Tu nie ma dyrektora
"Gąska" - reż: Grigorij Lifanov - Teatr Studyjny PWSFTv i T w ŁodziTeatr Studyjny PWSFTv i T w Łodzi odwiedza się z przyjemnością. Stanowi on miłą odskocznię od wynaturzeń w rodzaju "Szajby" Jana Klaty oraz niezrozumiałych, udziwnionych eksperymentów, jakie można było oglądać m.in. na tegorocznych Łódzkich Spotkaniach Teatralnych. To twierdza teatralnej normalności, gdzie liczy się rzetelność, warsztat i precyzja wykonania. Tym razem studenci zagrali w "Gąsce" Nikołaja Kolady w reżyserii Grigorija Lifanova, pozwalając widzowi zanurzyć się w prawdziwych emocjach
Spektakl wciąga przede wszystkim dlatego, że „Gąska” to dobrze opowiedziana historia, w której nie brak miłości, rozczarowania, bólu, zawiści i tęsknoty za lepszym życiem. Aktorzy prowincjonalnego teatru mają świadomość, że są na siebie skazani i że nie wyrwą się nigdy z małego miasteczka, mają bowiem bardzo małe szanse na angaż w innym teatrze. Nieco zmian w ich życiu powoduje pojawienie się młodej, atrakcyjnej aktorki Nonny (Anna Sandowicz) - tytułowej „głupiej gąski” - która zostaje kochanką dyrektora teatru Fiodora (Jan Marcinowski) i miernego aktorzyny Wasilija (Piotr Jęczara). Problem w tym, że Wasilij jest mężem Ałły (Agnieszka Żulewska), z którą ma dwoje dzieci, a Fiodora wciąż kocha jego była żona Diana (Oriana Soika). Ałła wpada rozwścieczona do sypialni kochanki swego męża i zastaje w jej łóżku… dyrektora teatru. Zdezorientowana kobieta szybko dochodzi do siebie demaskując dwulicowość dziewczyny, jednak to dopiero początek serii bolesnych przebudzeń, które staną się udziałem wszystkich bohaterów. Oszukiwanie samego siebie jest skuteczną, lecz krótkotrwałą metodą na przetrwanie. Niebawem okaże się, że tu wszyscy są przegrani.
Estetykę spektaklu wyznacza styl Ałły Pugaczowej, rosyjskiej piosenkarki, szczególnie popularnej w latach 70. i 80. Jej sterczące rude włosy stały się inspiracją dla tysięcy kobiet, które naśladowały jej sposób bycia, poruszania i ubierania się. Spektakl przepełnia muzyka w wykonaniu Pugaczowej, pozwalająca na podróż w czasie. Patrzymy na ubraną w laikrowe getry w panterkę Dianę, której garderoba jest przykładem kiczu, jaki panował w polskiej modzie lat 80. Historia rozgrywa się w pokoju teatralnego hotelu (coś w rodzaju domu aktora). Dziś mieszka tu Nonna, jednak wiele lat wcześniej najpiękniejsze, najszczęśliwsze chwile swego życia przeżyli tu Wasilij z Ałłą, którzy zamieszkiwali pokój przez pierwsze lata swego małżeństwa. Centralną część pomieszczenia zajmuje łóżko, za nim, na wprost publiczności, znajdują się wysokie dwuskrzydłowe drzwi wejściowe, ściany natomiast stworzone zostały za pomocą czerwonego materiału, który rozsuwa się jak kurtyna. Czerwona jest także podłoga tego przytulnego wnętrza. Pomieszczenie jest skromnie umeblowane (podstawowe sprzęty - telewizor, stojąca żółta lampa, podświetlane lustra rodem z aktorskiej garderoby, wieszak na ubrania), ma jednak na wyposażeniu nietypowy fotel, który wydobywa z siebie muzykę w momencie, kiedy ktoś siada lub kładzie na nim jakiś przedmiot. Ten surrealistyczny element pozwala bohaterom na chwilowe oderwanie się od trosk.
Scenografia i stroje to nie jedyne barwne elementy spektaklu, obserwujemy tu także całą gamę emocji. Z jednej strony zazdrosne kobiety życzą Nonnie - która odebrała im ukochanych mężczyzn - wszystkiego najgorszego, z drugiej jednak żadna z nich w głębi duszy nie chciałaby, aby dziewczyna się utopiła. Kiedy Ałła mdleje Fiedor z Nonną naprawdę niepokoją się jej stanem. Ostatecznie wszyscy zgodnie biorą udział w porannej próbie „Wiśniowego sadu” Czechowa, mając świadomość, że ani ich, ani scenicznych partnerów nie jest w stanie nikt zastąpić, tworzą bowiem jeden organizm, który musi funkcjonować pomimo wzajemnych antypatii i nieporozumień.
Choć wiele tu gorzkich emocji - bohaterowie doskonale zdają sobie bowiem sprawę ze swojego beznadziejnego położenia - w przedstawieniu nie brakuje także humoru. Scena, w której rozwścieczona, stojąca nad łóżkiem Nonny Ałła wyrywa pluszowemu misiowi kończyny (spokojnie, są na rzepy…), czy moment, kiedy podstarzałe aktorki piją wódkę zagryzając kolejne kieliszki ogórkiem, wzbudzają lawinę śmiechu. Nie inaczej jest w przypadku doskonałych, niezwykle trafnych ripost Ałły oraz momentów, w których pewni siebie mężczyźni okazują się zwykłymi życiowymi nieudacznikami. Cytat z „Rewizora” Gogola, który pada z ust Ałły („z samych siebie się śmiejecie”) jest tu jak najbardziej na miejscu.
„Gąska” jest przykładem dobrego teatru, na który składa się zaangażowane aktorstwo, ciekawie zaaranżowana przestrzeń i wciągająca historia, w której każdy widz jest w stanie odnaleźć odniesienia do własnego życia. Jednak tekst Nikołaja Kolady, znanego polskim widzom głównie jako autora wielokrotnie inscenizowanej „Merylin Mongoł”, opowiada przede wszystkim o wybaczaniu i akceptacji własnego położenia. Tu, w teatrze życia, wszyscy są w równym stopniu narażeni na ból, rozczarowanie, niespełnioną miłość. Znaczące są słowa Fiodora, który stwierdza, że „tu nie ma dyrektora”.