Turandot, czyli różne oblicza okrucieństwa

"Turandot" - reż: Paweł Passini - Teatr Centralny w Lublinie

Najnowszy spektakl Pawła Passiniego, koprodukcję neTTheatre i Grupy Coincidentia, odebrałem jako przedstawienie o okrucieństwie - okrucieństwie ludzkim i okrucieństwie losu.

Passini wykorzystał w swojej sztuce elementy opery Pucciniego, fragmenty jego biografii i wyimki z jego listów. Pisząc krótko: wstawił do dramatu twórcę dzieła, które gruntownie sparafrazował. 

To zabieg nienowy, stosowany już w teatrze niejednokrotnie. Z różnym skutkiem. Tu akurat wydaje się dopuszczalny i uzasadniony, bo ostatnia opera Pucciniego jest w sposób szczególny naznaczona losami jego samego. Autor pozostawił ją niedokończoną, co samo w sobie stanowi zaproszenie do manipulacji. 

Ponadto libretto odzwierciedla jego pokomplikowane życie rodzinne. Okrutna tytułowa księżniczka chińska może kojarzyć się z żoną kompozytora Elwirą. Pierwowzorem niewolnicy Liu popełniającej samobójstwo, by uratować z opresji operowego księcia, wydaje się służąca domu twórcy Doria, która odebrała sobie życie po nagonce Elwiry posądzającej ją o romans z Puccinim (zmarła w mękach, sekcja zwłok wykazała, że była dziewicą). 

Te paralele znalazły odbicie w spektaklu Passiniego. Wątki autentyczne zostały zestawione ze światem przedstawionym opery, z że ten uległ znacznej modyfikacji. Nasz scenarzysta i reżyser w jednej osobie zaprezentował go jako coś w rodzaju profetycznego koszmaru Pucciniego. 

To Chiny nam współczesne, w których człowiek znaczy jeszcze mniej niż kiedyś, w których taśmowo produkuje się sportowców narażając dzieci na cierpienie, w których władza rutynowo zabija i torturuje ludzi. Ostatnie z tych wynaturzeń widzimy i słyszymy w metaforycznej scenie pastwienia się nad warzywami w rytm tandetnej plastikowej muzyki. Poprzednie oglądamy w filmach wyświetlanych na ekranach z tyłu sceny. 

Wszystko to razem z nami obserwuje i z rzadka komentuje niby-chór jakby z greckiej tragedii. Ale niemy, posługujący się językiem migowym. To z jednej strony nawiązanie do schyłkowego stanu Pucciniego, który usiłując dokończyć swoją operę zmagał się z rakiem krtani i nie mógł już sam testować skomponowanych fragmentów wokalnych. Z drugiej - metafora świata, w którym ludzie są głusi na okrucieństwo i cierpienie.

Jacek Szymczyk
Dziennik Wschodni
21 października 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...