Tukany za jaja z pogrzebu

32. Przegląd Piosenki Aktorskiej

Kiedy dwudziestodwuletni Krzysztof Szczepaniak zobaczył, ile ludzi przyszło na II etap Aktorskiej Interpretacji Piosenki, pomyślał: "Boże, żeby tylko nie pieprznąć się w tekście"

Raz się "pieprznął" i miało to bardzo poważne konsekwencje (patrz ostatni akapit). Ale teraz stało się inaczej.

Stało się inaczej, mimo że - trzeba to przyznać otwarcie - śpiewał nieco "pieprznięte" piosenki. Najpierw Macieja Zembatego ("Prosektorium", "Ostatnia posługa"), później Jacques\'a Brela ("Jak zabić gacha żony swej"). Śpiewał tak dobrze, że wyśpiewał sobie - ku własnemu, jak mówi, zdumieniu - udział w koncercie finałowym 32. Przeglądu Piosenki Aktorskiej.

Tam też czekało go zdumienie. A nawet dwa. Pierwsze, gdy wręczano Tukana Publiczności (jemu), a drugie, gdy wręczano Tukana Dziennikarzy (też jemu). Tym sposobem z rodzinnego Wrocławia do nierodzinnej Warszawy wyjechał z dwiema statuetkami w garści. Całkiem nieźle, jak na kogoś, kto nie miał zamiaru wystartować w konkursie, prawda?

Z występem było mniej więcej tak: w warszawskiej szkole teatralnej (podobnie jak we wrocławskiej, krakowskiej i w łódzkiej filmówce), gdzie się drugi rok uczy na aktora, poszła fama, że trzeba kogoś wydelegować na PPA. Zmienił się regulamin konkursu i od tego roku studenci szkół aktorskich mogli startować od razu w II etapie, z pominięciem pierwszej selekcji.

W eliminacjach uczelnianych, oprócz Krzysztofa, wystartował jeszcze jeden pan i trzy śliczne, utalentowane panie.

- Byłem pewny, że wybiorą którąś z nich. Przecież na takie poważne festiwale nie wypuszcza się pajaców - śmieje się Krzysztof. Mylił się. Bilet do Wrocławia i kopniaka na szczęście dostał on i jego kolega (odpadł po II etapie). Śliczne i zdolne panie musiały obejść się smakiem.

Z wyborem repertuaru Krzysiek nie miał najmniejszych problemów. Kabaret to jego drugie imię. - Zaczęło się w gimnazjum. Z kumplem, który teraz jest na III roku krakowskiej PWST, wystawialiśmy różne śmieszne rzeczy. Później była klasa teatralna w XVII LO im. Agnieszki Osieckiej i własny kabaret Forum Romanum, z którym występowaliśmy m.in. w Casablance i Imparcie - wspomina. "Różne śmieszne rzeczy" przemycał też w... szkolnych apelach. - Obstawiałem wszystkie rozpoczęcia i zakończenia roku. Czasami wygadywałem bzdury, więc - dla przeciwwagi - nauczyciele dokooptowywali mi jakąś dziewczynę.

Gdzie, jak nie do szkoły teatralnej, miał trafić klasowy spec od żartów? Na przykład na studia dziennikarskie. - Po maturze nie dostałem się ani do szkoły w Łodzi, ani we Wrocławiu. Poszedłem na dziennikarstwo, ale szczerze mówiąc, nie mogłem usiedzieć w ławce, roznosiło mnie. Jak za drugim podejściem dostałem się na studia aktorskie, nie zastanawiałem się ani chwili - mówi Krzysztof. I tak, dzięki warszawskiej PWST, na rynku pracy będzie o jednego bezrobotnego dziennikarza mniej.

Kiedy jedenastoletni Krzyś Szczepaniak podczas publicznego występu w podstawówce zapomniał słów kolędy "Mędrcy świata monarchowie", ze wstydu prawie zapadł się pod ziemię. Mało tego - młodzieńcza demencja sprawiła, że przez chwilę rozważał zakończenie kariery. Ale, ku uciesze widzów 32. PPA, stało się inaczej.

Justyna Kościelna
POLSKA Gazeta Wrocławska
4 kwietnia 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...