", "Tymon Ateńczyk", sonety... Szlachetna zabawa dla erudytów, której swoim słynnym powiedzeniem: "A z czego to, koteczku?", zdaje się patronować Stefan Kisielewski. Andrzej Seweryn jest młodzieńcem, po chwili przeobraża się w starca, gra wielkich tego świata i szekspirowskich prostaków. Jest mężczyzną, po chwili kilkoma gestami staje się postacią kobiecą. Przechodzi błyskawiczne przemiany, nie daje nam czasu na przyzwyczajenie się do oglądanej postaci. To trochę jak skakanie po kompaktowej płycie, zmiana ścieżek, ten porządek jest zaprogramowany, ale odnosi się wrażenie, że można zaproponować także inny, równoważny. I to wszystko czyni Seweryn z precyzją w naszym kraju coraz trudniejszą do zobaczenia - a co gorsza - do wyegzekwowania. Po niedawnych odejściach największych mistrzów słowa nie gości już na naszych scenach polszczyzna tak czysta, nasycona emocjami o najlżejszych niuansach. Mowa - choć trudno w to już uwierzyć tym, którzy z takim teatrem się nie zetknęli - była naprawdę ważną częścią dzieła teatru. Seweryn tym monodramem przywraca wiarę, że dalej tak jest. Nie oznacza to, że obcujemy z muzeum sztuki aktorskiej. Twórcy przedstawienia pokazują, że ostatnie mody są im dobrze znane - Seweryn hiphopuje Szekspira, bawi się kamerą wideo, pokpiwając sobie z multimedialności w teatrze, co zamiast być zdobyczą i nowym środkiem wyrazu, ostatnio stało się straszliwą łatwizną. Zaprzecza starej teatralnej prawdzie, że zwierzę wprowadzone na scenę zatupie każdego, największego nawet aktora. Kundelek, który za wierne partnerowanie, czyli niemą rolę w scenie z "Dwóch panów z Werony", zebrał huczne brawa - był przecież także dobrym żartem. Groteskowa deformacja postaci, wirtuozowskie posługiwanie się ciałem, niezwykłe bogactwo intonacji każą pamiętać, że to aktor wywodzący się z kultury, która swego czasu wydała tak wielkich wirtuozów, jak Łomnicki (twarz aktora czasem w tym monodramie wręcz układa się w maskę wielkiego Łoma!) czy Woszczerowicz, a z tym ostatnim Seweryn grał przecież jeszcze w Teatrze Ateneum. Już odezwały się zarzuty, że to nie spektakl, tylko recital, że wielki artysta rozkłada pawi ogon. A cóż w tym złego? Wielki artysta - nawet jeśli w recitalu - nikogo nie nabiera, pokazuje rzetelną sztukę, lekcje prawdziwego aktorstwa, umiejętność skomponowania z samego siebie wiarygodnej. scenicznej postaci. Ze to aktorstwo "zimne i nieludzkie" - bo i taki zarzut zdarzyło mi się usłyszeć? No cóż - co kto lubi. Wolę ja to rzekomo "zimne" i zakomponowane aktorstwo od nieustannych popisów "absolutnej ludzkiej szczerości", czyli dość niesmacznych i nudnych już dziś popisów apostołów "nowej wrażliwości" epatujących widza swoimi problemami, dla których miejsce nie na scenie, tylko na kozetce psychoanalityka. Ten "recital" spółki Klesyk - Seweryn to także inny powrót - bodaj czy nie najważniejszy. A jest nim powrót normalności.

Tomasz Mościcki
Dziennik Gazeta Prawna dodatek - Kultura
3 października 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...